Rozdział 3

66 7 0
                                    

Lekcje minęły mi jak zawsze - wolno i nudno . Do tego mnóstwo zadań domowych . świetnie , tylko tego mi brakowało .  Wyciągam kilka książek z szafki , gdy nagle słyszę jak ktoś woła moje imię. Natychmiast się odwracam , chociaż nie przywykłam do ludzi , którzy chcą ze mną gadać. 

- Kurde ! - Myślę , przecież to Marissa i jej paczka , to nie wróży niczego dobrego , chcę uciec , ale nie mam gdzie , cóż jedyne co mogę zrobić , to postarać się przeżyć to upokarzające spotkanie i zachować choć resztki godności .

- Sally , co za imię dla kretyna - Szydzą ze mnie .

- Marissa , jak dobrze Cię widzieć , czego chcesz ? - Pytam , chcę mieć to już za sobą .

- Oj , nieładnie Sally , przecież nic od Ciebie nie chcemy , prawda ? - Zawtórowała jej paczka .

- Jeśli niczego nie chcesz , to spadaj i daj mi żyć !

- Davis !? - Krzyczy Marissa , chłopak wychodzi do przodu , dopiero teraz go zauważyłam .

- Mówiłeś , że nic już do niej nie czujesz , a więc udowodnij to . - Davis przeskakuje nerwowo z nogi na nogę , patrzę zaintrygowana , to dziwne , on nie ma w zwyczaju się wahać , jednak Marissie nikt nie potrafi odmawiać , spodziewam się najgorszego .

- No dalej , na co czekasz !? - Krzyczy zniecierpliwiona , nigdy nie musiała czekać na wypełnienie jej rozkazu .

- Co mam zrobić ? - Ledwo mówi , jest cały blady , nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Marissa podchodzi do niego , a jej obcasy delikatnie stukają , zaczyna szeptać mu coś do ucha , nie wiem jak to możliwe , ale Davis zrobił się jeszcze bielszy . Chyba podjął decyzje , bo podchodzi do mnie , wyrywa mi plecak i książki i wyrzuca je za okno , to przyszło mu dość łatwo , ale ja wiem że to nie koniec , jeśli ktoś podpadnie Marissie , ta nie zostawia na nim ani jednej suchej nici , mało kiedy się angażuje , ale jeśli już to robi , to do końca ,w duchu przygotowuję się na najgorsze i zastanawiam , jak ukryje siniaki . Davis podchodzi do mnie niepewnie .

- Wybacz mała , ale muszę , nie mam wyboru. - Szepcze. Bzdura , mam ochotę odpowiedzieć , zawsze jest jakiś wybór , zawsze są przynajmniej dwie opcje . Zamykam oczy i czuje jak chłopak policzkuje mnie raz za razem .

- Co za świnia ! - Myślę , nie jestem w stanie nic powiedzieć , bo właśnie dostałam solidnego kopniaka w brzuch , zwijam się w pół i czuję , że zjadłam nieco za dużo na lunch . Piekielnie boli , nigdy nie byłam odporna na ból . W pewnym momencie uświadomiłam sobie , że od jakiegoś czasu nie czuję kopnięć , jak przez mgłę , słyszę wrzawę , nieśmiało otwieram oczy , to co ujrzałam sprawiło , że przez chwilę nic do mnie nie docierało . Nie widziałam zbyt dobrze , ale jedno było pewno ...

Ktoś stanął w mojej obronie . Nie pamiętam kiedy ostatni raz ktokolwiek poza rodziną , okazał mi jakieś uczucie , a w tym momencie , ktoś ryzykował dla mnie , całe szczęście , że Marissa poza Davisem nie przyprowadziła ze sobą żadnego innego chłopaka , bo inaczej mój wybawca nie miałby szans . Chciałam mu pomóc , ale gdy tylko spróbowałam stanąć , świat wokół mnie zawirował , nie mogłam nic zrobić , tak fatalnie się z tym czułam . Kątem oka widzę jak Marissa i reszta dziewczyn ucieka , typowe dla nich  , zawsze gdy jest ryzyko porażki , ona się ulatnia . Davis chyba mocno oberwał , bo jego twarz jest zakrwawiona .

- Nie wiem kim jesteś i nie wiem czemu jej pomagasz , ale dziękuję - Powiedział i odszedł , jakoś dziwnie to zabrzmiało , za co on mu dziękuje ?

- Hej ! Słyszysz mnie . Halo , możesz mówić ? - Słyszę aksamitny głos mojego wybawcy .

- Cz-cz-czemu  m-m-mi pomogłeś ? - Wydukałam . 

- To niesprawiedliwe , że Cię zaatakował , nie miałaś szans , musiałem interweniować . - Wzrusza ramionami , jakby to była drobnostka , jednak powoli odzyskuje wzrok i widzę , że jest cały roztrzęsiony .

- Dziękuję Ci - Mówię ledwo słyszalnym szeptem .

- Chodź , musisz doprowadzić się do porządku , zanim jakiś nauczyciel zacznie tu węszyć . A niech to ! Co za cwaniaki ! Zakryli monitoring . - Nagle czuję jego dotyk , bierze mnie na ręce jakbym była 5 letnim dzieckiem , a nie szesnastolatką , jego ciało jest takie ciepłe , uświadomiłam sobie jak bardzo jest mi zimno , chyba zdarli ze mnie prawie wszystkie ubrania , wole nie wyobrażać sobie , jak muszę teraz wyglądać , ale nadal boli jak cholera , syczę z bólu , bo chłopak dotknął mojego policzka . Idziemy w stronę łazienki , dobrze że wszyscy poszli już do domu , bo inaczej byłoby już tu zbiegowisko . Wchodzimy do łazienki , a on delikatnie opiera mnie o ścianę .

- Przemyje najgorsze miejsca zimną wodą , okej ? - Zdobywam się tylko na kiwnięcie głową , na więcej nie pozwala mi rwący ból . Po chwili czuje przemoczoną i lodowatą chustkę na moim ciele , z początku piecze , jednak z czasem przynosi ukojenie , nie wiem jak długo to trwało , ale po pewnym czasie spostrzegłam się , że  cierpienie , które wcześniej było męką , teraz jest już znośne . Próbowałam wstać , ale te same silne ręce mnie powstrzymały.

Jeszcze nie , poczekaj chwilę , w jednym miejscu masz rozcięcie , trzeba zatamować krew . - Wyczułam jak owija moje ramię jakimś materiałem , wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak dużo krwi musiało mi ubyć , teraz gdy większe skaleczenia były zabezpieczone czułam jak moje ciało powoli się regeneruje .

- Musze wstać ... - mówię łamiącym się głosem .

- Jesteś pewna ? Czekaj pomogę Ci . - Przytrzymał mnie , a ja cała się trzęsąc  , z całych sił próbowałam wstać . W końcu udało się ,co prawda podpierałam się o ścianę , a chłopak wciąż mnie trzymał , ale stałam . Dopiero teraz miałam okazje mu się przyjrzeć ... I o zgrozo ...  Jakie on miał cudowne oczy , były orzechowe i kryło się w nich tyle ciepła , gdy w nie patrzyłam , natychmiast robiło mi się gorąco , ale to nie wszystko . Nigdy nie widziałam tak wspaniałego koloru włosów były miedziano-brązowe , mój wybawca był wysportowany , ale nie przepakowany , dziwne że nigdy wcześniej go nie zauważyłam . Na pewno nie był popularny , nikt komu choć odrobinę zależy na byciu lubianym nie zadziera z Marissą . Może był nowy ? 

- Dziękuję , dziękuję jeszcze raz , jestem Ci winna przysługę - przerywam ciszę , już silniejszym głosem.

- Coś ty , nie pomagam dla laurów . 

- Dobrze , ale czuję się dłużna - Zaśmiał się .

- No niech Ci będzie jeśli chcesz ,możesz być ze mną w projekcie z biologii . - wyszczerzył wszystkie zęby.

- Przecież , to jest nagroda dla mnie , nie przysługa , gdyby nie twoja propozycja musiałabym wszystko robić sama .

- Właśnie o to chodzi , pomożesz równocześnie sobie i mi , to jak zgadzasz się ?

- Pewnie ! Ale , ale ....

- Jakie , ale , nie ma żadnego ale , obiecałaś mi przysługę ! - Wybuchnął śmiechem . Widząc moją minę spoważniał .

- o co chodzi ?

- Nie wstydzisz się pracować ze mną ? 

- Nie , a mam powód ?

- Jesteś tu nowy , prawda ?

- Nie , doskonale wiem , co się tu dzieje , na prawdę nigdy wcześniej mnie nie zauważyłaś ?- Pyta nieco zasmucony .

- To nie tak , po prostu mało kogo kojarzę , nawet w mojej klasie nie znam imion większości .

- No dobrze , ale nie odpowiedziałaś na moje wcześniejsze pytanie . Chcesz robić ze mną ten projekt ?

- A mam wybór ? - Zaśmiałam się .

- Nie ! - Zawyrokował z uśmiechem .

- A teraz chodź , odprowadzę Cię , obawiam się , że sama nie dasz rady dojść - Nieśmiało się uśmiechnął . 

- Aha i jestem Shane , a ty ?

- Sally - podaję mu rękę . Shane , jakie śliczne imię ...



Kim jestem ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz