Prolog

191 6 1
                                    

- Tori, kochanie. - pani Overland zapukała trzykrotnie do drzwi pokoju córki.

- Proszę. - odpowiedział jej spokojny dziewczęcy głos.

Mama Tori otworzyła drzwi i wejrzała do środka. Piętnastolatka siedziała przy biurku i coś zawzięcie notowała w notesie, obok mając otwartą jedną z wielu wypożyczonych książek o zaklęciach. Ada Overland uśmiechnęła się ciepło, patrząc na to, w jakim skupieniu i zawzięciu jej córka przygotowuje się na rozpoczęcie piątego roku nauki w szkole dla czarodziejów. Ale ten rok miał być wyjątkowy. Tori miała się przenieść z Durmstrangu do Hogwartu. Miał być to rok przyzwyczajenia, rozeznania i, co najgorsze dla Tori, nowego towarzystwa. Pani Overland nie potrafiła przestać się zamartwiać nad tym, jak jej córka poradzi sobie w nowym otoczeniu. Nigdy nie była dobra w poznawaniu ludzi, a Hogwart przecież podobno tak bardzo różnił się od Durmstrangu atmosferą! Widziała, jak Tori lekko się krzywi i blednie na wzmiankę o otwartości i przyjaznym, skorym do nawiązywania znajomości, hogwarckim towarzystwie. Martwiła się, że jej córka nie zdobędzie żadnych przyjaciół, a nawet taka niechętna do poznawania nowych ludzi dusza jak ona powinien mieć jakąś przyjazną osobę obok. Szczególnie po tym, co spotkało ją w Durmstrangu...
Pani Overland westchnęła.

- Zbieraj się, zaraz wychodzimy na Pokątną. - powiedziała w końcu.

Tori odłożyła pióro i zamknęła książkę, po czym obróciła się do mamy, patrząc na nią stalowo szarymi oczami. Czarny kosmyk prostych długich włosów odgarnęła za ucho, a na gładkiej, lekko opalonej twarzy dziewczyny pojawił się lekki, inteligentny uśmiech.

- Zaraz przyjdę. - skinęła głową.

Mama uśmiechnęła się do niej i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Tori przeciągnęła się i odsunęła od biurka. Zgarnęła z wieszaka czarny płaszcz i rzuciła swojemu odbiciu w lustrze krytyczne spojrzenie. Skinęła sobie głową z satysfakcją, poprawiając kołnierz koszuli.
Omiotła spojrzeniem swój pokój. Posprzątany, książki poukładane, łóżko pościelone. Różdżka ułożona na biurku, obok stoisku książek. Cedr, 11 cali, niezbyt giętka, włókno ze smoczego serca. Wyrecytowała to w głowie głosem Ollivandera. Różdżka o czarnym drzewcu, ozdobiona uchwytem z subtelnym wzorem srebrnych piór.
Sowia klatka stała przy oknie. Podeszła do płomykówki, która obserwowała jej działania. Wsadziła palce między pręty, by pogłaskać Wenus pod dziobem. Sowa przymknęła oczy z zadowoleniem. Tori skinęła głową sama sobie.
Wszystko na swoim miejscu. Tak jak być powinno.
Nie chcąc już dłużej niecierpliwić rodziców, wyszła z pokoju i skierowała się ku kuchni, gdzie już na nią czekali, dopijając kawę i pogodnie o czymś rozmawiając. Gdy tylko ją zobaczyli, jej ojciec machnął różdżką i filiżanki zaczęły same się myć. Mama zgarnęła torebkę i wzięła męża pod rękę.

- W drogę. - zarządziła. - Mamy kilka spraw do załatwienia. Masz listę? - zapytała córkę.

- Tak, mamo. - pomachała zwitkiem papieru. - Mówisz, jakbyś mnie nie znała.

- Nawet tobie zdarza się o czymś zapomnieć. - kobieta pokazała jej język.

Tori jedynie cicho zaśmiała się w odpowiedzi.

~*~

- Od czego chcesz zacząć? - zapytał pan Overland.

- Księgarnia. - odparła z uśmiechem Tori.

- Typowo.

- Nie martw się, starcze od siedmiu boleści. - Tori z udawanym współczuciem poklepała ojca po plecach. - Nie musisz mi towarzyszyć.

- Starcze?! - oburzył się Edward Overland. - Co za tupet!

- No już, już, panie dżentelmen. - jego żona wzięła go pod rękę i już zaczęła ciągnąć w swoją stronę, puszczając oko do Tori. - Lepiej pokaż tej zagubionej niewieście ten piękny zakątek czarodziejów.

Czarna Magia - Sebastian Sallow x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz