1.

37.4K 687 949
                                    

CARTER:

- And honey, I could play the Joker, my made up smile broke your heart last night- śpiewałem na całe gardło do mikrofonu. - No, no, no, I didn't want to hurt ya...

- Dobra zróbmy chwilę przerwy - krzyknął Dylan, przerywając nagle grę na basie i odkładając gitarę. - Idzie nam zajebiście. Rozwalimy ten konkurs.

- No nie wiem - odpowiedział mu Logan. Chłopak nie wydawał się być tak pozytywnie nastawiony jak reszta naszej grupy. - To już za dwa miesiące a my nawet nie wybraliśmy piosenki.

To był fakt. Akurat w tej kwestii ciągle nie mogliśmy się dogadać.

- Dobra wyluzujcie - machnął ręką Mason. - Ćwiczymy dzień i noc. Chodźmy na jakąś imprezke. Należy nam się – stwierdził. Oczywiście myślał tylko o tym.

I choć wiedziałem, że serio idzie nam nieźle to mimo wszystko się stresowałem. Ten konkurs był dla nas cholernie ważny. To była szansa. Szansa na coś wielkiego.

Gdy jakiś czas temu zupełnie przypadkiem znalazłem ogłoszenie o konkursie dla młodych talentów wiedziałem, że to coś dla nas.

Główną nagrodą było sto tysięcy dolarów.

W sumie to nawet nie chodziło nam o tę kasę. W końcu nasi rodzice nie należeli do najbiedniejszych. Chodziło nam o sławę. Chcieliśmy coś osiągnąć. Pokazać się szerszej publiczności, zaistnieć. Dlatego dzień w dzień ćwiczyliśmy w garażu Mason'a. Na szczęście jego rodzicom to nie przeszkadzało. Mieli dużo podróży służbowych, więc chłopak najczęściej miał wolną chatę. A nawet gdy już udało nam się ich zastać, to w sumie cieszyli się na nasz widok. Byli równie wyluzowani jak ich syn. Co jakiś czas przychodzili nawet nas posłuchać i chwalili, że świetnie nam idzie.

Tego mu w sumie zazdrościłem. Moi starzy byli raczej obojętni w tej kwestii. Co prawda obiecali że wyłożą kasę na lot do Nowego Yorku i noclegi, ale poza tym to nigdy nie zainteresowali się naszą muzyką. Ojciec wręcz uważał, że to głupoty i marnowanie czasu. Ciągle liczył na to, że pójdę w jego ślady tak jak mój idealny starszy brat.

Ale ja nie zamierzałem tego robić. Dla mnie liczyło się coś innego. 

Muzyka. Muzyka była dla mnie wszystkim.

Zespół Ultraviolet założyliśmy dwa lata temu. W ciągu tych dwóch lat zaczęliśmy śpiewać w okolicznych klubach za darmo. Ludziom się podobało. Pomyśleliśmy więc, żeby pójść o krok dalej. Krok dalej do spełnienia marzeń.

- To co? Wychodzimy gdzieś? – odezwał się Mason.

Już miałem mu odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Widząc nazwę kontaktu nerwowo przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że skoro dzwoni do mnie ojciec to musiało się coś stać. On nigdy nie dzwonił bez powodu. Przecież był na to zbyt zajęty.

- Tak? – odebrałem, siląc się na obojętny ton.

- Natychmiast do domu – krzyknął do słuchawki. - Masz się pojawić za piętnaście minut – dodał, po czym nie czekając na moją reakcję po prostu się rozłączył.

Wzdrygnąłem się słysząc jego ostry ton. Choć mój ojciec nie należał do najmilszych, to jednak rzadko kiedy był aż tak wkurzony. Wiedziałem, że to nie żarty.

Coś musiało się stać. 

Przeanalizowałem w głowie wszystko co ostatnio odwaliłem, ale nie przychodziło mi na myśl nic za co mógłby być na mnie wkurzony. A to mnie jeszcze bardziej stresowało, bo nie wiedziałem czego mam się spodziewać.

- Ja spadam - powiedziałem do chłopaków, bez większych wyjaśnień, podnosząc się ze skórzanej kanapy i kierując się w stronę drzwi.

- Jak to spadasz? - Dylan zmarszczył brwi. - Mieliśmy wyjść na miasto - przypomniał, oskarżycielskim tonem.

ULTRAVIOLETOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz