4.

133 16 4
                                    


Przepraszam za długi czas oczekiwania i dziękuję za cierpliwość. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy!

Jakub

Niezmiernie bawiła mnie mina mojej marnotrawnej siostry; uniesione brwi, szeroko otwarte usta i te karykaturalnie wybałuszone oczy, którym niewiele brakowało od wyjścia z orbit. Pomalować ją tylko na wzór flagi Polski, i bravissimo!, mogłaby zostać idealną kandydatką do cyrku. Parsknąłem na tę myśl. Szybko wróciłem jednak do swojej wszechstronnie znanej kamiennej twarzy, gdyż obecność wiedźmy Balbiny, która jeszcze chwilę temu wywołała pożar w naszej stodole, mnie do niej zmusiła.  

— Anielko, ja ci to wszystko wytłumaczę.. Mnie już nic z nią nie łączy — Maciej wyszeptał błagalnie, dotykając jej dłoni, którą w natychmiastowej reakcji Aniela szybko cofnęła. Wywróciłem oczami na to spoufalanie się w mojej obecności. 

— Nie mam ochoty tego słuchać. Nie czas i miejsce na wyjaśnienia. A ty i ty.. — mój palec podążył w stronę Litwinów — Zostaniecie spaleni. Liberum veto w tym przypadku nie obowiązuje.  

Balbina, jak na zawołanie, rozpłakała się, starając się zaciszyć swoje cierpienie poprzez zakrycie ust ręką, ale na darmo. Cała wieś prawdopodobnie słyszała jej pełen bólu okrzyk. Tylko żeby nie odpędziła mi chłopów od pracy!

— Nie dramatyzuj już, wiedźmo. — Ona jednak nie przestawała. Ba, spotęgowała swój płacz o jakieś dziesięć decybeli. Gdyby nie była przywiązana, to Bóg wie, co mogłaby mi zrobić. I właśnie dlatego powinna zostać jak najszybciej zgładzona.

Widząc, że moje słowa nie pomogły, postanowiłem wykazać się odrobiną empatii.

— No.. Wiem, że pierwotnie miałaś zawisnąć na topoli, ale znaj moje dobre serce, dam ci wybór. Pozwolę wybrać ci sposób, w jaki umrzesz. 

Maciej i Aniela stali w kompletnym szoku. Siostra chyba nie chciała już dłużej na niego patrzeć więc dodała do gazu i w mgnieniu oka opuściła chałupę, trzaskając przy tym drzwiami. Ten z kolei od razu wybiegł za nią.

Jednym słowem: telenowela.

— Cóż.. zostaliśmy sami.. — zacząłem okrążać ją siedzącą na podłodze. Skuliła się i otarła zgiętym kolanem. 

— Ja.. Ja słyszałam o tobie od Żyda. Musisz być na pewno bogobojnym i uczciwym człowiekiem. Wcale nie musisz mnie zabijać, ja sama stąd odejdę — zdobyła się na odwagę i wydukała z siebie ten beznadziejny monolog.

— Myślisz, że się nie znam na tych twoich sztuczkach manipulacyjnych? Słuchaj, wiedźmo, otóż znam! — podkreśliłem, kucając naprzeciw niej. Strzeliło mi w kręgosłupie, ale właśnie miałem spuentować, więc zignorowałem ten przeszywający mnie ból. Od razu zauważyłem jej rozszerzone oczy. — Znam, bo jestem księdzem! 

Zacisnęła usta w wąską kreskę, po czym uśmiechnęła się delikatnie, co nie umknęło mojej uwadze. Uniosłem brwi i spojrzałem na nią zaciekawiony. Unikała mojego natarczywego wzroku. Chciałem wiedzieć, co ją tak rozbawiło! 

— Co? — zapytałem. Zerknęła na mnie i wzruszyła niewinnie ramionami. Pokręciła rozbawiona głową. Zagryzłem wargę, ukrywając nadchodzący wybuch gniewu. — No powiedz!

— Masz coś na twarzy — rzuciła krótko, a ja automatycznie pacnąłem ręką w twarz, aby zrzucić z niej jakiegoś potencjalnego robaka. Kiedy jednak moja dłoń dosięgła czegoś, co dotykiem przypominało płatek tulipana, otworzyłem szerzej oczy.  Wpatrywałem się w niewielki plasterek kwiatu i wpadłem w szał.

homo homini lupus est ✞ 1670Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz