Międzyświecie

257 27 7
                                    

A/N: Fluff, trochę sequel Bieszczad, trochę nie :)



Odsypiali kaca.

Cóż, „odsypiali" może nie było odpowiednim słowem – powolne splatanie ze sobą rąk i nóg, przyciskanie torsem i biodrami do drugiego ciała czy powolne, leniwe pieszczoty, polegające głównie na przyciskaniu warg do rozgrzewającej się skóry albo muskaniu jej dłońmi pod ciężką warstwą pierzyny i koców, „odsypianiem" można było nazwać tylko umownie.

Wokół lewej stopy Feliksa oplatały się rękawy koszuli. Pod przyciśniętym do poduszki ramieniem czuł zaskakująco twarde guziczki jeszcze innej koszuli, prawdopodobnie Litwy, leżącego tuż przy nim z twarzą skrytą głęboko w drugiej poduszce i chroniącego się w ten sposób przed bezlitosnym światłem poranka, które bezczelnie przebijało przez zasunięte, materiałowe rolety.

Dali nam pokój od wschodu, kurwa całej branży hotelarskiej mać, stwierdził bezsilnie Feliks i zacisnął desperacko powieki, ale blask słoneczny, jak na maj zaskakująco lipcowy, nie zamierzał odpuścić.

Im dłużej tak leżał, tym bardziej było mu niewygodnie; guziki wżynały się w skórę, stopa trochę drętwiała, a światłowstręt wydawał się wzmagać.

Niedogodności te równoważyła jednak pieszczota, która sprawiała, że Feliks nie miał zamiaru poruszyć się o cal; ręka przerzucona przez jego ramię, dłoń przeczesująca jego włosy i głaszcząca delikatną skórę potylicy...

– Liciaaa... – zamruczał, gdy dotarło do niego, że głaskanie z wolna ustaje. Przed sobą widział jedynie rozczochrane, ciemnobrązowe włosy. – Ty śpisz...?

– Taip... – wymamrotał nieprzytomnie Taurys.

– Ale bardzo czy tylko trochę? – Polska przysunął się bliżej Litwy, co wcale nie było takie proste; po pierwsze, plątanina ich kończyn i ubrań znacząco utrudniała jakiekolwiek poruszanie się, a po drugie, ciężko było już być bliżej.

Ponieważ Feliks zawsze szczycił się tym, że potrafi dokonać niemożliwego, był jednak w stanie oswobodzić stopę z koszuli i zarzucić nogę na biodro Taurysa. Ten w odpowiedzi ni to mruknął, ni to sennie westchnął.

To był stan, który Polska mógł bezczelnie wykorzystać, bo Litwa na wszystko teraz odpowiedziałby twierdząco – ale akurat nie miał ochoty na złośliwości.

Dmuchnął w ciemne kosmyki, a potem przycisnął do nich wargi; potem zsunął się nieco w dół i musnął nosem płatek widocznego ucha. Raz czy dwa zostawił całusa w tych okolicach, aż Litwa w końcu przekręcił głowę.

– Kac już ci minął? – Litwa zapytał zmęczonym głosem, z trudem wydobywając dźwięki z suchego gardła. Jego oczy, w połowie zasłonięte chaotyczną kurtyną włosów, zmrużyły się z powodu jasności panującej w pokoju. Po zadaniu tego pytania Taurys znów schował twarz w pościeli, jakby ta czynność pozbawiła go resztek energii.

Nie pozwolić Nataszce przynosić bimbru na domówki, zanotował Feliks w głowie. Przebranżawia Taurysa na personifikację wyczerpania.

– Nie... – Polska nawet nie miał bólu głowy. Po prostu czuł się, jakby przejechał po nim wyładowany do granic możliwości szesnastokołowiec. – Ale...

– Śpij, poczujesz się lepiej... Chyba.

– Wiesz, że nie umiem zasnąć na kacu – Feliks położył brodę na ramieniu Taurysa. Ramiona Litwy znów go objęły; z przyjemnością się w nich zatopił. Wolno powiódł opuszkami po ładnie zbudowanej klatce piersiowej i twardym brzuchu, śledząc znajomą sobie cienką ścieżynkę ciemniejszych włosków, a potem wyczuł pod palcami szorstkość jeansów. – Ej, na czyich spodniach leżysz?

– Nie mam pojęcia... – padła senna odpowiedź.

Skopywanie z siebie ubrań w taki sposób, by nie przerwać szczelnego kokonu z pościeli i nie wypuścić cennego ciepła miało swoje wady, ale gdy pojawili się w hotelu, dygocząc i szczękając zębami z nocnego zimna, wciąż na wpół pijani, żadnemu nie przyszło na myśl, by się rozbierać przed wskoczeniem pod pierzynę.

Dopiero potem zrobiło im się wystarczająco ciepło, by pozbyć się zbędnych elementów odzieży.

– Czekaj – Feliks podjął się rzeczy trudnej, mianowicie uniósł się na łokciach i, nie bez problemów, wyciągnął spod siebie koszulę. Śliwkowa, a więc na pewno Taurysa; na wieszaku układała się dumnie, na ciele Litwy leżała pięknie, ale teraz, po posłużeniu jako dodatkowe prześcieradło, wyglądała, jakby przeżuło ją stado psów. Ups...

Uznając, że rzut na podłogę nie pogorszy już jej stanu, Polska zajął się wygrzebywaniem z ich kokonu pozostałych ubrań. Taurys mruknął w proteście, gdy Feliks lekko go pchnął, ale pozbycie się dżinsów najwidoczniej przyniosło mu ulgę; z westchnieniem ułożył się ponownie na brzuchu, kładąc głowę na ramionach.

– Mogę, Licia? – zapytał Polska bardzo, bardzo cicho i bardzo poważnie, pochylając się nad kochankiem. Jego oddech musnął skórę, teraz niezasłoniętą grubą warstwą pierzyny.

Widząc, jak ramiona Litwy, spięte na krótki moment, rozluźniają się, Feliks uśmiechnął się, ale, nauczony doświadczeniem, poczekał na potwierdzenie.

– Taip.

A więc tak; spokojny spacer warg od linii włosów, poprzez kark i szyję, potem zgrabne łopatki. Cień kręgosłupa pod skórą, główna droga, i wiele, wiele bocznych tras, jaśniejszych od upływu lat, które Feliks całował powoli, nieśpiesznie, kolejny raz przypominając, że nie ma tu już bólu, że dotyk tutaj jest dobry i przyjemny...

– Feliksai...?

– No?

– Ačiū – Głos Taurysa był cichy i miękki, i gdzieś tam był ten bladziutki odcień wstydu, kryjący się w nieśmiałej, niewypowiedzianej wdzięczności.

Feliks uśmiechnął się szeroko.

– Na zdrowie! – powiedział dziarsko.

Zrezygnowane westchnienie powiedziało mu, że Litwa dalej nie uważa tego żartu za tak zabawny, jak sądził Polska, ale chyba już się z tym pogodził.

Rozczulony, Feliks przytknął ostatni raz wargi do ciepłej, miękkiej skóry, a potem ułożył się obok, zarzucając własne ramię na kark Taurysa.

Może jednak spróbuje jeszcze zasnąć.

W końcu, było im tu tak dobrze.


[aph] Pogoń za tobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz