12.

3.3K 112 24
                                    

Otworzyłam szeroko oczy.

Musiałam zasnąć na lekcji, ponieważ właśnie jakieś uderzenie mnie obudziło. Kolejne uderzenie i kolejne zaskoczenie. Nie zdążyłam wybudzić się jeszcze na tyle aby funkcjonować.

Trzeci raz nie wytrzymałam i odwróciłam głowę w stronę sprawcy, którym okazała się Camila.

Posłałam jej wkurzone spojrzenie, a ona rzuciła jakąś kuleczkę, którą tym razem złapałam.

Już nie mogę się doczekać!!!! Lucy też będzie

Jej bazgroły na kartce nie robiły na mnie wrażenia. Camila zaproponowała abyśmy zrobiły babski wieczór w sobotę. Oczywiście zgodziłam się, bo ostatnio mniej się razem spotykamy. Stwierdziłam, że możemy zaprosić Lucy, która również się zgodziła. Tylko jest jeden problem. Camila ciągle każdemu mówi, że w końcu się spotkamy i jest podjarana jakby Liam miał jej się oświadczyć.

Przypominam oni nawet nie są razem, jeszcze. Kontynuując ciągle rozpowiada i chwali się, że spotka się ze mną w sobotę, a jest dopiero czwartek. Kiedy myślę o tym, że jutro cały dzień będzie mi piszczeć do ucha to mam ochotę zostać w domu. I chyba faktycznie zostanę bo jej ekscytacja robi się powoli nieznośna.

Spanie na lekcji jest dość ryzykowne, ale dla mnie historia nie jest lekcją, a godzinną przerwą w trakcie zajęć. Dlatego też nie przejęłam się widokiem nauczycielki i poszłam dalej spać.

—————

- Weź więcej tych chipsów - rozkazała blondynka, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.

- Po co ci więcej, przecież tego nie zjemy - powiedziałam.

- Ale chce mieć na zapas i Cade też chciał - odparła. Miała bardzo dziwny uśmiech na twarzy, więc coś mi tu nie pasowało.

- Nie wiem co wy będziecie robić z taką ilością jedzenia - mruknęłam, patrząc na cały wózek żywności.

- Wiesz, że Cade to żarłok, więc pewnie zje to w tydzień - dziewczyna przewróciła oczami na wspomnienie o bracie. Zauważyłam, że była to gra aktorska, dlatego zaczynałam mieć wątpliwości. - Chyba mamy już wszystko. Cade napisał, że po nas podjedzie.

Skierowałyśmy się do kasy, zaczęłam wyciągać produkty, których była masa. Spojrzałam oczekujące na Camilę, która zajęta była telefonem.

- Możesz mi pomóc? - zapytałam wkurzona. Nie dość, że ciągle ja pchałam ten ciężki wózek to nawet nie może mi pomóc w wyciąganiu produktów.

- Tak, tak - odparła i dalej pisała na telefonie.

- Za chwilę pójdę do domu i będziesz siedzieć sama z Lucy - na moje słowa dziewczyna oprzytomniała i zaczęła wyciągać jedzenie z wózka.

- Nawet tak nie mów - posłała mi wkurzone spojrzenie. - Poza tym pisałam z Lucy. Za chwilę będzie, więc musimy się spieszyć.

Przewróciłam oczami i zaczęłam pakować zakupy do torebek.

- Nie możesz zadzwonić po Cade'a? Jest dużo zakupów nie będę tego tachać - zapytałam, a ta pokręciła głową.

- Nie ma go w ogóle w mieście. Rodzice pojechali do dziadków, a on powiedział, że ma jakąś sprawę za miastem - ostatnie słowa wypowiedziała dużo ciszej. Domyślam się, że na pewno niczego legalnego nie załatwia.

Po zapłaceniu musiałyśmy się jakoś zebrać z ośmioma torbami, które do lekkich nie należały. Po około godzinie, pięciu przerwach i dwóch podartych torbach z zakupami dotarłyśmy do domu. Zmęczone opadłyśmy na kanapę, lecz nie na długo, gdyż po chwili w domu rozbrzmiał dzwonek.

A long way to the finish lineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz