Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Ukazała się w nich zmęczona twarz adwokata, którego wypowiedzi i entuzjastycznie uśmiech jeszcze niedawno tak rozjaśniały ekran telewizora...
- Witaj w domu, Panie Juliuszu Słowiku... - odezwał się jeden z jego ochroniarzy, stojący tuż przy progu. Zamknął drzwi. Julek tylko westchnął i machnął ręką, przyjmując wacik, który ten trzymał w ręce.
- Daruj sobie te formalności, Stefan. Ile razy mam Ci jeszcze powtarzać, że wolałbym abyśmy rozmawiali jak równy z równym? - zmył makijaż, co ukazało wory pod oczami oraz zaczerwienioną skórę. Adwokat opadł na szarą kanapę w salonie. Tak, zawsze najlepiej mu się na niej leżało po męczących rozprawach.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, spowodowana zmieszaniem ochroniarza.
- Czy mógłbym coś dla Pana zrobi-
- Idź przynieś mi butelkę dobrego wina. I whisky. I może jakieś... Jakąś nalewkę. A potem idź spać. Masz urlop do końca dnia.
- Na pewno...?
- Tak. I zleć żeby nikt tu nie przychodził.. Do rana, wtedy mają mi przynieść leki przeciwbólowe.
Ochroniarz z lekkim wahaniem przyniósł alkohole. Postawił je na podłodze, a następnie udał się na wyższe piętro, do pokojów obsługi.
Julek westchnął przeciągle. Wziął wino, otworzył je i zaczął pić ciurkiem z butelki. Już dawno gardło przestało go piec podczas tej czynności. Pomyślmy... Od końca drugiej klasy liceum?
Przymknął oczy. Ten ochroniarz był nowy, stąd jego zdziwienie... Poza nim każdy wiedział, że gdy "Pan" każe przynieść alkohol i mówi o urlopie dla wszystkich do końca dnia zwiastuje to, że następnego dnia zastaną go z mocnym kacem. I beznadziejnym humorem.
Kiedyś Julek dzień w dzień chodził do klubów aby się zabawić, a potem zemdleć od przedawkowania alkoholu. Teraz stety niestety reputacja mu w tym przeszkadzała... No bo czy byłby tak szanowanym adwokatem gdyby czołgał się codziennie po barach? Jedyne na co mógł sobie pozwolić publicznie to niewinne zabawy od czasu do czasu, przy panowaniu nad sobą i tym co się dzieje wokół.
Zaśmiał się pod nosem i upił kolejne kilka łyków trunku. Pozostawało mu teraz tylko upijanie się w samotności na kanapie, w ogromnym, pustym apartamencie na obrzeżach miasta. Jego wzrok padł na własną dłoń, w sumie całkiem urodziwą, lecz bez żadnej obrączki. Nie miał z kim się upić. Nawet na studiach jego życie towarzyskie miało się lepiej. I wtedy, czy chciał tego czy nie, w pokoju był z nim niemal zawsze współlokator... Właśnie, jak on miał na imię?
Obaj uciekali od problemów, lecz na różne sposoby. Ten... Na J? Imię miał? Chuj wie, pracował, a Julek uciekał w alkohol. Teraz też to robił. Ten wieczór był jednym z tych, podczas których dopadają go wyrzuty sumienia.
Jego dzisiejszy klient był winnym mordercą, a jednak uciekł od kary. I to dzięki niemu. Tak, miał z tej rozprawy pieniądze... Nawet dosyć duże, ponieważ gość był mocno zdesperowany. Podwyższał stawkę za każdym razem gdy dostrzegał choć cień wahania... I niby Julek wykonywał swoją pracę, lecz czy powinien był brać akurat tą sprawę? Pieniądze to jedno, bardzo często się nimi kierował, lecz... Czy były one warte ucieczki przed sprawiedliwością?
Nie pierwszy raz się nad tym zastanawiał i w końcu za którymś razem, po wzięciu do ręki alkoholu, stwierdził, że po prostu nie będzie się nad tym zastanawiał.
Westchnął i wypił duszkiem do końca w połowie pełną butelkę wina. Lekko drżącymi rękami wziął whiskey... Korek odskoczył, a whisky Julek wylał na swoją koszulę.
- Ja pierdole! - syknął i strzepnął kropelki cieczy z materiału - Nówka sztuka. Pft... Chuj wie czy to się spierze. Szkoda by było... Ale w sumie mam milion innych - zaśmiał się głupawo.
W głowie zaczęło mu szumieć. Stoczył się w pewnych aspektach od uniwerku, a w pewnych wszedł na kompletnie inny poziom. Na przykład w kwestii wiedzy i respektu... No bo kto gdy był na studiach miał dla niego choć krztynę szacunku? Chyba tylko napalone suki i ciołki w klubach. A teraz nawet rodzice się do niego zaczęli przyznawać! Do tej całkowitej porażki życiowej, która przejebała życie w alkoholiźmie, dacie wiarę?!
Zaśmiał się drętwo i upił kilka łyków whiskey. Potem zarejestrował tylko dźwięk szkła, które stuknęło o twardą powierzchnię. Chwila, wypuścił butelkę...?
Jak miał na imię ten pieprzony współlokator? K... Ko... Konrad...? Ta, Walenrod, haha...
CZYTASZ
. (kiedyś To Będzie Miało Tytuł Okej)
RomantikDlaczego zaakceptowanie siebie nie może być tak proste jak projektowanie wnętrz, a rozwiazanie problemów życiowych tak proste jak znalezienie luki w prawie? Dlaczego istnienie ludzkie musi być takie skomplikowane? Kordian jest architektem i projekta...