6

15 3 0
                                    

Pierwsze trzy lekcje były nudne i bezwartościowe. Jak cała moja opinia o tego typu placówkach. Cały czas chciało mi się spać. W nocy nie mogłam ani razu zmrużyć oka. Pewnie rozmowa z Toherym w jakiś sposób na to wpłynęła. Po części. Teraz nie potrafiłam się skupić na niczym innym niż rysowaniu karykatury nauczyciela od matematyki. Oczywiste było, że musiał to zauważyć. Wylądowałam na dywaniku u dyrektora z ujemnymi punktami.

Na czwartej lekcji za to była filozofia wraz z Williamem. I nie było by w tym nic dziwnego, jednakże ten chłopak cały czas się we mnie wpatrywał. Do czasu aż nie wdał się w bójkę słowną na temat „obowiązujące nas lektury szkolne są denne i nic nie wnoszące".

Z czym chcąc, nie chcąc się zgadzałam. Bo było to prawdą.

Kiedy zadzwonił dzwonek niemalże wybiegłam z klasy mając dość. Wszystkiego w tym siebie. Szczególnie siebie. Klasa z której wyszłam była najbliżej stołówki. A teraz każdy szedł właśnie tam. Podawali aktualnie cały ekwipunek. Śniadania, desery, obiady. Nie zdziwiła bym się gdyby nawet polali szampana. Chciałam tego uniknąć. Mimo pustego żołądka który powoli zaczynał dawać o sobie znać.

Nie przeszłam kilku kroków kiedy ktoś pociągną mnie za ramię. Dość mocno bo poleciałam wprost na jego tors. Kiedy już złapałam równowagę próbowałam odwrócić się do sprawcy. Bezskutecznie. Owiną mnie sobie ręką w okół tali, efektownie zatrzymując w miejscu. Wiedziałam kto za mną stoi. Jego oddech owiał moje ucho.

– Nie tak prędko, ślicznotko. – wyszeptał. Doskonale go słyszałam nawet przez cały ten gwar wokół. Dusiłam się. Było mi słabo kiedy był blisko. Ale William nie dawał wyboru. Decydował za mnie. Nie podobało mi się to. Akurat to zdołałam zauważyć.

– Puszczaj.

– Puścić cię? – droczył się ze mną. Ramiona mi opadły razem z ulatującym z ust westchnięciem. Zapewne znowu będzie kazał mi prosić. W życiu trzeba prosić.

Jeszcze pytasz.

– Więc... pójdziesz grzecznie ze mną, zjesz coś na stołówce siadając przy stole ze mną i swoimi nowymi przyjaciółmi.

Razem z końcem zdania puścił mnie, w tym samym momencie w którym podeszła do nas cała paczka.
W porę odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem.

– Chryste, Kennedy. Wyglądasz jak trup. – mrukną Siro z niesmakiem.

– A wciąż lepiej od ciebie.

– Też się cieszę, że cię widzę. – na jego ustach wytkwił skromny uśmieszek.

Zassałam dolną wargę przyglądają się reszcie. Każdy się w siebie wpatrywał wyczuwając napiętą atmosferę. Za to ja na plecach czułam uporczywe spojrzenie chłopaka.

Przerwał to Mason głośno jęcząc.

– Zlitujcie się, jestem cholernie głodny. Chodźmy na tą kurewską stołówkę bo zaraz zwariuję.

Przewrócił oczyma i ruszył dumnie przed siebie. Każdy pozostał w miejscu. Nie odważyłam się spojrzeć w stronę Williama. Zamiast tego przekierowałam wzrok na Michaela który w tym samym momencie spojrzał na mnie. Łypał na mnie groźnie ze zmarszczonymi brwiami.

Emocje. To nie tak, że nic nie czułam. Bo czułam dużo. Normalny człowiek pokazuje przez mimikę twarzy co w danym momencie czuje. Istniały przeróżne czynniki które mogły poruszyć cały ten układ w ruch. Bodźce przez które czujemy wiele emocji. Złość, zazdrość, szczęście, smutek. Jednak istnieją tacy co tego kontrolowanie mają opanowane jak znajomość hymnu. Buzowały we mnie skrajne emocje ale zostawały tylko w mojej głowie. Wolałam by tam zostały. I wiedziałam, że tym mogłam doprowadzać ludzi do białej gorączki.

I Jeszcze Popłyniesz Na DnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz