- 2 -

295 21 0
                                    

- Faustyna Fugińska -

Impreza minęła bardzo szybko i przyjemnie w towarzystwie innych. Czułam się wyluzowana bardziej niż przez ostatnie tygodnie, zapewne to od litrów szampana które wypiłam. Wieczorem gdy wszyscy powoli się rozchodzili wróciłam do domu z Leonem. Chłopak nie odzywał się przez całą drogę, byłam tym zdziwiona, pomyślałam że to przez imprezę, nie podobało mu się.

Weszłam do mieszkania, zdjęłam szpilki i poszłam do kuchni by napić się wody. Blondyn usiadł przy wyspie milcząc, spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

- Coś się stało Leon? - Zapytałam podchodząc, chłopak jedynie ruszył głową w bok unikając ze mną wzroku. - Nie podobało ci się? - Dopytałam szukając płaszczyzny na której mogłam oprzeć swoje podejrzenia.

- Nie... nie o to chodzi. - Rzekł nagle, widziałam w jego oczach złość co nie było u niego częste. - Powiedz mi szczerze Faustyna, kochasz go? - Powiedział zwracając na mnie wzrok. Zdziwiona spojrzałam na niego popijając wodę z szklanki. 

- Kogo?

- Nie udawaj. - Wstał od blatu i stanął przy drzwiach od sypialni. - Bartka, a kogo innego? - Spojrzał na mnie spuszczając ręce wzdłuż ciała. Zmieszana odstawiłam szklankę na blat.

- Leon, rozmawialiśmy już o tym. - Oznajmiłam, chłopak westchnął łapiąc za klamkę od drzwi. - Bartek jest moim przyjacielem, lubimy się już dwa lata, przeżyliśmy ze sobą dużo czasu i nic więcej. - Dodałam chcąc go uspokoić, lecz zamiast tego zmarnowałam go jeszcze bardziej.

- Tak? Jakoś dzisiaj widziałem to nad wyraz. - Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, wytchnęłam z siebie ostatnie powietrze z płuc i usiadłam na kanapie. Nie byłam w stanie zrozumieć zachowanie chłopaka, rozumiem że może być zazdrosny, ale twierdzenie że kocham kogoś innego było już ciosem poniżej pasa. Nie kocham Bartka, nigdy go nie kochałam choć mieliśmy momenty kiedy przekroczyliśmy granice, lecz nigdy na tyle by zrobić coś nie na miejscu i wbrew naszej przyjaźni. Byłam skołowana, musiałam się przespać.

- Bartek Kubicki -

Cholera mój łeb, chyba za dużo wypiłem...

Wstałem późnym południem, było pod dwunastej a ja dalej leżałem w łóżku czując ciężar na głowie, dawno tak nie popiłem. Zwlokłem się z łóżka ledwo stając na nogach, poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic po czym udałem się do kuchni by zjeść szybkie śniadanie. Siedząc przy stole usłyszałem dzwoniący telefon, wziąłem go z sypialni i odebrałem połączenie od Hani.

- Hej Hania co tam? - Przywitałem się.

- Hej, Bartuś masz może wolny czas teraz? 

- Mmm... w sumie to tak.

- Mógłbyś mi pomóc? Mam do odebrania ze sklepu szafkę a Świeży pojechał do Białegostoku.

- Jasne, za pół godziny będę po ciebie.

- OK, do zobaczenia.

- Pa. - Rozłączyłem się, zjadłem śniadanie do końca i poszedłem ubrać się w cokolwiek pasującego do siebie. Po chwili byłem już gotowy do wyjścia, wziąłem portfel i kilka innych potrzebnych rzeczy po czym pojechałem do domu Hani dzwoniąc do niej by zeszła.

Gdy dojechałem dziewczyna czekała już na chodniku, podjechałem po nią, wsiadła do środka i przywitała się.

- Gdzie jedziemy? - Zapytałem.

- Do Leroy'a. 

- Co to za szafka?

- Kupiłam do sypialni na jakieś pierdoły bo trzymamy na regale i nieładnie to wygląda.

- Zrozumiałe. - Odparłem po czym ruszyłem drogą. Dziewczyna wyglądała na wypoczętą, ona jako jedna z nielicznych nie piła alkoholu wczoraj, zazdrościłem jej takiego stanu.

- Jak się czujesz po wczoraj? 

- Słabo, ledwo wstałem z łóżka.

- Nie dziwię się, z Patrykiem wypiliście prawie całą butelkę szampana. - Zaśmiała się. - Ale chociaż potańcowaliście nieźle. - Dodała. Rzeczywiście wczoraj razem z Patrykiem sporo tańczyliśmy, nie pamiętałem wszystkiego dokładnie lecz ogóły tak. - A właśnie, a co wczoraj się stało że tak blisko z Faustyną byliście? - Zapytała, lekko zdziwiony spojrzałem na nią.

- Blisko? Co masz na myśli?

- Oj no wiesz, wczoraj dużo ze sobą tańczyliście, gadaliście, było czuć chemię. - Zaśmiała się ponownie. 

- Przesadzasz, po prostu się bawiliśmy jak to na imprezie bywa.

- Ale przyznasz że czujesz do niej chemię.

- Hania, przypominam ci że Faustyna to moja przyjaciółka. - Oznajmiłem, dziewczyna pokiwała głową. - Poza tym przypominam ci że ma chłopaka który był wczoraj na tej imprezie. - Dodałem. Dziewczyna zamilkła, wychodziło na to że wygrałem argumentację, mimo to nie mogłem pozbyć się tego tematu przez całą drogę do sklepu. Może Hania miała trochę racji? Co prawda powiedzenie że kocham się w Faustynie było by przegięciem to zauroczenie miałoby sens. 

Dojechaliśmy do sklepu, odebraliśmy zamówioną szafkę po czym stwierdziliśmy że przejedziemy się do Mc'Donalda na kawę, nie byłem skłonny odmówić. Dojechaliśmy do baru, zamówiliśmy sobie po kawie po czym zajęliśmy miejsce przy oknie z widokiem na samochód, miałem fioła na punkcie tego samochodu. Zaczęliśmy rozmawiać o kolejnej planowanej imprezie, byłem już nim zmęczony lecz myśl o kolejnym spotkaniu z innymi i wypiciu co nie co przekonywała mnie. 

- Ale naprawdę Bartek? Nie czujesz do Faustyny nic poza przyjaźnią? - Zapytała zaczynając temat ponownie, westchnąłem mając powoli dość. 

- Hani-

- Bartek, pytam na poważnie, widać po was że tego chcecie ale jakbyście się bali. - Odparła. Dziewczyna chyba w tamtym momencie uświadomiła mi że patrzę na swoje uczucia i innej perspektywy niż powinienem. Zawsze uważałem że to co robię to zwykłe przyjacielskie wygłupy, lecz te wygłupy zawsze miały drugie dno. - Pamiętasz początek roku? Jak się uwielbialiście? kochałeś z nią robić różne rzeczy a ona to odwzajemniała. - Przypomniała mi. Racja, kochałem przebywać z nią w każdej wolnej chwili. - Potem prawie się pocałowaliście, sam mi o tym powiedziałeś. - Powiedziała. To też było prawdą, podczas koncertów nie mieliśmy w ogóle czasu dla siebie, a gdy jakiś się pojawiał staraliśmy się go spożytkować, w taki sposób prawie pocałowałem Faustynę kompletnie tego chcąc. Potem pojawił się Leon i wszystko jakby runęło, przestałem się starać i czułem pustkę, zazdrość i złość, oskarżałem go że odebrał mi miłość.

- Hania proszę stop... - Odparłem biorąc głębszy wdech. - Masz rację, OK? Kocham ją, chcę z nią być ale nie mogę bo jej przysięgałem że nie zrobię jej tej krzywdy. - Oznajmiłem, spojrzałem na tablicę z zamówieniami, nasze było do odbioru, wstałem od stolika i poszedłem do lady. Czułem jak nogi załamują się pode mną, nie wiedziałem czy to przez alkohol i zrozumienie że moje uczucia Faustyny były prawdziwe i możliwe do spełnienia. Wróciłem do stolika i położyłem tacę z dwoma kubkami po środku, zamilkłem na chwilę tonąc w kolejnych myślach.

Cholernie ją kochałem...

Pamiętajcie by zagłosować i pisać komentarze!

Miłego dnia/wieczoru <3

Friend and traitor [Fartek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz