Koszula. Guziki. Krawat. Garnitur. Spodnie. Znowu guziki i tym razem rozporek. Buty. Perfumy. Gumka. Włosy.
Wyglądał niemal tak samo przy każdej rozprawie.
Juliusz wziął głęboki wdech i przejrzał się w lustrze.
Hm, krawat trochę krzywo. Poprawię to, co ludzie pomyślą? Że znowu się upiłem i zawiązałem krzywo przez kaca? Albo że mam niewydarzonych pomocników?
Och, włosy wyszły z kucyka. Chociaż, czy jeśli je mocniej zbiorę to nie będę przypadkiem wyglądał trochę łyso?...
Nie ważne, niech będzie.
Spodnie... Mają wywinięte kieszenie. Ugh.
Buty... Wczoraj czyściłem, okej.
A perfum użyłem takiej ilości, że jeśli atakujący jest gejem, na pewno się rozproszy.
Juliusz prychnął śmiechem, odwrócił się i wyszedł ze swojej sypialni.~~~
Wygrał. Oczywiście, że wygrał. Był pewien, że to osiągnie. Ostatnią rozprawę przegrał kilka lat temu.
Juliusz był na tyle zatopiony w samouwielbieniu, że nie usłyszał kroków. Można go niby wytłumaczyć, że były wytłumione wykładziną, którą wyłożono korytarz, lecz... Cóż, kroki owe przypominały bardziej tupot rozwścieczonego słonia niż ludzki chód.
Adwokat zdał sobie sprawę z obecności innej osoby oprócz niego dopiero gdy pociągnięto go za kołnierz, obrócono, a inne oczy, błyszczące z wściekłości, znalazły się na wysokości jego własnych.
- To niesprawiedliwe do kurwy nędzy! - krzyknął niespodziewany gość, opluwając przy tym Juliusza.
Twarz adwokata, do tej chwili ukazująca szczere zdziwienie, wykrzywiła się. Juliusz odsunął się lekko i wytarł twarz. Następnie złapał mężczyznę za nadgarstek i wyszarpał się z uścisku.
Nigdy nie był silny, lecz ten gość był jeszcze słabszy. Idiota chyba przecenił swoje możliwości, pakując się w ten konflikt.
Mimo, że stali w ciemnym korytarzu, Juliusz wiedział z kim ma do czynienia.
Oskarżyciel posiłkowy jego klienta. Słuchał jego głosu wielokrotnie w ciągu ostatnich 5 godzin.
- Co niby, szanowny Panie? - Juliusz postanowił na razie zachować spokój. Może ładnym językiem uda się go zbyć.
- Wyrok! Wyrok do kurwy nędzy! - znów krzyknął oskarżyciel - Miałem wszystko! Dowody, oskarżyciela publicznego...
Juliusz parsknął śmiechem. Oskarżyciel spojrzał na niego zdezorientowany.
Taaa, udawaną uprzejmością go nie zbyje. Z resztą, kpina z jaką się odnosił zdecydowanie wytrąciła go z równowagi. Stracił ochotę na maniery.
Adwokat złapał dwoma palcami oskarżyciela za podbródek i zrównał ich twarze. Drugi mężczyzna mógł wyraźnie widzieć jego kpiący uśmiech.
- Oj złotko, chyba nie wiesz z kim masz do czynienia - uśmiechnął się szerzej - Jestem jednym z najlepszych adwokatów na tej planecie. Juliusz Słowik? Nie obiło Ci się to nigdy o uszy, misiu? - puścił oskarżyciela, zostawiając na jego twarzy ślady swoich paznokci. Odwrócił się na pięcie i zaczął iść dalej korytarzem, lecz powstrzymał go kolejny krzyk oskarżyciela.
- WIEM! ALE NIE MA PAN CHOĆ ODROBINY SUMIENIA?! KRZTYNY EMPATII I POCZUCIA SPRAWIEDLIWOŚCI?!
Juliusz parsknął śmiechem. Gdy ucichł, odwrócił się ponownie i wzruszył ramionami.
- Oj kochasiu, klient płaci, ja odwalam robotę. Nie moja sprawa czy to fair, czy nie. Wykonuję swoją pracę.
- Odwołam wyrok!
W odpowiedzi oskarżyciel ponownie usłyszał śmiech.
Zacisnął zęby. Co za jebany...
- A spróbuj! Nie mogę się doczekać aż Cię znowu rozetrę na proch w następnej rozprawie. Ciesz się, że nie było tu moich ochroniarzy. Dostałbyś nieźle po mordzie.
Juliusz zaczął ponownie iść korytarzem. Stanął jednak znów, tym razem z własnej woli.
- Och i powodzenia w rozpowiadaniu negatywnych plotek. Przed tym budynkiem stoi tłum reporterów, którzy pochłoną każde słowo jakie do nich powiem. Dopilnuję, żeby nie dopuścili do wiadomości żadnego Twojego.
Parsknął szyderczym śmiechem i wyszedł drzwiami znajdującymi się na końcu korytarza.
Był pewien, że oskarżyciel kpi ze złości. I taka była prawda.
Po każdej rozprawie Juliusz czuł się cudownie. Jakby mógł zrobić wszystko. I poniekąd miał rację. Sala rozpraw była dla niego jak piaskownica, a uczestnicy terakotowymi żołnierzykami. Mógł się nimi bawić jak chciał. Rozstawiać ich po kątach, ciągnąć za ich sznurki niczym u marionetek, wykrzywiając twarze w dowolnych emocjach. Potrafił nagiąć okoliczności każdej sprawy i wyciągnąć na światło dzienne przepisy, które potrafił przeoczyć nawet wysoki sąd.
Czuł się jak Bóg i był Bogiem. Swojej pracy.
A pomyśleć, że jeszcze 10 lat temu nie myślał nawet o przyszłości...
CZYTASZ
. (kiedyś To Będzie Miało Tytuł Okej)
RomanceDlaczego zaakceptowanie siebie nie może być tak proste jak projektowanie wnętrz, a rozwiazanie problemów życiowych tak proste jak znalezienie luki w prawie? Dlaczego istnienie ludzkie musi być takie skomplikowane? Kordian jest architektem i projekta...