Po krępej ścieżce przebiegł specyficzny kot, przystanął na zakręcie i nachylając się nieco zaczął sapać i strzyc uszami, z których krańców sterczały urokliwe frędzelki.
Jego cętkowane ciało, szybko go zamaskowało gdy uskoczył w krzaki. Zaraz na leśnym dukcie pojawił się młody człowiek, ciągnący za sobą zwalony po niedawnej burzy konar. Niedługo później, mieszkańcy wioski zaczęli go przystrajać. Przytwierdzono nań kukłę i ustawiono na środku, a pod nią okładano stos. Gdy mrok zapadł, żerca odprawił rytuał i podpalił ognisko wzywając do chrztu wszystkich młodych z okolicy, by przeskoczyli nad oddechem Swarożyca, co miało dać im wieczną odwagę
Spalona lalka hermafrodyty - człowieka, o męskiej twarzy, kobiecej piersi oraz męskiej części niższych partii ciała, spłonęła. Co dało sygnał, do rozpoczęcia zabaw, związanych z równonocką.
Kiedy młodzieńcy przeskakiwali nad ogniskiem, panny plotły sobie grube wianki, podśpiewując przy tym:
Święta wodo, ja cię proszę
Nieśże mój wianeczek w dal
Który złowi go młodzieniec
Temu serce swoje dam.
Złe uroki nie działają
Ziele ma największą moc
Im bliżej było północki, tym większe było zniecierpliwienie. Panny, poszył za wioskę, rzucić swoje wianki, a chłopcy czekali na nie poniżej źródła, by złapać wianeczki które nie utoną ani się nie zagubią. Kilku niestety, musiało odejść z kwitkiem, bowiem jeden ze splotów kwiecistego wiechcia utonął, a jeden zniknął w szuwarach.
Dla tych dwóch panien, była to przykra wróżba i tak się stało, że kiedy mimo wszystko właścicielka wianka który utonął poszła do lasu, w samodzielnych poszukiwaniach kwiatu paproci.
W tym czasie, Dobrochoczy obserwował rzeczułkę od początku zabawy. Widział jak boginki Dziewanny, porywają jeden wianek w głębie, a drugi zwodzą w szuwary. Pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą, obiecał sobie że nie będzie się w to mieszał, nie mógł jednak patrzeć spokojnie, gdy samotną pannę licho zamierzało wystraszyć przemieniając się w niedźwiedzia. Na to nie mógł pozwolić, wbił swoje gadzie łapy w ziemie, a korzeń wrednie wychynął z ziemi przed następnym krokiem demona psot. Widząc jak Licho, upada wycofał się zadowolony ze swej pracy na powrót do swojego bagna. Chciał dyskretnie wskazać dziewczynie bezpieczniejsza drogę, ale nie zdążył, Bełtnik zmylił znaną trasę
- Ani chwili nie można spuścić ich z oka... dlaczego tylko jedna noc? - zapytał sam siebie, jego moc nie działała na Błądnika, póki nie zakończył zmieniać drogi nie Dobrochoczy nie miał jak pomóc biednej dziewczynie.
Dziewanna, podchodziła do tego święta z dużą rezerwą, nie chciała robić psot - chyba, że jakiś człowiek uśmieliby się złamać zasady obrządku - siedziała na jednym z konarów starego drzewa, pozwalając by wiewiórki w psotnej gonitwie przebiegły i po niej.
Patrzała w niebo, na którym zapalały się coraz gęściej gwiazdy. Odetchnęła mocno i przymknęła na moment oczy,gdy ponownie je otwarła nawet ona się zarumieniła.
Na niebie lśniła, ta najczystsza i najpiękniejsza spośród wszystkich bogiń i bóstw - Jutrzenka.
Postukała w korę drzewa
- Leszy... już czas - szepnęła, gdy tylko drzewiec wyrwał się ze swojej mantry. Nim zdążył do końca strząsnąć omszałą brodą, Dźwica, zeskakiwała miękko na runo i zmieniła się w wilka. Pod taka postacią, zaczęła się oddalać w sobie znanym kierunku
Kiedy Leszy, zapalił jedyny w lesie kwiat paproci roześmiał się cicho. Zewsząd bowiem zaczęły go dochodzić śpiewy, nie tylko nocnych zwierząt ale i boginek, a nawet rusałek, które tańcząc nago klaskały w dłonie, a pomiędzy nie wpadł bagiennik z głośnym, ciężkim chlupotem.
Leszy odsunął się od kwiatu, który swą słodyczą i cichym dźwiękiem, mógłby uśpić i starego drzewca, obrócił się i dostrzegł na pagórku parę błyszczących, wilczych ślepi które tylko na moment przygasły, by zniknąć bezszelestnie w gęstwinie boru. Leszy, nie wiedział co nagle stało się Dziewannie, ale nie zamierzał tego dochodzić. W zamian usłyszał chichot Licha
Drzewo obróciło się i spojrzało na psotnika, który siedząc na przewalonej klodzie podgryzał jabłka i nie zjadliwszy całości rzucał za siebie.
- Jedną zajął się Bełt, drugą wodnik. Chyba koniec nocy - powiedział mało zadowolonym tonem, choć wredny uśmiech nie schodził mu z kosmatej twarzy.
- Chyba tak... Dziewanna, w tym roku jakoś bardziej przychylna ludziom... - ledwie dopowiedział te słowa, a przeraźliwy krzyk młodzieńca choć krotki, dobiegł ich uszu. - jednak nie. Maja chyba jeszcze jednego co? Nie chcesz sie zabawić?
Licho, wyszczerzyło kły - o ile to możliwe jeszcze mocniej i podskakując zniknęło w lesie.
A kwiat paproci? Kwiat paproci, obudzony przez Leszego, a przeklęty przez Dziewanne sprawił parze która go znalazła rozmaite kłopoty...
YOU ARE READING
Słowiańskie duchy
RandomZbiór opowiadań - one shoty! - o słowiańszyźnie - obyczajowe Okładka to moje prywatne zdjęcie, upraszam państwa by nie kopiować