Rozdział V

88 13 9
                                        

Szedł szpitalnym korytarzem, uważając, by nie zgubić z butów jednorazowych ochraniaczy. Był tak rozemocjonowany po spotkaniu Wiktorii, że przestał czuć zmęczenie. Stawiał długie kroki, maszerując energicznie. Zatrzymał się dopiero przy windach, gdzie dogonił go specyficzny zapach. Nienawidził tej mdłej mieszanki środków dezynfekujących, od których aż kręciło się w głowie. Fakt, szpital był po gruntownym remoncie, zyskał kilka nowych dobudówek oraz większą przestrzeni dla pacjentów. Mimo to wciąż wzbudzał w Mikołaju najgorsze wspomnienia.

Wciskając przycisk przywołujący windę, spojrzał w lewo. Doskonale pamiętał, jak kilkanaście lat temu mijał ten sam korytarz i wchodził na klatkę schodową. Stamtąd trafiał do piwnicy oraz tak zwanego pionu ewakuacyjnego. To była najkrótsza droga na oddział w starym skrzydle szpitala. Wkradał się tam głównie nocami. To była jedyna wolna chwila, w której mógł odwiedzić Wiki. Studia dzienne, staż w magistrali oraz praca w barze mlecznym. Doba była zbyt krótka, by wcisnąć w nią jeszcze chorobę dziewczyny. Codzienność szpitalnych murów, szybko zweryfikowała poziom dorosłości Mikołaja, a raczej jej brak. Sytuacja przerosła go. Zachował się jak samolubny dupek, zostawiając Wiktorię ze wszystkim samą.

- Nieodpowiedzialny smarkacz. – burknął sam do siebie, wpatrując się w miejsce w ścianie, gdzie kiedyś były drzwi prowadzące na klatkę schodową.

Czekając na windę, czuł namacalną obecność duchów przeszłości. Jak widać, historia złośliwie zataczała koło. Znów wkradał się późną porą do szpitala. Tylko z tą różnicą, że dziś był dorosłym człowiekiem, walczącym z pełną świadomością o czyjeś życie.

Gdy drzwi windy rozsunęły się z charakterystycznym dźwiękiem, od razu wszedł do środka i wybrał odpowiednie piętro. Po chwili ruszył ku górze. Czekając na koniec podróży, rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał jak łobuz z przydworcowego osiedla. Oparty nonszalancko o metalową poręcz, łypał w kierunku swej zarośniętej szczęki, nad którą malował się barwny siniak. Jedynie ozdobna torebka, którą trzymał w ręku, nie pasowała do wizerunku bad boy'a.

- Myślisz tchórzu, że teraz... odpokutujesz to wszystko? – ponownie burknął do siebie, obserwując dziwny błysk w swoich oczach.

Kręcąc głową, zaśmiał się pod nosem, wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. Zauważył wzmożoną aktywność na charytatywnej zbiórce Alicji. Zaintrygowany ruchem na koncie, kliknął historię wpłat. Kilkadziesiąt przelewów w przeciągu godziny. Wyprostował się i spojrzał ponownie na wykaz darowizn. Kwoty były różne, od kilku złotówek po ich tysiące.

- Cała Wiki. – podsumował, wiedząc, że każda wpłata pochodziła od znajomych dziewczyny.

Kilkanaście lat temu zostawił ją samą, w jednym z najgorszych momentów życia. A dziś? Ta sama dziewczyna, zapominając o przykrej przeszłości, stanęła ponad wszystkim. Zatrzęsła niebem i ziemią, by pomóc jego chorej żonie. Prawdziwy anioł.

Zatracając się w myślach, nawet nie zauważył, kiedy zatrzymał się przed wejściem na oddział kardiologiczny. Złapał pospiesznie za klamkę drzwi, jednak okazało się, że są zamknięte. Niestety, wciąż nie rozszyfrował PIN-u, ani nie zdobył karty dostępu. Musiał najnormalniej zadzwonić do dyżurki pielęgniarek. Wcisnął przycisk z ikonką dzwoneczka i modlił się w duchu, by wśród nocnej zmiany była pani Irenka.

- Słucham? – usłyszał znajomy głos, który od razu uspokoił gonitwę jego myśli.

- Dobry wieczór pani Irenko. – odpowiedział Mikołaj radośnie – Przyszedłem do...

Jednak nie zdążył dokończyć. Drzwi odblokowały się automatycznie.

- Panie Mikołaju. Proszę tylko być... nad wyraz... dyskretnym. – kontynuowała, ściszając maksymalnie głos – Ordynator. – dodała już praktycznie szeptem.

Serce z piernikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz