00. Prolog

22 2 1
                                    


P.O.V. Cylisia Garcia

Przeczesywałam właśnie swoje włosy w odcieniu ciemnej wiśni. Często zmieniałam kolor włosów, ponieważ lubiłam z nimi ekspremyntować, jednakże również dbałam o nie tak jak potrafiłam. Moje włosy mimo częstego farbowania sięgały mi prawie do pasa, co było czasami strasznym utrapieniem podczas ich mycia, rozczesywania, bądź właśnie farbowania.

Ostatni raz przed wyjściem do szkoły spojrzałam w lustro. Ubrana w byłam w ciemne dżinsy, biały top z długimi rękawami, narzucona na to również dżinsowa kurtkę oraz moje nieśmiertelne czarne vansy, które przeżyły więcej niż można byłoby się po nich spodziewać. Zarzuciłam jeszcze czarną torbę na ramię i wyszłam z pokoju zakładając włosy za uszy.

Miałam ciemne zielone oczy, moja mama zawsze porównywała je do wzburzonego morza podczas sztormu, co nie powiem, bardzo mi schlebiało. Lubiłam być w centrum uwagi i przyjmować różnorakie komplementy, nawet te od swoich rodziców.

Schodząc po schodach na parter, naszego dwupiętrowego domu, zaczepił nie mój starszy brat – Rollan Garcia. Blondyn z niesamowitymi zielonymi oczami, które razem odziedziczyliśmy po naszym tacie, dość imponującym wzrostem (mierzył prawie metr dziewięćdziesiąt, a miał dopiero za dwa miesiące osiemnaście lat!), i swoim zaraźliwym uśmiechem.
Jako rodzeństwo może nie zawsze sie dogadywaliśmy, jednak zawsze wiedziałam, że mogę na niego liczyć w najtrudniejszych dla mnie sytuacjach.

— Cylisia — musiałam unieść delikatnie głowę do góry, by móc na niego spojrzeć, z moim metr sześćdziesiąt siedem było to nie lada wyzwaniem. Uniosłam pytająco brew. — Zbierasz się do szkoły? Możesz jechać razem ze mną, zajedziemy jeszcze tylko po Billy'ego.

Billy, to znaczy Benjamin był naszym wspólnym przyjacielem. Razem z bratem trzymaliśmy się w wspólnej grupie znajomych, z którymi znamy sie od podstawówki. Billy był sympatycznym blondynem z niebieskim oczami i miał naprawdę bardzo głupie żarty, niekiedy nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać.

— Jasne, pewnie.

Razem już skierowaliśmy sie na podjazd przed naszym domem, Rollan miał za dwa miesiące osiemnaście lat, a jako iż zdał prawojazdy chwilę wcześniej to zazwyczaj jeździliśmy razem do szkoły, żebym nie musiała tłuc sie komunikacja miejska.

Rzuciłam szybkie spojrzenie jeszcze na mojego brata. Ubrany w granatowe poprzebierane dżinsy, białą koszulkę i czarna rozpinaną bluzę, prezentował sie dość nienagannie.

— Rodzice już pojechali do pracy? — spytałam, gdy nie zauważyłam ich samochodu na podjeździe.

— Dobrze wiesz jacy są, Cylisia. Pracoholicy, kiedyś naprawdę się wykończą. — Rollan westchnął. Miał rację, nasi rodzice pracowali w zawodzie adwokata, prowadząc własną kancelarię prawną, co wiązało się z dużą ilością godzin przesiedzianych przez nich w pracy. Oboje byli ludźmi sukcesu i sami osiągnęli, to co mają dzisiaj, jednak przy tym byli strasznie zapracowani przez co, nie spotykaliśmy ich za często z rana, a wracali dopiero po godzinie dziewiętnastej.

Esmanna i Carlise Garcia, krótko mówiąc nasi rodzice mimo, że nie spędzaliśmy ze sobą każdego wolnego czasu, przez to, że oni zawsze są zapracowani, a my z Rollanem, jak to nastolatki często wychodziliśmy z domu na spotkania towarzyskie, to strasznie nas kochali i dbali, nigdy w domu nam niczego nie brakowało. Rollan wygląda stuprocentowo jak nasz tata, odziedziczył po nim, blond włosy, zielone oczy, delikatnie kwadratowa szczękę i wąskie usta. Ja zaś wdałam się w młodszą wersje mojej mamy, moje naturalne włosy były brązowego koloru, miałam również pełne usta i mały zadarty nos oraz delikatne rysy twarzy, przez co w wieku siedemnastu lat, nadal przypominałam trochę dziecko. Po tacie miałam tylko zielone oczy.

Romantic Lover Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz