Nie będę do pana telefonował

165 19 6
                                    

A/N: Dawno nie było tu czegoś mniej wesołego, nie? Dzisiaj historycznie, a tytuł zaczerpnięty od piosenki Lao Che.


Czarny, ebonitowy telefon na biurku milczał; Feliks łypnął nań spode łba, jednocześnie czekając na odpowiedź i bardzo, ale to bardzo nie chcąc jej usłyszeć, jakakolwiek by nie była.

Czasami głęboko żałował, że los dał mu taką, a nie inną rolę; słowa ultimatum, starannie ukute w tym właśnie gabinecie, każde stanowcze i oschłe, niepozostawiające miejsca na dyskusję, wciąż brzmiały mu w uszach.

Przez chwilę miał taką cichą, naiwną nadzieję, że obejdzie się bez tego; że wystarczy wziąć na stronę, szepnąć kilka słów prywatnie, po cichu to załatwić, bez uciekania się do oficjalnych pism, oficjalnych gróźb, manifestacji na ulicach i wojskowych rozkazów.

Po ichniemu, bez angażowania w to ludzi.

– Aaa, szlag by to – jęknął, przygryzając wargę. – Czemu ty jesteś taki uparty, do cholery?

Głosik w głowie, subtelny jak ukłucie igłą, przypomniał mu, że i sam Feliks ustępliwością nie grzeszy, ale postanowił go zignorować.

Przed nim, tuż obok filiżanki z zabieloną kawą, leżała mapa z jednym miastem zakreślonym ołówkiem. Obok leżała kopia noty dyplomatycznej, zaraz obok kilka raportów z granicy i parę gazet. Incydenty, jątrzące się urazy, śmierć strzelca i „stan wojny".

Polska jeszcze raz rzucił na to wszystko okiem i mocniej zapadł się w fotelu, mamrocząc pod nosem, że wolałby siedzieć teraz w jakimś ciepłym miejscu – ot, ten Madagaskar wyglądał obiecująco – niż próbować się dogadywać z Litwą.

Ba, dogadywać, parsknął. Żeby się próbować dogadywać, trzeba najpierw nawiązać jakieś stosunki dyplomatycznie.

Albo, jak w tym przypadku, wymusić je; posłał kolejne złe spojrzenie telefonowi, a potem podskoczył, gdy ten nagle zadzwonił.

Złapał za słuchawkę drżącymi nagle dłońmi; ebonit wyślizgiwał mu się spomiędzy zwilgotniałych palców.

– Żądania przyjęte – oznajmił cicho boleśnie znajomy, suchy głos, a potem połączenie się urwało. Bo cóż więcej Taurys Laurinaitis miał mu powiedzieć?

Feliks odetchnął; ostrożnie odłożył słuchawkę, wytarł spocone dłonie w chusteczkę i oparłszy łokcie o blat biurka, na chwilę schował twarz za palcami.

– Jak ja nienawidzę tej roboty – szepnął do siebie, pozwalając sobie na kilka chwil w samotności, a potem wstał, okrążył biurko i ruszył do drzwi.

Plus z tego taki, że ma jedną granicę mniej do bronienia... Musi teraz tylko odwołać ten pokaz siły i zasugerować jakiegoś przyzwoitego człowieka, którego można by było wysłać do Kowna bez dolewania oliwy do ognia.

A dzisiaj jeszcze powinien zadzwonić do Edelmana – czy może już bezpośrednio do Beilschmidta, może po tym Anschlussie z zeszłego tygodnia Austria już się tam wprowadził, cholera go wie – i zapytać, co oni sobie wyobrażają, tak po prostu aresztować biskupa i demolować kurię pod pretekstem jakiejś rewizji?!

Nadeszły paskudne czasy, stwierdził Druga Rzeczpospolita i z tą ponurą myślą opuścił gabinet dziewiętnastego marca tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku.

Zaprawdę, paskudne.


[aph] Pogoń za tobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz