Niezobowiązujące święta

1 0 0
                                    

Cora od dziecka uwielbiała święta Bożego Narodzenia i uważała je za magiczny okres. Nic dziwnego, że coroczna impreza bożonarodzeniowa organizowana dla pracowników i partnerów firmy należała jej ulubionych imprez i zawsze wyczekiwała jej z niecierpliwością. Co prawda nie brała bardzo aktywnego udziału w życiu codziennym interesu, ale we wszelakie większe okazje i akcje angażowała się całą sobą.

Oprócz pomocy w organizowaniu przyjęcia, co roku podczas niego zostawiała Robertowi mały prezent w jego gabinecie. Zazwyczaj były to spinki do mankietów, książka lub album muzyczny— jedynie dodatek do właściwego prezentu, który miał dostać w ich wiejskim domu w Downton w Boże Narodzenie. Robert nie lubił, kiedy wydawała na niego za dużo pieniędzy i nie życzył sobie prezentów bez okazji; więc Cora, która lubiła go rozpieszczać, zawsze korzystała ile mogła z okazji, przy których to tolerował. Włożyła kupioną kilka tygodni temu płytę jego ulubionego wykonawcy do jednej z szuflad biurka, przykrywając ją częścią dokumentów. Nigdy nie wkładała zbyt wiele trudu w chowanie tego prezentu. Zadowolona, zamknęła szufladę i opuściła gabinet męża. Planowała wrócić prosto na przyjęcie, jednak zatrzymał ją chichot Mary. Mary nie chichotała. Nie słyszała tego dźwięku z ust córki, odkąd skończyła ona może dziesięć lat.

Wiedziała, że nie powinna szpiegować, a Mary będzie wściekła, jeśli ją zobaczy. Jednak ciekawość wzięła górę nad przyzwoitością i Cora, najciszej jak potrafiła, podeszła bliżej gabinetu Mary. Nie była pewna, czego właściwie się spodziewała, ale na pewno nie Mary w ramionach Matthew. Z szoku opadła jej szczęka. O mało sama siebie nie uszczypnęła, aby upewnić się, że to na pewno nie żadna fatamorgana. Matthew obejmował Mary w pasie i obsypywał pocałunkami jej szyję. Głowa Mary odrzucona była do tyłu, jedną dłoń trzymała w jego włosach, druga schowana pod jego marynarką, a jej usta cały czas się śmiały. Matthew przeniósł całusy z szyi Mary na jej linię szczęki, policzek, aż dotarł do warg. Powiedział coś, zanim ją pocałował, a Mary zachichotała ostatni raz, zanim namiętnie oddała pocałunek.

Cora nie powinna tak stać i patrzeć— ba, nawet nie chciała! — ale nie mogła zmusić się do odejścia. Jakby wryło ją w ziemię. Chwilowy paraliż minął, kiedy Mary, nie przerywając pocałunku, wskoczyła na biurko i przyciągnęła Matthew bliżej siebie. Cora mogła jedynie podejrzewać, do czego to zmierzało, ale nie miała najmniejszej ochoty być naocznym świadkiem. Szybko odwróciła się i odeszła, wracając do gabinetu Roberta. Cicho zamknęła za sobą drzwi i usiadła na fotelu w głębi pokoju— tak, aby Mary i Matthew, wracając na przyjęcie, na pewno jej nie zauważyli. Sama potrzebowała momentu, zanim dołączy ponownie do gości. Musiała najpierw przyswoić to, co właśnie ujrzała.

Mary i Matthew się całowali. Mary. I. Matthew. Się. Całowali. Bardzo, ujmijmy to, entuzjastycznie. Na pewno nie był to ich pierwszy raz.

Ostatnimi czasy Cora dostrzegła pewną zmianę w swojej najstarszej córce. Mary roztaczała wokół siebie aurę "głupiego" szczęścia— przynajmniej na tyle, na ile potrafiła otwarcie okazywać szczęście. Intuicja jej mówiła, że Mary się w kimś zakochała. Próbowała z nią rozmawiać i potwierdzić swoje przypuszczenia, lecz córka oczywiście nie była chętna do zwierzeń, przez co Cora zaczęła się martwić. Przy poprzednich związkach— ani w ogóle w żadnej sytuacji— Mary nie przybiegała w pierwszej kolejności do niej porozmawiać i otworzyć serce; ale również nigdy nie próbowała jej tak bardzo zbywać i unikać tematu. Nigdy nie chciała słuchać o chłopcach, z którymi randki jej proponowała, więc to nie powinno stanowić poszlaki, ale Cora mogłaby przysiąc, że przy kilku ostatnich takich sytuacjach Mary odmawiała zawzięciej niż zazwyczaj. Cora zaczynała podejrzewać, że Mary znalazła kogoś okropnego i po prostu wiedziała, że ona i Robert tego nie pochwalą. Ta myśl spędzała jej sen z powiek. Najważniejsze było dla niej szczęście córek; jednak po tym, ile trudu i pieniędzy włożyli z Robertem w ich wychowanie i edukację, chciałaby widzieć je z kimś na odpowiednim, zbliżonym poziomie i nie uważała tego za zbrodnię. Przez lata żyła w przekonaniu, że najstarszej z dziewcząt może zaufać w kwestii znalezienia kogoś właściwego. W ciągu ostatnich kilku tygodni musiała pierwszy raz rozważyć możliwość pomyłki.

O Księżniczkach i Morskich PotworachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz