absolutely tickety-boo

67 13 0
                                    

Crowley był bezradny. Nie mógł nic poradzić, a jedynie bezczynnie patrzeć, jak jego przyjaciel, jego ukochany, odchodzi z Metatronem. Wiedział, że to było złe, że pewnie będzie skutkowało kolejną apokalipsą, której tym razem nie uda się zapobiec.
Drzwi windy zamknęły się, ale jego nogi odmawiały posłuszeństwa. Powinien wejść do swojego samochodu, odjechać jak najdalej od Soho i już nigdy nawet nie myśleć o tym miejscu, jednak zamiast tego tylko stał, nie mogąc nic zrobić.
Kątem oka widział współczujący wyraz twarzy Niny, która obserwowała go zza lady kawiarni.
Z jego ust wydobyło się smutne westchnienie, kiedy chwycił za klamkę Bentley'a z zamiarem opuszczenia tego pieprzonego miejsca.

Nagłe głośne uderzenie wstrząsnęło nim i wszystkimi ludźmi w pobliżu. Każdy rozglądał się w przerażeniu, próbując zidentyfikować źródło hałasu, które wydawało się dochodzić z... góry. Crowley zdjął okulary, rozglądając się wokół, zauważając, że niebo z każdą sekundą zaczyna się robić coraz bardziej pochmurne. Czy oni naprawdę już zaczęli apokalipsę? A może te odgłosy były próbami wezwania pomocy przez Aziraphale? W głowie demona kłębiła się setka myśli. Ludzie na ulicy zaczęli biegać w popłochu, kiedy ziemia się zatrzęsła, a nagłe rozbłyski światła zaczęły pojawiać się w chmurach.
Demon obserwował nieboskłon ze zmarszczonymi brwiami, kompletnie ignorując wrzawę, która działa się dookoła niego. Powietrze było duszne i Crowley wyczuwał lekki zapach ozonu i geosminy, jakby lada chwila miała się zacząć burza. Czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, wiedząc doskonale, że coś jest nie tak i że powinien biec za swoim aniołem, zrobić coś i powstrzymać cokolwiek się teraz działo.

Rozbrzmiał kolejny głośny huk, któremu towarzyszył rozbłysk światła z góry i nagle wszystko ucichło. Ciemne chmury jak szybko się pojawił, tak szybko zaczęły ustępować pogodnemu, błękitnemu niebu, a powietrze na powrót stało się rześkie. Skonfundowani przechodnie znów rozglądali się dookoła, tym razem zdziwieni nagłym ustaniem przerażającej anomali. Jakiś starzec krzyknął, że było to zwiastowaniem apokalipsy, a Crowley obawiał się, że musi mu przyznać rację.

Cokolwiek to było, wiedział, że Aziraphale ma kłopoty, a nie mógł zostawić tego głupiego, naiwnego anioła. Niezależnie, jak bardzo chciał by było inaczej.

Ruszył biegiem w stronę windy, nie dbając o to jak zareaguje Metatron i reszta tych niebiańskich dupków, kiedy pojawi się na górze.
Jego drżącą dłoń wysunęła się w stronę przycisku, ale zanim zdążył go nacisnąć usłyszał charakterystyczne ping wskazujące, że ktoś właśnie zjechał na ziemię. Jego serce biło jak szalone, a drzwi otwierały się nieznośnie wolno, kiedy z szeroko otwartymi oczami czekał na to, co zaraz miał zobaczyć.

- A- Anie- Aziraphale? - Ledwie wydusił ze swoich ust, kiedy ujrzał anioła, stojącego jak gdyby nigdy nic; strzepującego kurz ze swojego płaszcza z błogim uśmiechem na ustach.

- Ciszę się, że na mnie zaczekałeś, mój drogi - powiedział spokojnie Aziraphale.

- Co ty- Co tam się- Zrobiło się ciemno, i były te błyski i bach bach - Jąkał się Crowley, żywo gestykulując rękami.

- Wysadziłem ich. - Odparł spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie, albo ostatnio przeczytanej książce.

- Wysadziłeś?!

Anioł pokiwał głową, wyglądając na niebywale zadowolonego z siebie.

- Wysadziłeś? - Powtórzył czerwonowłosy, niedowierzając w groteskowość ich aktualnej sytuacji. - Co? Jak?!

- No cóż, bombą oczywiście. Właściwie to kilkoma. I granatami. - Wyjaśnił. - Taki był plan od początku, dlatego chciałem cię ze sobą zabrać.

Crowley westchnął, krążąc obok przyjaciela, który najwidoczniej teraz postanowił zostać zamachowcem. Trzymał się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to wszystko, przechodząc teraz swoje małe załamanie nerwowe. Przykucnął, wydając z siebie jęk, próbując jakoś poradzić sobie z informacjami.

- Skąd w ogóle ten pomysł? - Spojrzał na białowłosego.

- Po pierwsze - Metatron mi groził, a co ważniejsze, groził tobie. - Wzruszył ramionami. - Nie dało się go inaczej powstrzymać.

- Więc po prostu poszedłeś tam i zabiłeś wszystkich?! - Podniósł się, niemal skacząc by spojrzeć na przyjaciela z bliska.

- Oh, kochanie, nie bądź głupi. - Zagruchał. - Nie wszystkich, tylko kilku. Pomniejsze anioły wciąż będą potrzebne by odbudować nowy, lepszy raj.

Nogi Crowleya prawie się pod nim ugięły na słowa jakimi nazwał go anioł, jednocześnie patrząc na niego tępo, jakby ten zaczął mówić do niego w Enochiańskim.

- Skąd miałeś bombę? Taką, która potrafi zabijać anioły? - mruknął cicho, przetwarzając wszystko w głowie.

- Od Gabriela. - Odparł.

- Skąd on to wziął?!

Aziraphale wzruszył ramionami, wciąż mając na twarzy ten błogi uśmiech.

Crowley jedynie jęknął ciche "mhm". Dalej patrzył na anioła oniemiały, z ustami rozdziawionymi w niemym szoku.

- Na czym skończyliśmy? - Powiedział nagle anioł. - Ah, tak, już pamiętam.

Złapał demona za klapy jego marynarki i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku, próbując oddać w nim tysiąclecia skrywanej miłości. Crowley był w szoku, ale nie pozostał dłużny, po chwili oddając czułość, przyciągając drugiego jeszcze bliżej, nie chcąc go puszczać już nigdy więcej. Dłoń Aziraphala zatopiła się w czerwone kosmyki, a jego język wsunął się między wargi Crowley'a, pogłębiając pocałunek.

- Woah - Sapnął Crowley, kiedy odsunęli się od siebie, patrząc sobie w oczy.

Aziraphale uśmiechnął się do niego słodko i radośnie, a Crowley dopiero teraz dostrzegł z jaką miłością lśnią jego niebieskie oczy. Jego uśmiech był dla demona, jak pierwsze promienie słońca po całonocnej burzy.

- A teraz chodźmy, mamy niebo do naprawienia, kilka tysięcy lat do nadrobienia i cały czas na świecie. - Anioł złapał jego dłoń i wciągnął go za sobą do windy.


▪︎▪︎▪︎

Miał być śmieszny crack, ale pod koniec obudziła się moja romantyczna strona XD Swoją drogą pisząc pocałunek doszło do mnie, że dawno się z nikim nie całowałem, więc mam nadzieję, że napisałem to w miarę dobrze i naturalnie? I̶d̶k̶,̶ ̶j̶a̶k̶b̶y̶ ̶k̶t̶o̶ś̶̶ ̶c̶h̶c̶i̶a̶ł̶ ̶m̶i̶ ̶p̶o̶m̶ó̶̶c̶ ̶w̶ ̶r̶e̶s̶e̶a̶r̶c̶h̶u̶ ̶d̶o̶ ̶p̶i̶s̶a̶n̶i̶a̶ ̶t̶a̶k̶i̶c̶h̶ ̶s̶c̶e̶n̶ ̶t̶o̶ ̶w̶i̶e̶c̶i̶e̶ ̶g̶d̶z̶i̶e̶ ̶u̶d̶e̶r̶z̶a̶ć̶̶ ̶*̶w̶i̶n̶k̶ ̶w̶i̶n̶k̶*̶

Czy do opisu sparafrazowałam słynne słowa z manifestu Teda Kaczyńskiego? Może...

🎉 Zakończyłeś czytanie absolutely tickety-boo 「ɢᴏᴏᴅ ᴏᴍᴇɴs ᴄʀᴀᴄᴋ」 🎉
absolutely tickety-boo 「ɢᴏᴏᴅ ᴏᴍᴇɴs ᴄʀᴀᴄᴋ」Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz