Rodział 1.

22 6 4
                                    

– Pierwszy tydzień lekcji, codziennej historii ! – krzykneła Kate. – Rozumiecie to!
– Kto to wymyślił ? – odparłam.
– Nie wiem i nie chce wiedzieć. – dołączył się chłopak Kate - Rhys.
Naprawdę nie wiem kto to wymyślił, chcą nas uczyć o naszym zepsutym społeczeństwie. Pewnie będą chcieli nam pokazać cukierkowy obraz naszego kraju, ale kto przypomni tym egoistom co zrobili nam, zielonym? Znęcania się, gwałty, zabójstwa, tortury, kto by ich kurwa w końcu uświadomił co się tu dzieje i co oni nam robią? Nienawidze ich, nienawidzę złotych.
Otworzyłam im dzwi przed nosem i powiedziałam :
– Proszę bardzo, mam nadzieję, że przetrwamy tą lekcje.
–Też mam taką nadzieję. – odparła Kate, wchodząc już do sali.
Pierwszy raz wiedziałam taką duża salę. Była pomalowana na zielono, a ławki były jedno osobowe. Na dodatek wszędzie były plakaty i obrazy naszego miasta. Odrazu poczułam odruch wymiotny. Przynajmniej w coś inwestują. Rozglądałam się dalej po sali szukając idealnego miejsca. Coś za dużo tych miejsc. Rozejrzałam się jeszcze raz i moje serce zabiło trzy razy szybciej. Dostrzegłam złotych wchodzących do sali. Kurwa! Co to ma być? Szkoła jest specjalnie podzielona, a oni teraz nam wspólną lekcje robią!
– Witajcie dzieciaki, mam na imię Sebastian i jak już widzicie jestem złoty.
Odwróciłam się w jego kierunku. Zamarłam, odrazu odwróciłam się w kierunku innych zielonych. Niektórzy mieli wypisane na twarzach obrzydenie, niektórzy starch, a  niektórzy zakładali maskę pewności siebie i  niewzruszenia. Ja akurat do nich nie należałam, ja pokazywałam na otwartej dłoni jak się nimi brzydzę.
Coś tam mówił dalej, ale ja już nie miałam ochoty go słuchać. Wiem, nie powinno się dawać ludzi do tego samego worka, ale ja już nie potrafię uwierzyć w to, że złoty może być dobry. Ich od urodzenia wychowuje się tak by mieli świadomość, że są ponad nami. Zobaczyłam, że każdy siada na swoje miejsca. Dlatego też poszłam do mojego już wybranego siedzenia.
– Ej, czy coś Ci się nie pomyliło?
Uniosłam na niego wzrok, był on złotym brunetem o niebieskich oczach. Przewróciłam oczami, chyba mogę mu trochę wygarnąć, nie?
– Jak widzisz ja usiadłam pierwsza, przykro mi, ale obok ściany też jest dobre miejsce
– powiedziałam, wskazując mu palcem miejsce o które mi chodzi.– biegnij szybko, żeby nikt Ci nie zajął twojego miejsca. – odparłam, ładnie się do niego uśmiechając.
– Ta, to może ty sobie pobiegniesz na to miejsce? – zapytał już wkurwiony.
– Nico nie mamy całego dnia, siadaj! – usłyszeliśmy zdenerwowany głos Sebastiana.
Czyli każdy z złotych jest taki nerwowy. Spojrzałam ponownie na Nica, a jego twarz pokazywała takie wkurwienie, że tylko krzyż na drogę. Wiem, że muszą dostawać to czego chcą, ale, że nawet głupie miejsce w ławce? Chore. Wsumie, czy ja jestem lepsza bijąc się o te miejsce? Pewnie, nie, ale wsumie nie obchodzi mnie to. Pomachałam mu z uśmiechem na twarzy, gdy zaczął się wycofywać, a on na to pokazał mi fucka. Tak czy siak to ja zajęłam miejsce, więc wygrałam. Łatwo z takimi, przynajmniej narazie...

***

Gdy lekcja się skończyła, wyszłam jak najszybciej z klasy by nie mieć z nim  żadnej konfrontacji. Jak już mówiłam moich czynów mogą być konsekwencje, a ja się jednak ich poporstu obawiałam. Poprostu byłam na niego zła i działałam impulsywnie, co mogłam na to poradzić? Gdy wyszłam z szkoły odrazu dostrzegłam nie za bardzo zadbane kwiaty i ściany z cegieł proszące się już od wielu lat o remont. Uśmiechnęłam się na wspomnienia związane z tym budynkiem, bo to tu odwalały się najlepsze rzeczy. Straciłam grunt pod nogami i z impetem upadłam na ziemie, ktoś mnie popchnął. Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka od którego uciekałam.
– Myślałaś, że odemnie uciekniesz, kwiatuszku?
– Tak. – odparłam bez zastanowienia, kiwając głową.
– Ja Cię czegoś nauczę. – odparł, poczym wymierzył mi solidnego kopniaka w brzuch, a z moich płuc uleciało powietrze. Próbowałam zaczerpnąć powietrza.
– Żebyś zapamiętała, ze mną się nie zadziera. – odparł. – Rozumiemy się?
Kiwnełam głową.
– Chce to usłyszeć. – odparł schylając się w moją stronę. – więc może spytam jeszcze raz, rozumiałaś?
Jego spojrzenie pokazywało to, że jesteśmy tylko niewolnikami, że nasz los zależy od nich.
– Jasne.– wychrypiałam.
– No mam nadzieję. – odparł oddalając się. Przynajmniej tylko mnie kopnał. Zawsze mógł zrobić o wiele gorsze rzeczy. Wstałam i odrazu poczułam ból rospływający mi się po brzuchu. Naprawdę musiałam się wtedy tak do niego odezwać? Szłam w kierunku szkoły Liama. Ma on inną szkołę, ponieważ klasy od jeden do trzy są w jednej dużej placówce i nie ma tutaj innych szkół. Akurat ja mogę uczyć się w szkole średniej w których mogą uczęszczać zieloni i złoci. Wołałabym chodzić do szkoły, w której mogą uczyć się tylko zieloni, ale po pierwsze: to jest jedyna szkoła średnia gdzie mogą uczęszczać zieloni w Noverpull. Po drugie: wszystkie szkoły dla zielonych upadły, bo większości społeczeństwa mieszka w rejonach, gdzie jest potężna bieda. Gdy dotarłam wkońcu do jego szkoły, zauważyłem mojego brata. Bruneta z tak niskim wzrostem, że nazywam go skrzatem i przepięknymi, jasnymi, szarymi oczami, którymi mógł o mnie poprosić o cokolwiek, a ja starałabym się mu wszystko zapewnić. Gdy mnie zauważył wbiegł w moją stronę tuląc się do mojego obolałego brzucha. Odrazu odwzajemniłam uścisk, mimo potężnego bólu, który odczułam. Nie chcę by wiedział co się wydarzyło. Nie chcę by ktokolwiek wiedział. Zrobiłam głupotę.
– Jak tam w szkole, skrzacie?
– A żebyś wiedziała, że wyśmienicie.
– Tak? W takim razie opowiadaj jak tam z Sky?
– Średnio. – odparł siedmiolatek. – dziaj usiadła z Lucasem.
– Nie było Ci przykro? – zapytałam wiedząc, że pokochuje się w Sky od podwórka.
– Byłem bardziej zły na Lucasa, bo jest on moim kolegą, a on sam zaoferował miejsce Sky. – tłumaczył.
–  Oj, to ciężka sprawa.– pokiwałam głową.
– Żebyś wiedziała! – wykrzyknął Liam.
– Ej, jeśli ona nie widzi, jakim super gościem jesteś to na Ciebie nie zasługuje i wiesz, że Sky może usiąść z kim chce, prawda?
– No wiemm.
– To, że usiądzie z kimś innym nie oznacza, że Ciebie nie kocha.
– Wiemm. – powiedział ponownie.
– Pani od matmy była znośna?
– A czy ona kiedykolwiek była znośna?
Uśmiechnęłam się do wspomnień, kiedy byłam w jego wieku i stałam przed tablicą nie wiedząc co odpowiedzieć. Oczywiście nie obyło się bez kary za to, że nie "słuchałam" na lekcji. Do dziś pamiętam jaką traumę mi tym zrobiła, bo ja naprawdę nic nie zrozumiałam.
Jak dobrze, że już nie chodzę do jego szkoły. Jak dobrze, że on nie ma takich problemów.
Zaczęliśmy wchodzić do naszego skromnego, ale pięknego bloku. Byliśmy jedną częścią Noverpullu, która nie była, aż tak biedna i w której były szkoły. Mieliśmy szczęście. Mieszkaliśmy w bloku, w mieszkaniu piątym. Wszędzie były tu mniejsze lub większe bloki z szarego kamienia w różnych odcieniach ciągnące się wzdłuż ulic. Mieszkali tam ludzie, którzy mieli takie same prawa, jak i życie jak my. Pamiętam, jak byłam mała, a mój tata walczył o te mieszkanie, bo nie chciał bym się wychowywała w miejscach gdzie widoki ludzi umierających z głodu jest normą. Chciał bym była tego świadoma, ale żebym nie musiała tego widzieć, ani przeżywać.
– Cześć mamo! – krzyknał młody.
– Cześć słońce. – przywitała się z nim jego mama.
– Cześć. – też się przywitałam. – tata jest w domu?
– Jest jeszcze w pracy, ale chyba za dwie godzinki wróci.
– Okej. – powiedziałam, idząc do swojego pokoju. Dzisiaj z tatą mieliśmy oglądać gwiazdy, jak za dawnych czasów. Mimo, że nikomu o tym nie mówiłam nie mogłam się tego doczekać. Uśmiechnęłam się ponownie. Uwielbiałam z nim oglądać gwiazdy, wtedy obydwoje mieliśmy wywalone na cały świat. Przypomniał mi się czasy jak byłam tylko ja i tata. Nie był to mój ulubiony etap życia, ale ta chwila była wyjątkowa. Była nasza.
Siedziałam w pokoju ucząc się o magiach ludzi. Jeden z przedmiotów, który naprawdę lubię. Fajnie jest się dowiadywać, jak rozpoznawać magie ludzi i co oni mogą wyczyniać. Usłyszałam pukanie, a potem ukazał mi się tata.
– Ubierz się ciepło, bo zachwilę wychodzimy.
Nie mogłam nic poradzić na mimowolny uśmiech.
– Tak jest szefie.
– No, ja mam nadzieję. – powiedział, uśmiechając się i wychodząc z pokoju.
Ubrałam się szybko w ciepłe dresy i bluzę, która nie była najcieplejsza, ale była. Nałożyłam  kurtkę, poczym wyszłam z pokoju. Weszłam do salonu i również zobaczyłam cieplej ubranego tatę. Wyszłam z domu oczywiście maskując, jak najbardziej potrafiłam to, że boli mnie brzuch przy ruchu. Szliśmy do parku nadrabiając cały tydzień i opowiadzając sobie nowe żarty. Nasz mały zwyczaj zaczął się od mimowolnego odejścia mojej biologicznej mamy. Wymienialiśmy się żartami, które usłyszeliśmy, by rozbawić siebie nawzajem. Gdy dotarliśmy do parku ujrzałam piękne i wyjątkowe w tej okolicy zielone pnie drzew, które przyjęły taką barwę przez moce ludzi zielonych, którzy posiadali magie. Położyliśmy się w parku nie obawiając się o jakiekolwiek zagrożenie i zaczeliśmy wspólnie obserwowaliśmy gwiazdy. Były przepiękne.
– Mały wóz. – powiedziałam wskazując palcem konstelacje.
– Gwiazda polarna. – powiedział wskazując najjaśniejszą gwiazdę.
Zaczęliśmy pokazywać sobie nawzajem przeróżne konstelacje gwiazd. Dalej śmiejąc się z sytułacji, które nam się wydarzyły. Aż wkońcu w ciszy zaczęliśmy obserwować gwiazdy. Czułam niewyobrażalny spokój, bo to z tatą mogłam o wszystkim porozmawiać i, to z tatą mogłam otaczać się ciszą. Ten moment był niesamowity, byłam pewna, że niezapomne go na długo.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 15 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zieloni i złoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz