– Wesołej rocznicy! – zawołała Penelopa, wpadając do pomieszczenia.
„Wpadając" jest tutaj, oczywiście, wyolbrzymieniem. Po prostu pojawiła się zupełnie bez ostrzeżenia, tak jak miała to w zwyczaju. W rękach trzymała parującą z gorąca, papierową torbę o zapachu, który mógł jedynie kojarzyć się z niezdrowym tłuszczem z fast fooda. Ulysses podniósł wzrok znad komiksu, który obecnie czytał, próbując udawać, że jej przybycie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Widział jednak jej zaróżowione z emocji policzki i uśmiech, którego nie potrafiła powstrzymać, i po prostu nie potrafił tego zrobić.
– Nie wiedziałem, że świętujemy rocznice. No wiesz, choćby przez wzgląd na utrudnienia w zakresie rejestrowania upływu czasu? – odparł, odkładając na bok swoją lekturę.
– Skoro nie wiemy, ile czasu minęło, każdy dzień jest dobry na świętowanie – stwierdziła uparcie.
Przysiadła się do niego i nie przejmując się zupełnie, że znajdują się na czymś, na kształt łóżka, wyciągnęła z torby dwa pudełka, zdecydowanie skrywające jakieś burgery. Ulysses natychmiast rozpoznał logo, Penelopa przyniosła je z jego ulubionego lokalu, prosto z roku, z którego pochodził. Pokazał jej tę knajpę raz i zrobiło mu się ciepło w środku na to wspomnienie oraz na myśl, że dziewczyna o tym pamiętała. Mówienie o takich rzeczach nie było jednak w jego stylu.
– Chociaż chciałbym wierzyć, że to świętowanie wynika z tęsknoty za mną i naszej przydługiej rozłąki, ale coś czuję, że masz jakieś ukryte zamiary – powiedział, zamiast przyznać się do tego, co naprawdę czuł.
Penelopa nadmuchała policzki niczym obrażone dziecko. Nie mogła jednak boczyć się długo z bardzo prostego powodu – Ulysses miał sporo racji.
– Od razu podejrzewasz mnie o najgorsze – pomarudziła najpierw trochę, ot, dla zasady. – Ale niech ci będzie, jest jedna rzecz. To znaczy... Czemu nie jesz?
Ulysses zrozumiał aluzję i wgryzł się w swoją kanapkę. Uzależniający smak przetworzonych składników skutecznie zabijał wszelki niepokój, który mógł się wiązać z wyznaniem Penelopy. Zresztą, co takiego strasznego mogłaby mu powiedzieć? Nie podejrzewał, by było to coś, co szczególnie by nim wstrząsnęło.
– No więc, wiemy już, że nie wszystko, co po sobie zostawiamy znika, tak? – podjęła.
Chłopak, który akurat próbował przełknąć nieco za duży kęs burgera, skinął tylko głową. Penelopa nie potrzebowała żadnego innego odzewu.
– Myślałam o tym i mam całą listę miejsc, gdzie chciałabym odcisnąć jakiś ślad – mówiła dalej.
I naprawdę wyjęła z kieszeni kartkę, i to dość dużą, że musiała ją złożyć na pół, żeby ją schować. Ulysses nie widział, co dokładnie jest na niej napisane, ale nie potrzebował czytać dokładnie, żeby wiedzieć, że znalazło się na niej całkiem sporo pozycji. Zawiesił na niej wzrok na dłużej.
– Sam nie wiem... – wtrącił się w końcu. – Jedna czy dwie drobne wiadomości może i przetrwały, ale kto wie, co się stanie, jeśli zaczniemy zostawiać ich więcej. Nie wiemy, jakie mogą być tego konsekwencje i... Cóż, możesz się po prostu rozczarować – zakończył. Powaga jego głosu zupełnie nie współgrała z tym, jak teraz wyglądał.
– Proszę – odparła natychmiast Penelopa.
Wszelki ciąg dalszy był zupełnie zbędny, jej błagalny ton w zupełności wystarczał Ulyssesowi, by zgodzić się na wszystko, co proponowała. Nie przerwał jej jednak.
– Proszę, po prostu mi w tym pomóż. Nawet jeśli nie mam racji, nawet jeśli nam się to nie uda, zawsze będziemy mieli siebie. Ale muszę chociaż spróbować.
CZYTASZ
Nieznośna ulotność czasu
General FictionUlysses stracił Penelopę - swoją ukochaną i jedyną latarnię, która wskazywała mu drogę na nieskończonym morzu czasu. Przed jej zniknięciem przysięgał, że zawsze ją odnajdzie, niezależnie od tego, jak wielki będzie dystans między nimi i ile stuleci i...