Niesprawiedliwe

765 79 49
                                    

Upłynęło cztery lata od kiedy, Johny Daniels ostatni raz widział Olivię gdzieindziej niż w gazecie – uśmiechniętą w objęciach męża. Często bywali w towarzystwie, witali się z ważnymi osobistościami kierującymi miastem i tymi spoza.

Nie widział jej tak długo i tęsknił ku jej oczom.

Nawet jeśli te nigdy niebyły skierowane w prostu ku niemu.

Chociaż się starał, tak jak zakochany – wtedy, gdy spotkał ją pierwszy raz – licealista potrafił. Kiedyś nawet na szkolnym jarmarku kupił od niej ciasteczko. Miał alergie na jeden z jego składników, a pomimo to zjadł je całe na jej oczach i zapewnił, że było to najlepsze ciastko w jego życiu. Była jednak zbyt zabiegana i zbyt rozchwytywana na niewielkim stoisku, aby poświęcić mu więcej uwagi.

Był szczęśliwy nawet jeśli ów ciasteczko kosztowało go bóle żołądka.

Johnny zawsze jej wypatrywał. Oczekiwał momentu, w którym upuści zeszyt, a on będzie mógł jej go podać. Szukał sposobności tak długo, iż nie zdążył – ponieważ o Liv zaczął starać się inny mężczyzna. Robił to zdecydowanie. Jakby był przekonany, że młoda kobieta przypadnie właśnie jemu.

I cóż – chyba był tak pewny swojego, że mu się udało, bo Olivia faktycznie została niebawem żoną, a później matką.

Młody mężczyzna oczekiwał powrotu Liv na uczelnie, którą oboje wybrali. W której razem chodzili na wykłady. Oczekiwał jej tak niemiłosiernie, że przygotował sobie mowę gratulacyjną, gdzie mógłby przemycić jeden lub dwa komplementy. Może rozgadałby się tak bardzo, że zdążyłby ją rozbawić. Albo przynajmniej zaproponować przeniesienie rozmowy do uczelnianej kafejki. Może jakiś cud sprawiłby, że wpatrywałaby się w jego oczy śmiejąc się z niebanalnych żartów? Wymyślił parę i nauczył się ich na pamięć.

Lecz Olivia nigdy więcej nie pojawiła się na zajęciach, plotki głosiły, iż uznała, że jej miejsce jest w domu przy synu i mężu.

Johnny pomimo to – wypatrywał jej w nieustannie pędzącym tłumie.

Z czasem przestawał się jej spodziewać, a gdy na dobre opuścił mury szkolne – był przekonany, że los złośliwie ześle ją w tamto miejsce, akurat, gdy jego tam zbrakło.

Aż postanowił sam stanąć na jej drodze.

– Jesteś głupcem. – Wytknął mu ojciec.

– To idealnie rozwijająca się firma. Udziały w niej, nawet jeśli kosztowały nas miliony, nie jesteś wstanie powiedzieć, że się nie zwrócą. Wiem co robię.

Raczej miał nadzieję, że wiedział, co robił.

Ojciec spojrzał na niego krytycznie, przeczesał siwe włosy palcami i westchnął znużony. Był zbyt stary, jednak ostatnie co miał ochotę zrobić, to oddać firmę w ręce syna – szaleńca. Który niemal skazał ich rodzinę na głód, dla wykupienia znaczącej części udziałów w firmie – Erica Evansa. Starzec nie zapytał ile dokładnie musiał wpłacić jego syn, aby wedrzeć się pomiędzy tę gnidę i jego kumpli. Jednak najwyraźniej zrobił wszystko, aby plan się powiódł. Ojciec Johnny'ego nigdy również nie zapytał, czy zarząd ich firmy wyraził zgodę, na podjęcie takich środków, czy jego syn zostanie okrzyknięty złodziejem.

Miał zbyt wiele siwych włosów aby pytać – bał się, że kolejnym etapem będzie łysienie.

– Będziesz miał ciepłe biuro? W wysokim budynku? – zapytał, bo to jako jedyne mogło dać mu ukojenie.

Poranki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz