2.

451 40 8
                                    


Dreszcze przeszły po karku Macieja kiedy Aniela złapała go za szyję i przycisnęła jeszcze bardziej do siebie, a ciało zadrżało lekko. Maciej momentalnie zesztywniał. Nawet nie był w stanie się odsunąć, kiedy usta Anieli pozwalały sobie na coraz więcej. Nachalnie wpijały się w wargi pomocnika kowala, wciąż uparcie zaciśnięte.

Matko, jak to się stało? 

Maciej na wymianie chłopskiej w Adamczyszach miał spędzić kolejne dziesięć miesięcy. Dostał zakwaterowanie, gwarancję jedzenia, ale nie przewidział, że sprawy przyjmą innego tempa. Przed przyjazdem do Polski w głowie Litwina nie było nawet miejsca na myśl, że zakocha się w córce Jana Pawła! Nie było dobrze. Źle zrobił, że w ogóle pozwolił sobie na bliższy kontakt z Anielą.

Gdy tak patrzyli sobie w oczy, tylko jedna myśl, krążyła po umyśle Macieja: 

Zatracam się w niej całym sobą. Ile bym dał, żeby była moja.

— Lubisz ty mnie? —  Sapnął starając się odgonić natrętne myśli, ale w ogóle mu się to nie udało, bo jego twarz czerwieniała wraz z powiększającym się uśmiechem Anieli.

— A jak ci się wydaje? — uśmiechnęła się krzywo, stukając palcami o biodro.

Maciej uniósł głowę patrząc niewinnie na Anielę.

— No? — Ponowiła, odnosząc wrażenie, że jeszcze trochę i wyjdzie z siebie, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.

Poczuł, że powinien coś powiedzieć i bardzo chciał, ale nic nie przychodziło mu do głowy, więc stali w niezręcznej ciszy, podczas której Maciej zaczął żałować swojego pytania, bojąc się, że Aniela będzie się teraz czuła przy nim nieswojo.

Zdobywając się na odwagę, wyszeptał:

— Lubię. Nie wiesz nawet jak bardzo cię lubię, Anielko.

"A nawet kocham" — zapragnął dodać. 

Uśmiechnęli się do siebie i jakoś tak Aniela spojrzała na usta Macieja, dając mu do zrozumienia, czego chce, co on od razu umiejętnie odczytał. Przełknął głośno ślinę, powoli przybliżając swoją twarz do Anieli i nie czekając dłużej, złączył ich usta po raz drugi.

I dokładnie w tym momencie oderwali się od siebie, kiedy usłyszeli za sobą dźwięk otwieranych drzwi do stodoły.

— Schowaj się, szybko! — krzyknęła Aniela w ostatnim momencie, popychając Macieja przez barierkę. Już po sekundzie całe ciało Litwina zanurzyło się w stogu siana po drugiej stronie, nie zostawiając po nim ani śladu. 

Aniela pogładziła materiał swojej schludnej sukienki, prosząc, aby obyło się bez konfrontacji z którymś z członków jej rodziny.

Cudem zakryła wymalowany na jej twarzy, kiedy przez próg stodoły wszedł jej irytujący i mistrzowsko odnajdujący się w każdej dziedzinie brat. 

— Jakub? — wychrypiała, dysząc ciężko. Gotowała się w środku na myśl, że to znowu on musiał w jej czymś przeszkodzić. 

Lecz nie przyszedł sam. Zmrużyła oczy, kiedy dojrzała za nim posłusznie dotrzymującą kroku dziewczynę o włosach błyszczących jak złoto. Miała na sobie podartą i brudną sukienkę o cienkim materiale. Wyglądała, jakby właśnie wzięła kąpiel w błocie.

— Anielo, co ty robisz w stodole naszego ojca?

Aniela przewróciła oczami, ale postarała się przybrać najbardziej neutralny wyraz twarzy, spoglądając wyczekująco na brata. Modliła się do wszystkich bóstw, włącznie z Kapelusznikiem, aby Maciej nie poruszył się choć raz.

Tak właściwie to nie wiedziała, co odpowiedzieć, dlatego postanowiła odwrócić kota ogonem.

— A ty to co? Widzę, że ten celibat zaczął cię powoli już nudzić.

Maciej z całych swoich sił powstrzymał się od zachichotania. 

Jakub wyraźnie się spiął. Chwycił blondwłosą za ramię i przyciągnął ją bliżej siebie. Włosy kleiły się do jej czoła, nie do końca odsłaniając jej twarz. W stodole było wystarczająco jasno, aby zauważyć, że z jej niebieskich oczu spływały łzy.

— No już, już. Nie wyj już — pocieszył rozemocjonowaną Litwinkę. Aniela zmarszczyła brwi, próbując rozwiązać zagadkę pochodzenia też dziewczyny. — Przyszedłem ją tu zamknąć. Wszystko ci wytłumaczę, Anielko, ale potrzebuję czegoś, co uniemożliwi jej swobodę.— zwrócił się do siostry, nie spuszczając wzroku z nieznajomej.

— To twoja wina! Zostaw tą biedną dziewczynę! 

— Jaka moja wina! — oburzył się. Aniela zrobiła krok wprzód, wyswobadzając ją z rąk okrutnego księdza. — Pierwszy raz cię tu widzę. Coś ty za jedna? 

— Mówią na mnie Balbina. Liczę siedemnaście wiosen i przybyłam po wygnaniu z Kowna. Gdybym tylko wiedziała, co mnie tu czeka — zasycha jej w gardle.

— Mała jędza zapomniała wspomnieć o najważniejszym. Kiedy spytałem, w co wierzy, odparła, że jest wiedźmą!

Aniela nie odpowiedziała, tępo mrugając.

Nie zdążyła nawet stanąć w jej obronie, kiedy Jakub sprowadził Balbinę do pozycji siedzącej. Chwycił za sznurek leżący nieopodal i przywiązał jej ręce do belki.  Blondwłosa była w przeogromnym szoku, że pozwoliła mu robić ze sobą wszystko, co tylko zechciał. 

— Ty cholerny sadysto! 

— Sadysto? — zdziwił się, wpatrując się w dzieło swojej sztuki. — Tego jeszcze nie słyszałem. Nie! — odepchnął Anielę, podczas kiedy chciała odwiązać półprzytomną Balbinę. — Co głosi jedenaste przykazanie, siostro?

— Nie ma jedenastego przykazania!

— A właśnie, że jest! — krzyczał, ściszając po chwili głos. — No dalej, przypomnij sobie.

Jakub westchnął cicho. Spojrzał Anielce w oczy, pragnąc, aby ta wszystko zrozumiała. Nie słysząc jej odpowiedzi, otworzył usta, aby wypowiedzieć je samemu.

— Ateiści i czarownice powinni zawisnąć na topoli.

Balbina odchyliła głowę w bok, cicho zapłakując. 

— Oszalałeś już do reszty? — Teraz to ona krzyczała. Chciała, aby każdy usłyszał ją i każdą głupotę głoszoną z ust jej własnego brata. — Przestań dopuszczać się herezji! 

Balbina wpatrywała się w punkt za ich plecami, a na jej twarzy pierwszy raz dostrzec można było jakąś inną emocję. Nie wiedzieli jednak, czy było to skupienie, satysfakcja, czy uczucie wyzwolenia, a na około zapadła dziwna cisza, cisza, która zwiastowała kłopoty.

A Maciej? Nie był w stanie zrobić nic, jak jeszcze głębiej schować głowę w sianie, aby uniknąć porażenia jakimś nieznanym mu dotąd prądem wytworzonym przez Balbinę. Pomimo związanych rąk, wysiliła się, aby samym umysłem wytworzyć ładunek elektryczny. Czy to właśnie w ten sposób działa moc telekinezy? 

— Dla jego bolesnej męki! — zapiszczał Jakub, migiem pędząc w stronę wyjścia — Pali się! Stodoła się pali!

[ niesprawdzany + zmieniłam czas z teraźniejszego na przeszły ]

homo homini lupus est ✞ 1670Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz