11. Królowa Lodu

194 11 3
                                    

Boże, jak się oddychało?

Naprawdę przez ostatnie kilka sekund, zapomniałam jak się wykonuje tą czynność, gdy niebieskie oczy mężczyzny, niemalże wypalały mi dziury w twarzy, gdy dokładnie się jej przyglądały. Stałam w szoku, mając tysiące myśli w głowie. Głównie narzuciła się jedna.

Co Christopher tu robił?

W dodatku u mnie w pokoju. Przecież zaraz bracia...

BRACIA!

Szok i zmieszanie, które gościło na mojej twarzy, szybko przerodziło się w strach oraz złość na bruneta, że tak po prostu sobie tu wchodził, jakby moi bracia tu nie mieszkali. Mogli nas łatwo nakryć, bo każdy miał łatwy dostęp do mojego pokoju i nigdy, przenigdy nie pukali do drzwi. A jak już, to w jakieś ważnej sprawie, co graniczyło z cudem.

- Zwariowałeś? - zapytałam, wyrywając się z chwilowego letargu. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, patrząc na niego wzrokiem, pełnym pretensji. Brunet zmarszczył brwi i uchylił usta, w niemym pytaniu, o czym ja mówię. - Moi bracia... - zaczęłam, lecz szybko mi przerwał, pokonując dzielącą nas odległość i położył swoje duże dłonie na moich policzkach. - Chris... - mój głos stał się lekko piskliwy, a moje serce zaczęło bić szybciej.

-  Wiedzą że tu jestem. Wiedzą że do ciebie przyszedłem. Z resztą, Vincent sam mnie o to prosił. Żebym osobiście ci to powiedział. Będziesz miała nowego ochroniarza. - powiedział swoim cichym, lekko zachrypniętym głosem, który wzbudzał we mnie ogromną ilość emocji i uczuć, których nie czułam z nikim innym. 

Rozchyliłam lekko usta, gdy zaczęłam rozumieć sens jego słów, wypowiedzianych chwilę wcześniej. Vincent sam chciał, aby Chris tu przyszedł. Sam wpuścił lwa do mojej klatki, nieświadom tego, jak to mogło się skończyć. Bo skąd miał wiedzieć? To nie było ani oczywiste, ani widoczne.

Będę miała nowego ochroniarza. 

Ta myśl przebiegała mi w ciągu kilku sekund, tyle razy po moim umyśle, że wyryła się w nim już na stałe.

Bo te zdanie, te słowa, były początkiem końca. 

- Dlaczego więc ty... - zaczęłam cicho, nie mogąc wydusić z siebie nic innego. Naprawdę przestałam rozumieć, co siedziało w głowie mojego najstarszego brata, że podejmował takie decyzję.

A potem wszystko, uderzyło we mnie okropnie mocno. 

- Mam za zadanie pilnować ciebie w szkole i poza nią, aby Vincent miał pewność, że przestrzegasz jego zasad. - wyjaśnił pospiesznie. - Cholera, jak dobrze że nie wie, że jestem powodem dlaczego je łamiesz. - dodał, a ja dostrzegłam ten łobuzerski lekki uśmiech, w kąciku jego ust. 

Nim zdążyłam dokładniej to przemyśleć, jego usta znalazły się na moich, w namiętnym ale czułym pocałunku, który szybko odwzajemniłam, zarzucając ręce na jego kark i ramiona. To było już silniejsze ode mnie. Smak jego ust, już dawno stały się dla mnie najlepszym narkotykiem, od którego się uzależniłam i którego pragnęłam każdego dnia. Tak samo zapach jego perfum, które idealnie mi do niego pasowały. Ten zapach mięty i wanilii, oraz czegoś jeszcze, choć tłumaczyłam to sobie tym, że to po prostu jego zapach.

Przesunął dłoń z mojego policzka, na tył mojej głowy i wplątał palce w moje włosy, zaciskając je w pięść, bezboleśnie. Druga ręka przesunęła się na moją brodę, którą pokierował tak, by moja głowa przechyliła się lekko w bok, aby miał lepszy dostęp do moich ust. Jakby czytając mu w myślach, gdy tylko przesunął językiem między moimi wargami, rozchyliłam usta, pozwalając aby jego mięsień wsunął się do środka i pieścił moje podniebienie. 

NIEIDEALNA || Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz