|Sebastian – teraźniejszość|
Tytuł najlepszego ojca z pewnością nie należał się mnie, skoro potrafiłem doprowadzić córkę do płaczu i samotności. Sherry to wyrozumiałe dziecko, nawet za bardzo, gdy brało się pod uwagę, kto dał jej życie. Rozumiała, dlaczego nie może chodzić nigdzie sama, dlaczego nie odwiedza koleżanek i kolegów, dlaczego nie jeździ na wycieczki. W gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko temu. Dużo czasu spędzała w towarzystwie Hannah, gdy już wybywały do ludzi lub na miasto. Dzięki temu wiedziałem, że są bezpieczne i wśród grupy ludzi, którzy zauważą podejrzane zachowanie osoby trzeciej.
Jednak Sherry dojrzewała. To nie była już parolatka, której do szczęścia trzeba rodziny i prezentów. Ona łaknęła znajomych, zwiedzania świata. Absolutnie mnie to nie dziwiło. Ja wraz z jej rodzicami byliśmy chyba wszędzie. Jak mógłbym nie rozumieć jej pociągu do tego?
Dziewięć lat to najwidoczniej granica, do której mogłem dotrzeć bez szwanku. Teraz czekał mnie już bolesny zjazd w dół przy każdej odmowie i tłumaczeniu. Hannah mnie wspierała, ale oboje wiedzieliśmy, że tak wiecznie się nie da. Dziś odmówiłem jej wyjazdu do muzeum. Za rok odmówię jej nocowania u koleżanki. Za parę lat odmówię jej randek.
Siedziałem pochylony na kanapie w salonie i zastanawiałem się nad zdrowym rozwiązaniem. Rozum mówił „dobrze robisz", ale serce płakało wraz z Sherry, która po raz kolejny jako jedyna z klasy zostawała w domu. Hannah przysiadła się do mnie, owijając szczelniej kardiganem. Wróciła z jej pokoju, czyli udało się ją uspokoić.
– Ona to rozumie, Sebastianie – podjęła, łapiąc mnie za ramię. Skinąłem głową.
– Ale cierpi.
– Dziwisz się jej? Zamykamy ją na świat od siedmiu lat – przypomniała, zabierając rękę i splatając ze sobą palce obu dłoni. – Sama dostaję już fioła. Nie zrozum mnie źle, jesteś silny za nas wszystkich i wraz z Howardem nas chronisz, ale jak długo dasz radę żyć w ten sposób? Jak długo będziesz odmawiał sobie szczęścia, tropiąc tych ludzi?
– Tak długo, aż ich nie dorwę, abyście mogły żyć w spokoju – uciąłem, wstając i idąc do kuchni.
Hannah nie odpuszczała i szła za mną jak duch w białych skarpetach, niebieskich dżinsach, białej koszulce i różowym kardiganie. Włosy upięła w klamrę z tyłu głowy, pomalowała się delikatnie, więc gdy oparła się o dzielącą nas ladę, nie mogłem uniknąć jej spojrzenia. Patrzyła na mnie, jak matka patrzy na dziecko. Cierpliwie, ale nieustępliwie. Hannah była matką dla nas wszystkich i gdyby nie ona, Sherry nie miałaby babskiego spojrzenia na świat. Jej ciepła i zrozumienia. Miałaby tylko moje chłodne usposobienie i wyrobione nawyki czułości. Kochałem swoją córkę, ale nigdy nie zapomniałem, kto był jej prawdziwym ojcem.
– Kochanie, pozwólmy im odejść i zacznijmy żyć – powiedziała, pozbawiając mnie tlenu z płuc. Przytrzymałem się blatu obiema dłońmi. – Kochałeś ich, ja też, ale musimy żyć dalej. Sherry ich nie zna, ale ciebie zna. Jesteś jej ojcem – oznajmiła, jakby weszła mi do głowy. – Twoje odtrącenie zrani ją bardziej, twoja śmierć zaboli bardziej, niż ta ich. Nie możesz gonić cieni, Sebastian. Może nigdy ich nie odnajdziesz, a Sherry potrzebuje cię teraz. Potrzebuje rodziny i wolności.
– Nigdy nie zyska pełnej wolności, Hannah – poirytowałem się. – Nigdy nie zasnę spokojnie, gdy nie będzie jej w domu. Nigdy nie będę spokojny, gdy nie odbierze telefonu! Dopóki oni tam są, nigdy nie będzie dobrze.
– Ma tylko nas, Sebastian! – uniosła się, odsuwając od blatu. Weszła w swój tryb bojowy. – Gdy ja umrę, zostaniesz ty. Gdy stanie się coś tobie, to co stanie się z nią?! Jej dziadkowie ją zniszczą, bo urodziła ją moja córka!
CZYTASZ
Basta//mxm//✔
Romance„Pogoń za odnalezieniem siebie w tak ogromnym świecie przyniosła mu tylko cierpienie i oddech niebezpieczeństwa na karku. Sebastian Bennett nadal goni, ale już nie za szukaniem dla siebie miejsca, a schwytaniem winnego jego rozpaczy. Z dziecka nieum...