Nowa szkoła, ludzie, otoczenie- wszytko to miało mnie już niedługo spotkać, a ja?
Czułam się coraz gorzej.Nigdy się nie dogadywałam z osobami z mojej starej klasy. Nikt mnie nie rozumiał, a nawet nie próbował zrozumieć.
Na początku bardzo się tym przejmowałam. Codziennie wracając ze szkoły patrzyłam w lustro a w głowie miałam tylko jedno pytanie- co jest ze mną nie tak? Dlaczego nikt nie chce mi dać szansy?
Swoich rodziców nie poznałam, podobno zmarli, ale z tyłu głowy cały czas przewija mi się jedna myśl- co jeśli mnie zostawili?
Moi obecni rodzice wmawiali mi wiele razy, że nigdy do czegoś takiego nie doszło. Jednak codziennie po powrocie ze szkoły miałam co do tego coraz większe wątpliwości.
Logiczne jest, że każdy rodzic chciałby mieć idealne dziecko. Ja jednak taka nie jestem. Nie potrafię nawet dostać lepszej oceny niż D, co i tak jest cudem. Jestem do niczego.
Mimo,że moi rodzice za każdym razem mówią,że nic się nie stało i i tak są ze mnie dumni, ja wiem, że to nie prawda. W głębi duszy są mną zawiedzeni.
Każdy wieczór spędzam nad nauką.
Kiedy już myślę,że nauczyłam się perfekcyjnie, to gdy tylko dostaję kartkę, w głowie mam jedno zdanie wypowiadane przed każdą kartkówką przez mojego byłego nauczyciela od matematyki: "nie masz co się starać i tak nigdy ci nie wyjdzie, może lepiej będzie jak nawet ci nie dam tej kartki, przynajmniej papier się nie zmarnuje."
Tak, dalej mu się to nie znudziło i wypomina mi to na każdej lekcji.
Uważam, że ma on wiele racji.
Jak Pan daje mi do rąk kartkówkę nie potrafię się na niej skupić. Bardzo próbuję, ale nie jestem w stanie.
Zawsze staram się myśleć, że nie mogę zawieść rodziców. Za każdym, razem, przed wzięciem długopisu do ręki staram się sobie o tym przypominać,jednak już wtedy widzę w głowie ich rozczarowane miny.
Kiedy już podniosę długopis nauczyciel ogłasza koniec kartkówki.
Eh,jak to się mówi- historia lubi się powtarzać. Za każdym razem wybiegałam z sali płaczem.
Te wszystkie wylane łzy były właśnie dla nich. Dla moich rodziców, którzy mnie bardzo kochają, a ja nie potrafię się im odwdzięczyć.
Sprawiam im tylko same kłopoty. Za każdym razem próbuję ich nie zawieść, chociaż wiem, że i tak mi się nie uda.
Rodzice powtarzają mi, że najważniejsza jest sama próba, jednak wiem, że mówią tak tylko dlatego, bo są moimi rodzicami.
Moimi rodzicami, których tak bardzo nie chce rozczarować. Najwyraźniej aż za bardzo skoro zamiast liczb i znaków są moim głównym tematem rozmyślań na kartkówce. Czy chociaz raz nie potrafię zrobić czegoś dobrze?
Poświęcili dla mnie tyle, żeby mnie wychować, a ja póki co odwdzięczyłam się im tylko ciągłymi obelgami w ich stronę od sąsiadów.
Mówią, że ich to nie obchodzi. Ja jednak wiem, ze jest inaczej.
Pewnego dnia nadejdzie taki moment, że juz nie dadzą rady i będą chcieli sie mnie pozbyc. Tak samo jak najprawdopodobniej zrobili to moi pierwsi rodzice.
Jako, iż jestem człowiekiem - chociaż coraz bardziej w to wątpię- to jednak potrzebuję w swoim życiu kogoś z kim będę mogła porozmawiać na wszystkie tematy.
Kogoś kto mnie zawsze wysłucha, niezależnie od tego jak w danym momencie wyglądam czy się czuje.
Potrzebuje tylko akceptacji i zrozumienia wśród rówieśników.
Oczywiście kocham swoich rodziców, ale to jednak nie to samo co prawdziwa przyjaciółka.
W szkole nie miałam żadnych znajomych, więc bardzo brakowało mi takiej osoby.
Dlatego zaczęłam rozmawiać z moim odbiciem lustrzanym. Może jest to trochę dziwne, ale zrozumcie, w tamtej chwili jest to jednak jedna z najnormalniejszych opcji jaką mogłam wybrać.
Tak, przechodziłam już przez depresję, codzienne cięcie, wypalanie zapalniczką i te inne gówna, jednak przestałam.
No oprócz palenia, ale to nie tak że jestem uzależniona. Gdybym chciała, mogłabym to odstawić, tylko na razie nie widzę takiej potrzeby.
Co dziwne, przestałam to wszytko robić sama z siebie. Bez niczyjej pomocy. Zrozumiałam, że nic mi to w życiu nie zmieni. Jak nie było prawdziwej przyjaciółki, tak dalej jej nie ma.
Chciałabym powiedzieć, że wciąż na nią czekam, jednak byłoby to kłamstwem.
Już dawno zrozumiałam, że ludzie to nic nie warte organizmy, które jedyne co robią to niszczą innych.
A może tak sobie tylko wmawiałam?
Rodzice dalej mi proponują jakąś terapię, ale po co? Co mi da rozmowa z jakąś randomową kobietą?
Chociaż odbicie lustrzane też nie było w stanie mi w pełni zaoferować tego, czego potrzebowałam, to jednak w końcu miałam z kim pogadać.
Rozmawiałam z Kate- bo tak właśnie nazwałam moją nową przyjaciółkę- godzinami.
Potrafiłam opowiedzieć jej każdą historię z mojego życia, wyżalić się jej.
W każdych chwilach- lepszych czy gorszych- była kiedy tylko ją potrzebowałam.
Potrafiła mnie wysłuchać, nigdy mi nie przerywała.
Mimo tego, że kocham Kate to jednak dalej odczuwam jakąś pustkę, której nie potrafię niczym zastąpić.
CZYTASZ
Fakt czy fikcja
Teen FictionOna. Dziewczyna z problemami. On. A właściwie jego piękne oczy, które przeszywały ją w jej najgorszych koszmarach. A może jednak w najlepszych snach? Może chciała by tak NA NIĄ patrzył? Na nią. I tylko na nią. Może byłaby nawet w stanie go porwać, b...