Prolog

26 7 0
                                    

Całą okolicę rozświetliły migające lampy wozów policyjnych i karetek pogotowia. Które to w stanie najwyższej gotowości parły na przód by zdążyć na miejsce nim będzie za późno. Nocną cisze przerywały więc syreny, a ludzie wyrwani ze snu z zaciekawieniem pomieszanym ze strachem wyglądali na ulicę. Żadne z nich nie wiedziało co się wydarzyło tej nocy, na terenie ich zazwyczaj spokojnego miasta.

Tymczasem Marie nerwowo ściskała w dłoni telefon, z trudem znosząc współczujące spojrzenia policjantów, wyczekując na zakończenie się policyjnej interwencji. Dopiero wtedy będzie mogła wyjść z samochodu. Dopiero wtedy będzie mogła dostać się do środka budynku, by sprawdzić co się dzieje z NIM. 
Brunetka czuła jak wystające elementy etui telefonu wbijają jej się w rękę i to właśnie ten ból uświadamiał jej że to wszystko dzieje się naprawdę. To nie był kolejny okropny koszmar, to była rzeczywistość z którą Marie nie była gotowa się zmierzyć. 

Wtedy padły strzały. Równo trzy. Jeden po drugim. Trzy niosące śmierć naboje przeszyły powietrze gdzieś w głębi budynku. Teraz jedynym dźwiękiem jaki docierał do Marie było głośne bicie jej własnego serca i urwany oddech. Spanikowana rzuciła się do drzwi próbując je na wszelkie sposoby otworzyć. Na nic słowa policjantów, na nich ich prośby. Jedynym o czym mogła wtedy myśleć było to Kto został postrzelony. 

Minęła chwila. Marie nie potrafiła powiedzieć ile to było. Czy było to kilka minut czy kilka godzin. Czas dłużył jej się niemiłosiernie, przeciągając całą tę chwilę w nieskończoność. Cóż za wyrafinowana tortura której żaden Kat by się nie powstydził. 
W końcu coś zmieniło, z budynku zaczęli wychodzić policjanci. Wszyscy w czerni i kamizelkach kuloodpornych. A za nimi mężczyzna zakuty w kajdanki. Szaleniec który zaplanował i doprowadził do powstania tego piekła. 

A zaraz potem widok przez który serce Marie na krótką chwilę przestało bić. Za unieruchomionym przez kajdanki sprawcą wyniesiono bowiem nosze które od razu zaniesiono do karetki. Zrobiono to na tyle szybko, iż Marie nie mogła dostrzec nic poza zarysem ludzkiej sylwetki. Sekundy zmieniały się w minuty. Karetka odjechała. Wszystko powoli się uspokajało. Aż do chwili gdy z budynku wyniesiono coś jeszcze. Czarny, połyskujący worek. Worek na ciało. Teraz serce Marie znów zabiło mocniej a usta ułożyły się w niemym krzyku. 
Kto stracił życie tego wieczoru?


Od autorki: 
Witajcie, niesamowicie się cieszę że w końcu wyszłam z etapu planowania i rozpisywania wszystkiego i dotarłam do momentu faktycznego pisania! 
Po samym prologu jest trochę zbyt wcześnie na jakieś obszerne recenzje, nie mniej jednak chętnie przyjmę każdą waszą opinię. 

Mam nie małą nadzieję że pokochacie tę historię w równym stopniu co ja, ale zobaczymy. Jak to mówią: Czas pokaże. Zanim jednak zakończę tę pisaninę i oficjalnie opublikuję chciałam jeszcze podziękować kilku osobom bez których ta historia nigdy by nie powstała. 
Dziękuje Marysiu, Alicjo i Mateuszu, bo gdyby nie wasze wsparcie ta książka nigdy nie wyszła by poza obdarty i nadgryziony zębem czasu notes. 

Buziaki 

~ Serafin_Books

Shattered IllusionsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz