Prolog

2.2K 201 43
                                    

Mężczyźni od zawsze mieli tę magiczną zdolność ogłupiania kobiet, zwłaszcza Evansowie.

​Evansowie słynęli z kruczoczarnych włosów, burzliwych tęczówek – w których kobiety tonąć pragnęły.

Postronny obserwator wywracał oczami z zażenowania będąc świadkiem jak niewiasty chichotały, gdy grzech spojrzenia Evansów skupiał się na ich spojrzeniu. To jak topniały i bezwiednie zaciskały uda pod stolikami...

​Doprawdy widok godny pożałowania.

​Każdy z Evansów znakomicie posługiwał się wszystkimi technikami manipulacyjnymi.

Doskonale wiedzieli, kiedy zagryźć dolną wargę w kolorze dojrzewających malin. Zdawali sobie sprawę jak kobiety uwielbiały, gdy wpatrzeni prosto w ich rumiane twarze podpierali podbródki na dłoni zwiniętej w pięść, a ich pierś unosiła się jakby w westchnięciu.

​Ich zwinne myśli wprowadzały rozmowy na wytworny poziom, a śmiech, którym częstowali kobiety pochłaniał ich nieświadome umysły do cna.

​Nic czym byli i z czego się składali nie było przyzwoite – ani za dnia, ani w nocy, gdy ciała ich wybranek tonęły w jękach i satynowej pościel, otulone dotykiem silnych dłoni pozostawiającym czerwone ślady. Skąpane w słowach parzących policzki i w myślach, z których wstyd się wyspowiadać, jednak samo ich wspomnienie budziło bolące i nagłe pragnienie.

​Do przyzwoitości brakowało im serca, ponieważ ten kawałek lodu, w ich piersiach, ostatnie czym był to sercem. Ich uwodzenie, ostatnie czym wypadałoby nazwać to zaangażowaniem, nawet jeśli ich uwaga została skupiona na jednej kobiecie.

​A one zawsze im ufały. Ich ojcowie na obiady z wysoko postawionymi Evansami zakładali wyprasowane koszule i zaganiali żony do pieczenia aromatycznych mięs, przygotowywali alkohole wycierając zakurzone butelki oczekujące w zaciemnionych piwniczkach na specjalne okazje.

Mieli w sobie coś magnetycznego... Nie sposób było im tego odmówić.

I to zawsze okazywało się przekleństwem, ale dopiero, gdy było zbyt późno...

​Zawsze, gdy było już zbyt późno – gdy obrączka lśniła na drobnym kobiecym palcu okazywało się, że te czarne męskie oczy doprawdy były odzwierciedleniem duszy.

​Kobiety Evansów zawsze się uśmiechały, nosiły drogie sukienki i bieliznę szytą na zamówienie męża. Miały dopasowane rękawiczki i buty nowe w każdym sezonie.

​Żony Evansów gotowały, wychowywały dzieci i wyczekiwały powrotu męża na paluszkach.
​Na paluszkach pokonywały korytarze swoich ogromnych domów, gdy mąż był w złym nastroju.

​Szeptały do dzieci, aby były cicho i nie denerwowały taty.

​Kobiety Evansów płakały.

​Nieprzyzwoicie dużo.

Kocham, wasza Lukrecja

Poranki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz