2

16 3 0
                                    

Szłam równym chodnikiem po bogatej dzielnicy. Zaparkowałam auto kilka ulic dalej. I teraz tego żałowałam bo słońce raziło mnie niemiłosiernie. Nawet kiedy miałam czapkę z daszkiem.

Wczoraj William nakazał mi bym umyła jego auto. Jakby choć trochę mi się chciało. Zastanawiam się jak nisko już upadłam, że na to się zgodziłam. Skręciłam na posiadłość w której wczoraj odbywała się impreza. Na bramie wisiała jakaś serpentyna. Dostrzegłam w dali, że podobna zwisała z szklanego balkonu.

Pociągnęłam za klamkę w prawie dwumetrowej furtce ale ta ani drgnęła. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych jeansowych spodenek do kolana. Wybrałam jego numer. Jednak po chwili włączyła mi się poczta głosowa.

Pierwszy błąd. Ode mnie się odbiera.

Nie zamierzając dzwonić do niego po raz kolejny wdrapałam się na bramę i przeskoczyłam zwinnie na drugą stronę. Przebiegłam pod górkę przez wjazd wyłożony kostką. Koło niej były metrowe drzewka. Na podjeździe walało się trochę czerwonych kubeczków. Po zaledwie dwóch minutach biegu podchodziłam do drzwi domu. Niepewnie pociągnęłam za klamkę nie racząc się na pukanie. Na podłodze walały się puszki, butelki, kubeczki, ubrania, woreczki po narkotykach, prezerwatywy i zapewne o wiele więcej niż mi się wydaje różnego typu przedmiotów. Na kanapie chrapał półnagi, czarny chłopak. Ścisnęłam usta w równą linię podchodząc do potężnych schodów prowadzących na górę. Spodziewałam się, że to tam go zastanę. Ostrożnie wdrapałam się po błyszczących stopniach. Nieźle się trzymają po tym co przeżyły. Chodź i na nich również było pełno śmieci. Weszłam na piętro. Przez chwilę rozglądałam się po rozkładzie kilkunastu jak nie kilkudziesięciu pomieszczeń. Zaraz zaczęłam otwierać drzwi ale i one były zamknięte.

Pierwsze pomieszczenie które było otwarte to toaleta. Za to przy następnym trafiłam na pokój gdzie na środku ogromnego łoża smacznie spał chłopak w samych kąpielówkach które na moje nieszczęście mu się lekko zsunęły ukazując blady pośladek. Wzniosłam oczy do sufitu. Zrezygnowana weszłam w głąb pomieszczenia. Podeszłam do okien gwałtownie rozsuwając zasłony. Światło wdarło się do pokoju rażąc twarz Tohery'ego. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że na łóżku leżały czerwone koronkowe stringi.

William warkną pod nosem zasłaniając sobie rękoma oczy. Dopiero kiedy zrozumiał dokładnie co się dzieje wyprostował się do siadu pospiesznie zakrywając dupę. Lustrował mnie z lekko zmarszczonymi brwiami. Ja za to swoimi długimi ale naturalnymi paznokciami chwyciłam bieliznę rzucając ją mu w twarz.

– Twoje? Nie wżynały ci się w tyłek?

– Co tu do cholery robisz? – był skacowany. Jego włosy wyglądały jakby coś go mocno pierdolnęło. Mimo to nadal wyglądał nieźle.

– Jesteś za młody na amnezje. Kazałeś mi umyć swoje auto.

Chwilę pomrugał oczami i przetarł sobie twarz dłońmi.

– Okej ale nie o siódmej rano.

– Zaraz będzie druga.

– Kwestia sporna.

Oparłam się o ścianę naprzeciwko łóżka. Wpatrywałam się w sufit byle nie na niego. Wciąż pozostawał bez koszulki. Ponownie skanował mnie wzrokiem. Czułam, że coś mu nie pasowało.

– Ruszysz się wreszcie. Nie mam całego dnia.

– W tym zamierzasz myć auto? – zerknęłam na krótkie czarne jeansy za kolano, za dużą o kilka rozmiarów starą koszulkę tego samego koloru i narzuconą na to skórzaną czarną kurtkę.

– A co ci przeszkadza? To nie teledysk ala porno u mechanika, zboku. Nie będę zapierdalać we wrzynających się w dupe spodenkach i koszulce która więcej odkrywa niż zasłania.

I Jeszcze Popłyniesz Na DnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz