Rozdział 4

17 3 0
                                    

Księżycowego obudził głośny hałas swoich pobratymców. Otworzył lekko oczy by zobaczyć co się dzieje. Był jakiś spór pomiędzy kilkoma kotami. Kocur otworzył szerzej oczy, by zobaczyć większy obraz wydarzenia, a następnie powoli wstał, budząc się po trochu.
- Co się dzieje...?- Zapytał się sennie, rozglądając się i zauważając, że spór się powiększa.
- Wierz mi, ja też nie wiem.- Odezwała się Jaśminowa obok, która wcześniej wstała.
- Zaczęłam słyszeć kłótnię pomiędzy Zakrętym a Skrzydlatym, a później dołączyli do nich Wesoły, Kruczy, Mrukliwy, Różana i Zakurzony. Tyle ci mogę powiedzieć.- Powiedziała Jaśminowa, kładąc po bokach swoje uszy.
- Widzę, że więcej do nich dołącza.- Zauważył Księżycowy, mrużąc brwi.
- Może pójdziemy bliżej, by sie dowiedzieć, o co chodzi?- Zaproponował, a Jaśminowa kiwnęła głową. Wolnym i ostrożnym krokiem podeszli do sporu. Spojrzeli na siebie niepewni, wzruszając ramionami.
- Jesteś głupi czy po prostu niemądry?!- Warknęła Różana do Zakrętego. Jej jasnokremowa pręgowana sierść ostro się jerzyła, kiedy to starszy kocur próbował odpowiedzieć.
- Z porównaniu do was, my jesteśmy wierni naszym przodkom i słucham słów Wielkich Duchów!- Warknął Skrzydlaty, wyciągając pazury. Jaśminowa i Księżycowy trochę się cofnęli, obawiając się, że może dojść do walki.
- Czy Wielkie Duchy odwiedzili Skrzydlatego?- Zapytał się w myślach Księżycowy, przyglądając się niezbyt przyjemnej sytuacji.- A może nie tylko go... Czy mieli to samo do powiedzenia, co jeden z nich, który mnie we śnie odwiedził?
- Co on powiedział? Ze słucha słów Wielkich Duchów? Czy on postradał w myślach?- Zapytała się Jaśminowa, marszcząc brwi.
- Może Wielkie Duchy mieli to samo do powiedzenia, co mi.- Stwierdził Księżycowy, znów spoglądając na kotkę.
- A Zakręty mógł nie zgodzić się z tym...- Dodała Jaśminowa, jakby czytała w myślach Księżycowego.
- Dlaczego mielibyśmy słuchać ich?- Usłyszeli głos Lodowego, który stał po stronie Zakrętego.
- Bo oni zawsze mają rację. Zawsze nas prowadzili!- Odpowiedziała gniewnie Różana.
- Ah tak? Dlaczego więc sami musimy sobie radzić?!- Podszedł do niej Kruczy, który stanął za Lodowym. Na to odpowiedzi Różana nie mogła znaleźć, ale wciąż kłóciła się z kotami, którzy według niej, nie są wiernymi przodkom.
- Zatrzymać to wszystko?- Zapytał się Księżycowy, robiąc kilka kroków do przodu.
- A niby jak?- Odpowiedziała Jaśminowa, pochylając się.
- Uhh...- Księżycowy odwrócił wzrok, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jego umysł zatruwały krzyki kłócących się kotów.
- Musimy wyciągnąć stąd Lodowego! On powinien wiedzieć, o co dokładnie chodzi.- Jaśminowa pobiegła w drugą stronę, a Księżycowy za nią. Kiedy znajdowali się pod wielką skałą, musieli znaleźć jasnobłekitną sierść kocura. W końcu Lodowy znajdywał się na tyle, by usłyszeć ciche zawołanie dwójki przyjaciół.
- Psss! Lodowy!- Jaśminowa zawołała cicho. Lodowy odwrócił się i natychmiast podszedł do nich.
- Chodźmy gdzieś indziej.- Zaproponował Księżycowy, spoglądając na dwójkę.- Tutaj nie możemy rozmawiać. Obaj kiwnęli głową na znak zgody. Lodowy szedł niepewnie obok Jaśminowej i widać było, że spór go trochę zmęczył.
W końcu znaleźli się w cichym miejscu nieopodal "obozu", gdzie mogli już na spokojnie porozmawiać.
- Tak więc... Lodowy, co się stało?- Zapytał się Księżycowy, siadając przed przyjacielem.
- Chodzi ci o spór...?
- No chyba nie o co innego.- Parsknęła Jaśminowa, przewracając oczami.
- Oh... Cóż...- Lodowy odwrócił wzrok, nie wiedząc jak zacząć.
- Zaczęło się od tego, że Skrzydlaty powiedział Orlemu o tym, że jeden z Wielkich Duchów odwiedził go we śnie i powiedział, dokąd mają pójść by znaleźć rzekome dobre miejsce do życia. Zakręty powiedział, że cały ten scenariusz nie jest możliwy i dodał, że nie powinien ich słuchać. I tak się to zaczęło.- Wyjaśnił, spoglądając ponownie na przyjaciół. Jaśminowa i Księżycowy wymienili między sobą spojrzenia.
- A gdzie jest Orli?- Zapytała się kolejno Jaśminowa. Lodowy pokręcił głową na znak, że nie wie.
- Może uciekł.- Mruknął, wzruszając ramionami.
- W każdym razie, durny powód do takiej kłótni.- Stwierdził Księżycowy, spoglądając na sytuację w oddali.
- Masz rację. Ale wiesz, teraz każdy z nas zrobiłby wszystko, żeby żyć normalnie, nie tak jak teraz. Prawdopodobnie kiedyś nie byłoby takiego sporu jak teraz.- Zauważył Lodowy. Cisza, która pojawiła się między trójką kotów sprawiła, że Księżycowy słyszał odgłosy kłócących się kotów bardzo wyraźnie.
- Nie no, tak nie może być.- Przerwał ciszę, gdy wstanął gwałtownie.- Ja to zatrzymuję
- Księżycowy!- Jaśminowa krzyknęła, gdy kocur pobiegnął w stronę sporu.
Księżycowy, gdy był już na miejscu, wszedł na wysoką skałę i przez chwilę w ciszy oglądał obraz przed nim. Żaden z kotów niżej nie zauważał jego obecności, nawet ci, który nie brali czynnie udział w sytuacji w jaskini. W końcu Księżycowy wziął głęboki wdech, żeby odważyć się powiedzieć głośne "Stop". Zanim to zrobił, zauważył, że obok niego stanęli Jaśminowa i Lodowy, by w razie czego go wspierać.
- Razem powiemy, co?- Powiedział cicho, trochę jakby żartobliwie, Lodowy. Księżycowy uśmiechnął się i delikatnie skinął głową.
- STOP!- Krzyknęła głośno trójka, na tyle, żeby wszyscy się uciszyli i spojrzeli na nich.
- Zatrzymać ten cały nie potrzebny spór!- Dodała głośno Jaśminowa, pochylając się.
- Wiemy co jest powodem, ale nie rozumiem, dlaczego akurat aż tak. Czy wy już nie macie rozumu?- Dodał kolejno Lodowy.
- Mają rację.- Zgodził się Wesoły, odsuwając się od tłumu.- Żałuję, że się przyłączyłem, ale musiałem bronić przyjaciół.
- To on pierwszy zaczął!- Warknął Skrzydlaty, wskazując na Zakrętego.
- Nie ważne kto zaczął.- Zeskoczył Księżycowy ze skały i podszedł do Skrzydlatego. Starszy kocur przewrócił nerwowo oczami. Zakręty przez cały czas był cicho i tylko podszedł do Zakrętego.
- Chciałem mu tylko wyjaśnić pewne rzeczy. A ten się na mnie rzucił.- Westchnął, kładąc ogon na grzbiet Księżycowego. - Nie moja wina.
Księżycowy kiwnął głową w rozumieniu. Zakręty na spokojnie chciał wyjaśnić Skrzydlatemu, że słuchanie duchów w obecnych czasach nie ma sensu i że powinni sami zrobić swoją drogę do lepszego życia. Skrzydlaty jednak nie popierał punktu widzenia Zakrętego.
- Powinniśmy teraz poszukać Orlego. Teraz, to on najbardziej przejmuje kontrolę nad nami, powinniśmy więc porozmawiać z nim o tym.- Powiedział Lodowy, zaglądając za siebie, jakby oczekiwał nadejścia większego ciemnobrązowego kocura.
- Ale nie wiemy gdzie on jest.- Zauważyła Jaśminowa, kładąc uszy.
- Może Zakręty wie?- pomyślał Księżycowy, zaglądając znów na Zakrętego.
Zakręty, jakby czytał w myślach Księżycowego, uniósł pysk by odpowiedzieć.
- Kiedy ostatni raz go widziałem, pobiegł do jakiejś skalnej nory wraz z Jarzębinowym.- Na wzmiankę o ciemnorudym kocurze Księżycowy zadrżał. Jarzębinowy był jednym z najbardziej szanowanych kotów. Był najstarszym łowcą klanu, który przez swoje księżyce nabył cennej mądrości i doświadczenia, które mogłyby się teraz przydać. Jeśli Orli zabrał ze sobą do skalnej nory Jarzębinowego, to musiałaby to sprawa dość ważna, nie tylko dla niego samego, ale również dla całej grupy.
- To dziwne, że zabrał ze sobą Jarzębinowego. Wszyscy wiemy, jaka jest jego reputacja, równa wodzu.- Mruknęła Jaśminowa, odwracając się, by poszukać skalnej nory w której kocury przebywały.
- Musiałaby to być ważna sprawa.- Wyszeptał niepewnie Zakręty, jakby się czegoś obawiał. Księżycowy czuł dziwne ukłucie w żołądku. Coś szykuje się złego, mimo, iż się już dobrze zapowiadało. A w obecnej sytuacji byłoby to znacznie gorsze, niżeli to było kiedyś. Zaledwie wczoraj koty wydawały się dogadywać ze sobą, ale dziś znacznie się to zmieniło. Czy Wielkie Duchy celowo zakłócają koty ze sobą?
- Chciałbym, żeby życie wróciło do normalności.- Pomyślał rozpaczliwie.- Nie wiem, czy damy radę osiągnąć dobre życie dla grupy. Wydaje się to niemożliwe- Serce Księżycowego znów pękało. Ile kociaków straciło swoich rodziców, ile swoich żyć. Ile starych łap zniknęło zbyt szybko. Ile praktykantów nie zdążyło zobaczyć całego życia przed nimi. Ile marudnych pyszczków zniknęło nagle... Te wszystkie straty są zbyt duże, żeby je jakoś przeżyć i zaakceptować w pełni. Niegdyś dawny klan był hałaśliwy, teraz, gdy są tylko grupą, tylko czasem pojawi się głębsza dyskusja.
- Nie możemy dłużej tak stać.- Głos Lodowego wyrwał z zamyśleń Księżycowego.
- Racja, chodźmy ich szukać.- Jaśminowa i Lodowy zaczęli iść szybkim krokiem w poszukiwaniu skalnej nory. Księżycowy w ciszy poszedł za nimi, a Zakręty wyprzedził go. Szukanie skalnej nory nie zajęło kotom długo. Wkrótce znaleźli tą, której szukali. Ostrożnie jeden za drugim wchodzili do krótkiego, ale wąskiego tunelu, w którym było słychać głosy Orlego i Jarzębinowego. Zakręty, który szedł jaki pierwszy, stanął obok Orlego, ale ani on, ani starszy łowca nie zauważył jeszcze jego obecności. Księżycowy wreszcie stanął obok Zakrętego, a wraz z nim jego przyjaciele. W końcu Orli jako pierwszy ich zauważył i przez chwilę był zaskoczony ich obecnością tutaj.
- Oh, witajcie.- Przywitał się sucho, choć w jego głosie pojawiło się spore zmartwienie, którego nie mógł ukryć.
- Jesteście, jak dobrze, że akurat wy.- Westchnął Jarzębinowy, pochylając głowę z szacunkiem.
- Jesteście nam najbardziej zaufani.- Powiedział Orli, a Jarzębinowy kiwnął głową na znak zgody. Księżycowy poczuł jakąś dumę w środku gdy to usłyszał. — Ciekawe, czy pozostali też.- Pomyślał.
— Coś się stało?- Zapytał się Zakręty, zmartwiony niespokojnym głosem Orlego.
— Już coś się stało.- Odezwał się Jarzębinowy, nerwowo oddychając.— I mam przeczucie że nie jesteśmy w stanie temu zapobiec...
Księżycowy spojrzał na Jarzębinowego z zaskoczeniem ale również i z niepokojem. Co ma na myśli Jarzębinowy?
— Mój drogi, co się dzieje?- Zabrzmiała Jaśminowa, pochylając się i marszcząc brwi. Niepokój narastał u Księżycowego, podobnie jak u reszty.
— Już od dawna zauważamy, że koty, które nadal wierzą w Wielkie Duchy nie dogadują się z tymi, co już nie wierzą i nie słuchają się przodków. Ale dziś... To zaczyna przerastać.- Zaczął Orli, próbując zachować opanowany głos.— Wkrótce może dojść do podziału na dwie, byś może nawet na wrogie sobie grupy, a my, nic nie możemy zrobić, ponieważ żaden z nich nie słucha co mamy do powodzenia.
— To nie możliwe!- Sapnął Lodowy, który gwałtownie wstał. Księżycowy czuł jak coś ponownie w nim pęka, ale wiedział, że Orli może mieć rację.
— Przez wieki trzymaliśmy się razem! Nie może to się rozpaść z powodu głupich Wielkich Duchów!- Krzyknął nerwowo Lodowy, który następnie usiadł i próbował się uspokoić.
— Musimy się na to przygotować.- Westchnął Jarzębinowy i spojrzał na wszystkich. W jego oczach pojawił się smutek.
— Nie może to się stać, przecież wiemy co się dzieje! Możemy nie przeżyć!- Odezwała się niespokojnie Jaśminowa.
Zakręty spojrzał na nią współczująco.
— Nic nie możemy zrobić.- Westchnął, zamykając oczy na chwilę.— Niech sami zdecydujemy, gdzie mamy być. Przecież widzisz, że każdy z nas doprowadza do tego.- Zakręty miał rację. Nawet Księżycowy bierze w tym udział, nawet jeśli i tym wcześniej nie wiedział. Każdy kot bierze w tym udział, świadomie lub nie. Ból w sercach kotów narastał. Nie było można znaleźć sposobu, by koty o oddzielnych poglądach pogodzić.
— Chodźmy.- Odezwał się Jarzębinowy powoli wstając.— Musimy iść do naszych.- Powoli zaczął wychodzić z tunelu. Orli poszedł za nim ale spojrzał jeszcze raz spojrzeniem bez nadziei na czwórkę kotów, którzy wyszli z tuneli za nim.
Kiedy podchodzili bliżej swojego "obozu", zauważyli, że były dwa skupiska, daleko od siebie i jedynie nerwowo na siebie spoglądając.
— Albo do tego już doszło...- Westchnął Orli, marszcząc brwi.
— Ale przecież, wczoraj wszystko było dobrze...- Szepnął Księżycowy, ale na tyle, by Jarzębinowy go usłyszał.
— Nawet nie wiemy, ile czasu tak naprawdę minęło od tego "wczoraj". Wczoraj mogłoby dwa dni temu, a my o tym nie wiemy.- Mruknął starszy łowca.
Koty skierowali się do grupy, w której były koty nie uznające już siłę przodków.
Mrukliwy, jeden z nich, zauważył ich i szybko do nich podszedł.
— Miło was widzieć w naszym gronie!- Odezwał się, starając się zachować dobry humor.
— Te parszywe zabujańce duchów ciągle oczekują od nas słuchania się duchów!- Warknęła Drobinowa, jerząc się. Księżycowy zauważył, że koty, z którymi rozmawiał wczoraj, były tutaj i okazywały frustrację do, jak to ich nazwali, bezmyślnych zabujańców duchów.
— Próbowałem jakoś pogodzić się z nimi, ale oni prawie na mnie z pazurami wskoczyli!- Usłyszał głos Kruczego, który podszedł bliżej Drobinowej.
— Te koty całkiem już powariowały! Żeby z takiego powodu na nas skakać!- Odezwał się inny kot. Była to szara kocica z ciemnymi pręgami i lodowato niebieskimi oczami. Była starszą strażniczką obozu, która była największą z kotek. Dla grupy kotów u których był Księżycowy to duma mieć ją po swojej stronie.
— Słuchajcie, nie możemy czegoś takiego robić, tym bardziej teraz!- Powiedział Księżycowy rozpaczliwie, który zaglądał czasami za siebie by spojrzeć na przeciwną grupę. Poniekąd rozumiał tamtejszych kotów. Są ciężkie czasy, a dla nich nadzieją są przodkowie. Jednak wciąż nie wyjaśnia ani ich zachowania, ani tych tutaj. Wszyscy zachowali się nierozsądnie.
— Księżycowy ma rację.- Westchnęła szara kocica.— Nie wiem jednak, czy coś na to poradzimy.
— Napewno znajdziemy rozwiązanie problemu, Ostra.- Zapewnił Kruczy uśmiechając się słabo.
— Jak narazie nie chcą nas słychać, a my nie chcemy się ich słuchać. Przeczekajmy jakiś czas, a napewno coś się zmieni.- Odezwał się Jarzębinowy. Orli odsunął się, następnie odchodząc powoli do wyjścia z jaskini.
— Orli, gdzie idziesz?- Zapytał się Jarzębinowy, podchodząc do młodszego od siebie kocura.
— Zawołaj wszystkich z nas.- Spojrzał na Jarzębinowego z determinacją.— Zawołaj wszystkich, którzy stoją po naszej stronie.
— Nie rozumiem, co masz zamiar zrobić?- Jarzębinowy poraz pierwszy od dawna poczuł sporą niepewność w sobie, a przynajmniej tak wyczuwał Księżycowy.
— Nie możemy być pod jedną skałą z nimi.- Westchnął nerwowo, chociaż wydawało się, że w pewnym sensie narastała w nim złość. Jarzębinowy w ciszy tylko skinął głową; odwrócił się i machnął skrycie łapą, by tylko ci go zauważyli.
Księżycowy zaczął powoli iść do Orlego, a wraz z nim pozostała reszta.
Jeden z przeciwnych zauważył ich i zakpił donośnym głosem.
— A wy gdzie? Idziecie sami szukać se dróżki?
Sierść na karku Księżycowego zjeżyła się i próbował nie wysuwać pazurów.
— Zobaczycie, prędko wrócicie!- Warknęła Różana, która ukazała się wśród grupy kotów, którzy zaczęli się gapić na nich.
— Szczelcie pyski!- Warknął Orli.— Nie mamy czasu na dyskusję z wami!
I szybciej zaczął iść w kierunku wyjścia, aż słabe świtełko odbiło się na jego sierści. Koty ponagliły za nim, przyspieszając tempo. W nozdrza Księżycowego uderzył smród spalenizny, kiedy wyszedł z jaskini.
Sprawy zawracały dziwny obrót, a kocur nie był z tego zadowolony. Miał nadzieję, że wkrótce koty znów się połączą. Nie może się tak skończyć jak teraz...

Koty KosmosuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz