Nigdy nie lubił imprez. Były za głośne, dużo pijanych ludzi a zapach potu, alkoholu i czyichś wymiocin doprowadzało go do omdlenia. Jednak chodził na nie. Było to spowodowane faktem, że zawsze był tam ze swoim przyjacielem. Kiedy Łukasiewicz wolał zostać w domu, pograć na komputerze czy poczytać jakąś książkę, Laurinaitis ciągnął biednego siedemnastolatka za sobą na huczne imprezy do swoich znajomych. Byli jak słońce i księżyc. Litwin był energiczny, wesoły, idealny golden retriever! A polak? Był chodzącym trupem. Różnili się od siebie i to bardzo. Jedyne co ich łączyło to gust muzyczny i pare zainteresowań.
Wyglądem, Litwin był lekko opalony przez fakt że prawie nigdy nie nakłada kremu z filtrem, no chyba że Polak mu przypomni. Jednak dany odcień skóry pasował do jego wyglądu. Ponad metr osiemdziesiąt, lekko umięśniony brunet o brązowych oczach był cicho mówiąc sławny wśród dziewcząt. Natomiast Łukasiewicz? Ok. metr siedemdziesiąt sześć , bardzo jasna skóra która wygląda jak by nigdy światła słonecznego nie widziała, wory pod zielonymi oczami spowodowane bezsennością chłopaka, rana na prawej szczęce ciągnąca się aż do polika, postura trochę wychudzona jednak chłopak miał siłę wystarczającą aby dać komuś silniejszemu w pysk.
Och biedny polak! Gdyby tylko wiedział że dzisiejszej nocy zobaczy swojego przyjaciela całującego jakąś dziewczynę nie przyszedł by tego dnia na impreze. A może to lepiej że ich zobaczył? Przecież w końcu wie że nie musi nawet próbować stawiać pierwszych kroków…które zostały dawno postawione. Ba! Nawet odwzajemnione! Niech się to okaże zły snem, które nawiedzają Polaczka tylko jak uda mu się zasnąć. W końcu, jeśli Litwin by go kochał to by czegoś takiego nie zrobił, prawda? Może to wypity alkohol tak na niego zadziałał? Jednak oni nigdy się nie całowali. Nie mówiąc już o trzymaniu się za ręce czy przytulaniu publicznie, bo odbywało się to tylko w czterech ścianach, skryte przed światem, a może i nawet przed nimi samymi? Blondyn myślał, że zaraz zwymiotuje. Wiedział jedynie że chce być już u siebie w pokoju, z dala od wszystkich. Nie mógł przecież zacząć awantury. Przecież nikt nie wie że są, a może nawet byli razem. Nawet nie wie jak nazwać ich relacje. Przecież to była by katastrofa dla ich obu. Zielono oki jedynie wyszedł otępiały z domu znajomych bruneta i zaczął iść przed siebie, zamawiając jednocześnie Ubera bo jednak miał troche drogi do domu.
Pierwsze co mu się rzuciło w oczy po powrocie do domu, to fakt że jest pusty. Pewnie wczoraj wieczorem jego rodzice wyjechali znowu w delegacje zostawiając nastolatka samego. Lepiej dla niego, pomyślał. W końcu są wakacje, nikt nie zauważy że chłopaka nie ma i w jakim jest stanie. Franciszek nie miał na nic siły, a nawet nic specjalnego nie robił. Ledwo udało mu się wdrapać po schodach aby dotrzeć do swojego pokoju. Po znalezieniu się w pomieszczeniu chłopak rzucił się na łóżko bez rozbierania się czy nawet bez ściągnięcia ciężkich glanów. Mając głowę zanurzoną w poduszce sięgnął ręką do szuflady stolika nocnego po pojemnik z jego 'prochami na szczęście'. Chłopak bowiem, nie tylko wyglądał jak siedem nieszczęść i chodzącą choroba, ale także nią był. Od paru lat bierze on różne leki od psychiatry, którego zresztą nie raz zmieniał. Wstał on do siadu i podniósł z podłogi jakąś w pół pustą butelkę z jakimś płynem, odkręcił zakrętkę i popił parę tabletek. Można się domyślić że nie była to nowość, że chłopak przedawkowywuje leki. Skrzywił się na smak napoju. Możliwe że był to alkohol jego przyjaciela włocha z którym też potrafił romansować jak mieli po 15lat. Och, na pamięć o tym chce mu się iść tylko spać bo nawet nie ma siły na płacz! Co za biedny Polak! Ileż to on przecierpiał i przecierpi jeszcze? Czyż jego dawne życzenie o udanej śmierci nie może się spełnić? Ileż to on razy próbował, starał się zabić, jednak nic nie wychodziło. Już nawet jego rodzice mają dość jego zachowania i wręcz ich już nie interesuje co się dzieje z ich dzieckiem. Może tym razem też spróbuje? Weźmie jeszcze trochę tabletek? A może wymiesza wszystkie tabletki jakie są w domu i popije je alkoholem ojca? Cóż za wybór! Jednak nie teraz, nie chce mu się, jest zbyt zmęczony, a Orfeusz powoli zaczyna kraść jego świadomość. Prawdopodobnie nie będzie to miły sen, jednak bywają i te kojące, jednak tylko wtedy kiedy ktoś jest przy nim. A on był sam. Znowu. Powinien się już przyzwyczaić po tylu rozczarowaniach.
CZYTASZ
kwiatki || 2plietpol/2ppolita
Fanfictionjest to zwykły fanfik o Franciszku, Matthiasie oraz Luciano nie umiem w wattpada, a sam fanfik był pisany między lekcjami czy w poczekalni u lekarza jak mi się nudziło, więc nie jest o najlepszy okładka jest z dupy zrobiona, taka pierwsza lepsza tr...