5

12 2 0
                                    

Konsekwencje. One zawsze do nas przypełzną. Nieważne co zrobimy. Grzech duży czy mały... kogo to obchodzi? Bo grzesznicy przecież muszą dostać pokutę. Zapłacić za swoje poczynania. Lecz kiedy wreszcie przyjdą zostajesz sam. Bez pomocy. Sam i całkowicie bezbronny. Nagi. Karma trzyma cię na muszce. Kieruje lufę swojego rewolwera wprost na twoje czoło myśląc czy cię oszczędzić. Bądź nie. Jednym, jedynym pociągnięciem za spust zasiać spustoszenie jakiego nawet byś sobie nie wyobraził.

– A o czym dokładnie teraz mówisz? – nie wiem czy granie na zwłokę będzie dobrym pomysłem.

Wpatrywała się we mnie z dezaprobatą w swoich ciemnych oczach. I kurewsko niewyobrażalną chęcią mordu zakrywaną obojętnością. Czyli jak zawsze.

– Żartujesz sobie ze mnie? Ty myślisz sobie, że co będę miała czas ciągać cię wszędzie za rączkę i pilnować byś nie robiła głupot? Chodzi właśnie o to, że ja tego czasu nie mam!

Oderwałam od niej wzrok przekierowywując go na lustro obok. Zagryzłam swoją wargę trochę mocniej przez co rana się otworzyła a ja poczułam pieczenie i metaliczny smak na języku. Było to... kojące.

– Masz siedemnaście lat. Zaraz osiemnastka. I nadal zaprzeczasz temu swoim dziecinnym zachowaniem.

Obserwowałam w odbiciu swoją beznamiętną twarz. Kiedyś zastanawiałam się czy lustra kłamią. Czy tak naprawdę pokazują kogoś innego. I w sumie chyba nadal do tego nie doszłam. Lustra pokazują osobę którą w danym momencie jesteśmy albo udajemy. Którą pragniemy być lub przeciwnie. To w które patrzę pokazuje dziewczynę która raz za razem spada prosto na dno. Z którego nie wyciągnie jej dosłownie nikt.

– Spójrz na mnie kiedy do ciebie mówię! – krzyknęła moja matka. Spojrzałam wprost na nią. Z tyłu widziałam jak Bryson rozgląda się po holu i zamyka drzwi. – Przyjechałam z twoim ojcem na jutrzejszą konferencję a kiedy wchodzę do domu widzę jak nisko, moje pożal się Boże dziecko upadło. Naprawdę myślałam, że po tym co zrobiłaś ogarniesz się. Ale jak widać kolejny raz co do ciebie się myliłam.

Zacisnęłam szczęki usiłując odgonić od siebie wszelakie emocje. Bycie bezuczuciową na codzień było banalne. Lecz kiedy chodziło o rodziców ten obraz się lekko załamywał.

– Octavia staczasz się. A my nie mamy chęci i czasu by non stop cię kontrolować. – zaczął ojciec z przymrużonymi oczami. – Kiedyś było przecież dobrze. A teraz ubzdurałaś coś sobie i buntujesz o byle gówno. Ciągle się bijesz i wywalają cię ze szkoły. Przełknij, kurwa dumę... – przerwał mu zduszony krzyk Vanessy.

– To puma! – zajęczała kryjąc się za mężem.

Odwróciłam głowę. Czarne zwierze stało za mną ocierając się o kołdrę którą kurczowo się owijałam. Kucnęłam głaskając kotka po grzbiecie. Wypiął się i elegancko machną ogonem cicho mrucząc.

– Odsuń się od niego. – zawarczał ojciec. Zaraz matka zakwiczała ukrywając twarz w dłoniach.

– Boże, moje dziecko się kurwi.

– Słucham? – w moment się wyprostowałam. – Wiesz, wiem jak nisko mnie postrzegasz ale nie sądziłam, że aż tak.

Poprawiłam kołdrę która spadła mi z ramienia. Serio mogła tak o mnie pomyśleć?

– Tamten chłopak, a ty jesteś naga... przecież pieniędzy ci nie brakuje. Aż tak nisko upadłaś?

– Co? nie! Mamo ja go nawet nie lubię! On miał mój telefon, a ja jego. Trochę zabalowałam, tyle. – wzruszyłam ramionami.

Matka wciąż się we mnie wpatrywała.

– Masz się ogarnąć. – rzuciła bezniechcenia. – Sprzedaj tego kota albo go wywal. Bez różnicy.
I posprzątaj tu bo menele śpią w lepszych warunkach. Wynajmiemy sobie jakiś pokój w hotelu.

I Jeszcze Popłyniesz Na DnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz