AURELIA:
Przez dłuższy czas siedzieliśmy z Reedem w kawiarni. Obżarłam się naleśnikami i wypiłam przepyszne latte karmelowe. Samo miejsce również zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Było tam niesamowicie przytulnie.
– Warto było zostać – stwierdziłam, gdy wychodziliśmy z kawiarni. Reed spojrzał na mnie, unosząc brew. Pewnie nie spodziewał się, że to powiem – Dla tych naleśników, nie dla ciebie – dodałam.
– A już myślałem, że choć raz w życiu przyznasz, że kochasz moje towarzystwo – westchnął zrezygnowany, kręcąc głową.
– Nie kocham, nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – odparłam, na co Reed spojrzał na mnie rozbawiony. – Ale dzisiaj nie przeszkadza mi tak jak zwykle.
– No cóż, przynajmniej robimy postępy Brooks – stwierdził, na co uśmiechnęłam się pod nosem.
Robiliśmy postępy, to prawda. Dziś nie miałam ochoty go zamordować tak jak zazwyczaj. A to już duży sukces. Reed był dziś wyjątkowy miły, zupełnie, jakby ktoś go podmienił. A ja nie wiedziałam czy mam się z tego cieszyć, czy może raczej zastanawiać się, czy to jakiś podstęp.
– Dobra – odezwał się, patrząc na zegarek. – Mamy jeszcze pół godziny, więc powinniśmy na spokojnie zdążyć.
– Zdążyć? Na co?
– Na coś, co powinno ci się spodobać – powiedział, puszczając mi oczko.
Zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Do tej pory myślałam, że dobrze znam Reeda i jego pomysły, jednak okazało się, że jeszcze umiał mnie zaskoczyć.
Gdy piętnaście minut później stanęliśmy na leśnym parkingu zaczynałam wątpić w to czy jego pomysł faktycznie mi się spodoba. Tym bardziej, że zaczynało się ściemniać.
– Serio Reed? Chcesz, żebym zeszła dzisiaj na zawał?
– Będzie fajnie, zobaczysz.
Trochę pocieszał mnie fakt, że oprócz naszego auta stało tu jeszcze kilka innych. A więc nie byliśmy aż tak daleko od cywilizacji. W razie czego ktoś usłyszy moje krzyki o pomoc. Chyba.
Gdy przeszliśmy kawałek leśną dróżką usłyszałam rozmowy, co trochę mnie uspokoiło. Już po chwili moim oczom ukazały się światełka, rzędy leżaków i... duży ekran. Dopiero teraz zauważyłam, że Reed niósł też pod ręką puchowy koc.
Zabrał mnie na kino plenerowe.
– Tego się po tobie nie spodziewałam – powiedziałam, uśmiechając się do niego, gdy zajęliśmy dwa leżaki. Ludzie dopiero zaczynali się schodzić, więc mogliśmy wybrać sobie dobre miejscówki.
– Jeszcze nie raz cię zaskoczę.
– Co dziś grają? – spytałam zaciekawiona.
– Jakiś horror. Podobno mocny. Chyba Klątwę.
– Ooo uwielbiam go! – ucieszyłam się. – To jeden z moich ulubionych.
– Wiedziałem, że ci się spodoba – Reed wyszczerzył się do mnie, wyraźnie zadowolony z siebie.
Uwielbiałam kino plenerowe i często chodziłam na nie z Mel i Riley. Zawsze świetnie się przy tym bawiłyśmy. Zazwyczaj, jednak nie mogłyśmy dogadać się co do wyboru filmu, bo Mel najbardziej lubiła chodzić na romanse, Riley na komedie, a ja na horrory, więc robiłyśmy losowanie i ktoś zawsze był niezadowolony.
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że zaczyna się schodzić coraz więcej ludzi, w tym sporo rodziców z dziećmi.
– Odważni są, skoro zabierają dzieci na takie filmy – stwierdziłam.

CZYTASZ
ULTRAVIOLET - ZOSTANIE WYDANA
Fiksi RemajaDla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się poddawać. Ma prosty plan, który nie będzie kosztował go wiele wysiłku - zawróci w głowie jakiejś na...