Rozdział pierwszy

354 34 33
                                    

Zaraz, gdy tylko wyszedłem z samolotu na świeże powietrze, porządnie się nim zaciągnąłem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zaraz, gdy tylko wyszedłem z samolotu na świeże powietrze, porządnie się nim zaciągnąłem. Było gorąco, ale dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem. Przesadnie nowoczesne lotnisko, widoczne za nim wysokie budynki, pełno bogatych ludzi i my. Moi przyjaciele grzecznie na mnie czekali, podczas gdy ja zachwycałem się chwilą.

— Kubir! Bo zaraz nam zginiesz! — Krzyknął na mnie Busz. Miedzy nami pojawiło się trochę osób. Mój telefon był rozładowany, a na dodatek nie miałem zakupionej karty. Zgubienie się na ogromnym lotnisku z pewnością do mnie nie przemawiało.

Przebiłem się jakoś przez stojących mi na drodze ludzi i odnalazłem resztę. Posłałem im zakłopotany uśmieszek, a oni się cicho zaśmiali. Byliśmy zmęczeni. A przynajmniej ja to odczuwałem w dużo większym stopniu niż zwykle. Marzyłem o łóżku, w którym mogłem się zakopać w milusiej pościeli. Czym prędzej ruszyliśmy, by zabrać nasze bagaże i udać się do wynajętego apartamentu.

Idąc przez szklany tunel znowu jakimś cudem zostałem z tyłu. Mój wzrok nie mógł odejść od tych wszystkich światełek, roślin i całej zabudowy. Spojrzenie co chwila zatrzymywałem na nowej rzeczy, której wcześniej nie widziałem. Mało brakowało, żebym wtopił nos w szkło, jak to robiłem za dzieciaka. Mama zawsze na mnie krzyczała, że "ochuchałem" całą szybę.

Nagle coś mną szarpnęło. Zachwiałem się, lecz utrzymałem równowagę robiąc paręnaście kroków do tyłu. Gdy tylko odwróciłem głowę ujrzałem tył Tobiasza, który ciągnąc mnie za plecak szedł dalej. Szybko wyrównałem z nim krok, by się nie wywrócić. Miał prędki chód, przez co zawsze musiałem podbiegać.

— Tak będzie bezpieczniej. — Wzmocnił uścisk na moim plecaku, na co ja wywróciłem oczami.

— To ostatni raz, musiałem osłaniać nasze tyły. — Zachichotałem co chłopak również zrobił.

— I co? Żadna palma nie planuje na nas spaść? — Spojrzał najpierw na mnie, a potem na kamerę skierowaną w naszą stronę.

— Gdybyś mnie nie zabrał to zdążyłbym sprawić, na ten moment możemy ufać tylko tym wszystkim neonom i światełkom. — Zasalutowałem na co starszy pokręcił głową. Zaśmiałem się i widząc zbliżającą się do mnie naszą przyjaciółkę z kamerą pomachałem i zakryłem obiektyw robiąc dobry start na świetne przejście w filmie.

Po drodze do hotelu ekscytowaliśmy się wszystkim. Zaczynając od budynków a kończąc na sportowych samochodach. Nie obeszło się bez żartów, że takowe należą do nas. Moim małym marzeniem było posiadanie takiego auta. Nie byłem może kierowcą światowych lotów, ale w życiu nie powstrzymałbym się od dodania gazu w takiej furze. To dopiero musiała być wolność.

 To dopiero musiała być wolność

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Tobir ~Secrets~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz