Rozdział XXIIX: 12 sierpnia 1274 roku, godzina 00:50

47 29 2
                                    

Nausicaaokazuje się nie tylko na tyle miła, żeby otworzyć im dwa pokoje, ale też żeby zostawić im drobny poczęstunek. W swoich sypialniach (w przeciwieństwie do salonu są one dość surowe i pozbawione spersonalizowanych ozdób) zastają świeże,jeszcze ciepłe bułki w wiklinowym koszyku. Do nich podano im przyprawiony ser i wędlinę, miód i owocową konfiturę, a do tego wszystkiego nalaną do ozdobnej filiżanki herbatę i mleko. Zoë stwierdza, że to niemalże hotelowe przywitanie, ale przysięga sobie w myślach, że nie będzie traktować Tir na nÓg w ten sposób. Nie do końca czuje się głodna, ale przygotowuje sobie pojedynczą kanapkę. Chwyta ją w jedną rękę, filiżankę bierze w drugą i schodzi kilkanaście schodów niżej, do pomieszczenia, w którym wcześniej zostawiła Ulyssesa.

On nawet nie tknął swojego jedzenia (chociaż dziewczyna odnotowuje w myślach, że mimo niechęci Nausiki dostał taką samą porcję co ona), ale kiedy Zoë wchodzi do środka, zastaje go obejmującego filiżankę dłońmi, jakby chciał się ogrzać. Wątpi jednak, by jego drżenie miało jakikolwiek związek z fizycznym chłodem. Nie prosi nawet o przyzwolenie, zanim siada obok niego na wąskim, przykrytym tkanym kocem łóżku. Opiera się o niego ramieniem, a Ulysses się nie odsuwa.

– Nie kłamałem przed nią – odzywa się cicho po krótkiej chwili. Wydaje się wdzięczny, że Zoë dała mu czas na zebranie myśli i samodzielne rozpoczęcie rozmowy. – Wiem, że ma rację; wiem, że naskoczyłem na nią z jakiegoś powodu, ale przysięgam ci na wszystko, naprawdę nie pamiętam pobytu tutaj. Nie pamiętam niczego.

Przy ostatnich słowach głos mu się łamie, co natychmiast sprawia, że dziewczyna rezygnuje z ciągnięcia tematu. Wierzy mu. Nie sądzi nawet, że potrafiłby kłamać tak przekonująco, więc ciągnięcie go za język całkowicie rozmija się z celem. Nie wie jednak, co innego może powiedzieć, żeby go pocieszyć. Nie rozumie tego wszystkiego bardziej niż on sam.

– Jak mogłem zapomnieć? – zwraca się bezpośrednio do niej.

– Ile masz lat, Ulysses? – odpowiada pytaniem.

Spogląda na nią, jakby nie do końca rozumiał, co do niego mówi. Zaraz jednak wbija wzrok w filiżankę. Tafla zabielonego mlekiem napoju nieznacznie faluje.

– Nie wiem – przyznaje. – Dawno temu przestałem liczyć. Myślę, że mógłbym podać ci dowolną liczbę lat, i prawdopodobnie wyszłoby za mało.

Zoë kłamałaby, gdyby powiedziała, że spodziewała się czegoś innego. Już przy pierwszym spotkaniu doszła do wniosku, że chłopak jest od niej starszy, i to w zupełnie niepomierny sposób.

– Nasze ciała może i się nie starzeją, ale to chyba nie znaczy, że nasze mózgi mają nieskończoną pamięć – mówi cicho. – Nie powinieneś się zadręczać, że coś ci umyka. Kto wie, jak dawno temu to było? Może w twojej perspektywie był to tylko krótki kawałek waszej wspólnej historii, nic, o czym warto pamiętać?

Chłopak wyraźnie rozważa jej słowa przez chwilę, ale potrzebuje dłuższego czasu, żeby odpowiedzieć. W tym czasie opiera się o ramię Zoë. Sprawia wrażenie zmęczonego. Trudno jednak powiedzieć, czy jest to zwyczajne, ludzkie zmęczenie, czy ten rodzaj znużenia, o którym opowiadała Nausicaa. Dziewczyna woli, żeby chodziło o pierwszą opcję.

– Brzmisz teraz zupełnie jak ona – mruczy Ulysses cicho. – Jak Penelopa.

Zoë postanawia zaakceptować to jako komplement. Nie łudzi się, że stanowi dostateczne zastępstwo dla jego ukochanej; jest też prawie pewna, że jej przyjaciel zupełnie nie postrzega jej w ten sposób. To jednak pozytywna myśl – postrzega ją jako oddzielną, niezależną od Penelopy osobę, a mimo to może czuć się komfortowo w jej towarzystwie. Tyle w zupełności jej wystarcza. Uważa także, że dobrze zrobi to samemu Ulyssesowi. Wszystko wskazuje na to, że zbyt długo był sam.

Nieznośna ulotność czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz