ROZDZIAŁ 1 CIEKAWOŚĆ ZAWSZE WYGRYWA

36 2 2
                                    

Szła krętą drogą...

Pojedyncze osoby przewijały się co kilka minut, wlepiając w dziewczynę swoje ślepia, które były czarne, jak noc. Zaśmiała się nerwowo, pod nosem, jednocześnie czując kołatanie serca.
Bzdury, przecież to tylko niemądre myśli, po raz kolejny sprawiają u niej takie wrażenie.

Jednak przeczucie podpowiadało jej,  że coś jest nie tak.

Nagle usłyszała dźwięk, który rozniósł się echem po całej ulicy.
Nie potrafiła go konktetnie zidentyfikować, owemu dźwiękowi było najbliżej do rozpaczliwego krzyku.

Następnie pojawiły się kroki. Grace zahuczało w głowie.
To napewno przez przemęczenie.
Aby zniwelować uczucie przerażenia, pospiesznie wyciągnęła z kieszonki jeansów słuchawki i włożyła do uszu. Mozart pomagał jej przynajmniej minimalnie wyciszyć umysł. 
Kroki i krzyki nie ustały, wręcz nasiliły się. 
Nie mogła dłużej tego znieść.
Włączyła pauzę.

Ciekawość wygrała - odwróciła głowę do tyłu. Krótko później pożałowała tej decyzji.
Stanęła w bezruchu i wstrzymała oddech, chciała zacisnąć powieki, jednak zamiast tego wpatrywała się w obiekt swojego nadmiernego strachu.
Mam halucynacje. - pomyślała. Bo jak racjonalnie wytłumaczyć to, co  zobaczyła?
Osoba przed nią uśmiechnęła się do niej.
Był to opentańczy uśmiech.
Kąciki ust - jak zdążyła zauważyć- mężczyzny nie opadały, jakby ktoś je mu przyszył.
Teraz Grace słyszała nawet dźwięk swojego serca, które łomotało jej w piersi jak oszalałe.

Nigdy w życiu się tak nie bała.

Mężczyzna bełkotał niezrozumiale. Zapotęgowało to u dziewczyny dodatkowe uczucie oderwania od rzeczywistości - w złym znaczeniu tego stwierdzenia.
Jesienny wiatr owiał jej twarz, a drzewa zaszeleściły.
Łzy pociekły po policzkach, zaszlochała.
Wtedy wypowiedziane przez mężczyznę - dużo wyraźniej niż wcześniej - słowa uderzyły w nią z niewyobrażalną siłą.
W ułamku sekundy rzuciła się do biegu.

- Zabiło, zabija i będzie zabijać.

                           ☆☆☆

Mknęła w popłochu przed siebie.

W tamtym momencie Grace błagała Boga, aby odebrał jej słuch.
Łzy kapały na czarną kurtkę. Nie odwracała się. Nie mogła.
Słyszała, że mężczyzna idzie za nią.
Biegła dalej, zaczynając widzieć podwójnie.
Nie zwalniała, przechodziła właśnie wyrzut adrenaliny.
Jeszcze chwila a jej serce tego nie wytrzyma...
Widziała przed sobą domy, a może to tylko jej wyobraźnia?
Skręciła w boczną uliczkę i dopiero wtedy obróciła się do tyłu.

Nikogo tam nie było.

Zdyszana, oparła się trzęsącą ręką o przeciwległy mur.
Wszystko zamilkło, jakby wróciła do realnego świata.
Rozejrzala się dokoła. Nikogo.
Kontynuowała swoją ucieczkę.
W oddali zauważyła biały dom. Otoczony krzewami i drzewami.
Jej dom.
Od niego dzieliło ją dziesięć metrów. Tylko dziesięć.
I wtedy jak na zawołanie wróciły te wszystkie mrożące krew w żyłach dźwięki z podwójnym nasileniem.

Grace łkała.
Gdyby ktoś ją w tamtej chwili zobaczył, pomyślałby, że jest wariatką. Uciekła z psychiatryka?
Pięć metrów.
Zaczęło ją mdlić, ale nie zwracała na to większej uwagi.

- Zabiło, zabija i będzie zabijać.

Znowu to samo.
Cholerne słowa, które dudniły jej w głowie.

Może powinna już głosić formuły pożegnania ze światem? Może to koniec jej istnienia?

Ciekawe czy właśnie tak czuje się człowiek przed śmiercią?

Metr.
Wyciągnęła po drodze kluczyki.

- Zabiło, zabija i będzie zabijać.

Nie.
Nie.
Jeszcze chwilę.
Dopadła do drzwi i z impetem je owtorzyła. Wbiegła do domu i przekręciła zamek. Następnie zasłoniła okna.

Ciemność.

Tego jej jeszcze brakowało.
Po omacku odszukała włącznik światła.
Jednak jasność nie nastała.
- Cholera jasna. - wychlipała. Po wielu próbach nadal nic się nie zmieniło. - Dlaczego teraz?
Uwielbiała horrory, kryminały, książki z tajemniczą grozą.

Ale nie miała ochoty martwić się o swoje życie.

Jedyne, co mogło jej pomóc to latarka w telefonie. Włączyła ją. 
Rodzice byli w pracy. A brat...
- Chris?
Odpowiedziała jej głucha cisza.
- Chris?
Napewno jest u babci. - wmawiała sobie. Jednak i tak chciała sprawdzić cały dom. Wchodziła w głąb korytarza, kiedy...

Zatrzymał ją hałas.

Koguty policji.

Niestety u Grace ciekawość zawsze wygrywa. Zwyciężyła i tym razem.

Wyjrzała przez okno. Miała idealny widok, na to, co się dzieje w okolicy.
Przy najbliższym domu, nie tylko stały radiowozy, ale i karetka. Ratownicy właśnie wynosili kogoś na noszach.
Obok rodziny Evans mieszkała jedna ważna osoba.
Alice Orman. 
Kobieta, która zajmowała się Grace,  gdy ta była jeszcze malutka. Nadal utrzymywały ze sobą kontakt, zazwyczaj zapraszały siebie nawzajem na herbatę i ciastko.
Na samą myśl o tym, że mogło jej się coś stać, wyszła z domu. Przecież widziała ją zaledwie rano, wynoszącą śmieci.
Wokół posiadłości widniały żółte taśmy z napisem Keep Out.
Grace patrzyła na wszystko z oddali. Nie chciała, aby jej przypuszczenia okazały się prawdą.

Prawda boli...

Jednak później pozostało dziewczynie tylko zakryć twarz dłonią, aby powstrzymać napływający spazm płaczu. Chociaż i tak się nie udało. Upadła na kolana, tracąc resztki kontaktu ze światem.
Była przytomna, ale dla siebie stała się martwym organizmem.
Ratownik wypowiedział ostatnie zdanie, zanim wprowadzili zakrytą płachtą osobę, do karetki:

- Ktoś musi zidentyfikować zwłoki pani Orman.

---------------------------------------------------------

I jak tam? Jak wam się podoba?
Następny rozdział będzie odbywał się w innym miejscu🤫🤫.
Zalecam słuchanie piosenek z playlisty, zamieszczonej na początku.

Życzę wam dalszego miłego czytanka💋💋.

                                         Kisses and hugs
                                                          ♡♡♡

Zjawa (dawna wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz