Olivia biorąc rano prysznic, spędziła tam chwilę dłużej wykorzystując twardy sen małego Willa.
Eric wyszedł z domu o piątej nad ranem, zapragnął być w firmie wcześniej, a reszty nie zamierzał jej tłumaczyć.
Liv zakręciła włosy na wałki, aby nabrały sprężystości, posmarowała przesuszoną twarz odrobiną kremu, a gdy ten się wchłoną, wtarła w policzki róż. Postanowiła, że skończy makijaż, gdy tylko godzina przybycia jej męża wybije na zegarze.
Wzięła w ręce Willa okrytego kocykiem i zeszła z nim po schodach, niemal od razu odłożyła go na kanapę, zostawiając pocałunek na jego czole.
Wtedy rozbrzmiało pukanie do drzwi, które nieprzyjemnie ją sparaliżowało. Nikogo się nie spodziewała, a jej niepełny makijaż i wałki na głowie, byłby z pewnością nieapetyczne, dla przypadkowej osoby liczącej na jej towarzystwo, albo krewnych, którzy akurat byli w okolicy i postanowiliby pocieszyć oczy jej promiennym uśmiechem.
Pukanie rozbrzmiało znów, a dziewczyna drgnęła.
Jej gość z jakiegoś powodu uznał, że brak odpowiedzi jest zgodą na przekroczenie progu.
I tak Johnny Daniels staną w jej progu.
Ubrany w ciemny elegancki garnitur, i kapelusz, który zdjął, gdy tylko ją zobaczył. Pochylił się ku niej.
– Pani Evans? Czy jest pani w domu sama?
– Tak. – Skinęła ruchem głowy.
– Mógłbym wejść? Pani mąż poprosił, abym przyszedł i poczekał tu, zapewniano mnie, że pojawi się tu za kwadrans.
Przerażało ją każde kolejne ze słów jakie padły z jego ust.
– Kim pan jest?
– Proszę wybaczyć brak taktu. – Przyłożył dłoń do serca.
Johnny nie wziął do siebie tego, że nie miała pojęcia kim był. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawsze umykał jej uwadze. Jednak kiedy zbliżył się ku niej tak nieprzyzwoicie blisko doprawdy, nie potrafiła patrzeć nigdzie poza niego. Stanął, ujął jej drobną dłoń w swoją i pochylił się, aby złożyć czuły pocałunek, od którego przeszły ją niebywałe dreszcze.
Nie miała pojęcia czy robiła coś złego, bo jej męża nie było obok, czy wręcz przeciwnie dobrze, że pozwoliła mężczyźnie na tę czułość. W końcu taki był zwyczaj. Tak witano się z kobietami jej podobnymi.
Gdy Johnny wyprostował się, skinęła głową.
– Johnny Daniels.
– Olivia Evans.
I wpatrywali się w siebie niezdrową sekundę.
Liv mogłaby przysiąc, że jego błękitne oczy – tak inne od oczu jej męża – ogrzewały wszystko dookoła. To, że nie był tak wysoki sprawiło, że odważniej spoglądała na jego gładką twarz, a ciało, które nie napinało się przy każdym ruchu, czyniło go wyjątkowym. Sprawiło, że coś w niej, tak głęboko zakopane poczucie bezpieczeństwa wypłynęło na powierzchnię.
Olivia od dawna nie czuła nawet grama bezpieczeństwa, aż pan Daniels pojawił się w progu jej drzwi i usiłowała oderwać wzrok, ale ilekroć spoglądała ku ziemi – widziała jego dłonie, tak miękkie i gorące. Zupełnie inne niż jej dłonie i dłonie jej męża.
Ze wszystkich rzeczy, których była tak niemożliwie pewna – najbardziej wierzyła w to, że mężczyzna stojący przed nią był porankiem. Słonecznym popołudniem i ciszą kojącą, pozwalającą na myśli przesycone codziennością i leczącą natłok tych niespokojnych. Przez sekundę wpatrzona we wszystko czym wydawał się jej być poczuła niepokojące ciepło rozlewające się po jej policzkach.
CZYTASZ
Poranki
ChickLitZawsze, gdy było już zbyt późno - gdy obrączka lśniła na drobnym kobiecym palcu okazywało się, że te czarne męskie oczy doprawdy były odzwierciedleniem duszy.