1. Carmen

7 2 0
                                    

- Przyjaźniłyśmy się kiedyś. Pamiętasz, Car? Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami - powiedziała Francessa - Co takiego się stało? - uśmiechnęła się smutno. 


- Stało się to, że przeszłaś na złą stronę - prychnęłam - I pracujesz dla Chase'a. Dziewczyna zaśmiała się głośno. 

- Chase... Nawet nie wiesz jaki jest cudowny... - rozmarzyła się. 

- Dobre sobie, nie powiedziała bym tego o nim. Jak i o tobie... - dodałam ciszej. Dziewczyna zaczęła się szamotać na krześle. 

- Czemu to robisz? - syknęła. 

- To moja praca - odpowiedziałam krótko i uważnie się jej przyjrzałam.

 Siedziała przywiązana do krzesła ze związanymi nogami i rękami. Miała na sobie czarny obcisły kombinezon, a czarne włosy z fioletowymi pasemkami miała obcięte na "boba". Wspomnienia uderzyły mnie ze zdwojoną siłą. Wszystkie nasze wspólne chwile, gdy razem się śmiałyśmy, bałyśmy i płakałyśmy. I to wszystko okazało się fałszywe. Kiedyś miłe wspomnienia, teraz tak bardzo bolą.

Wszystko przez Francesse McKally, która mnie zdradziła i teraz (dopóki jej nie złapałam) zabija sobie ludzi dla tego pieprzonego dupka - Chase'a Millera. 

- Teraz pójdziesz na małą drzemkę, Frankie... - ostatni raz użyłam tego tak dobrze znanego mi zdrobnienia a następnie przyłożyłam do jej twarzy szmatkę nasączoną środkiem usypiającym. Po kilku minutach dziewczyna odleciała. Schowałam materiał do kieszeni czarnych leginsów i zamykając za sobą drzwi na klucz, wyszłam z pomieszczenia.

Skierowałam się do windy i wjechałam na 25 piętro. Wysiadając z windy poczułam wibracje telefonu. Zerknęłam na ekran wyświetlacza, widniała na nim wiadomość od Carlosa. 


Carl: Jak skończysz z Francessą to przyjdź do mnie, do biura.. Karmela już jest, mam sprawę... 

Uśmiechnęłam się lekko na myśl o nowej misji i odpisałam. 

Ja: Właśnie do was idę, McKally śpi. 

Schowałam telefon do kieszeni i bez pukania weszłam do gabinetu Carlosa. Brunet leżał rozwalony na fotelu przy biurku, na którym siedziała Karmela. Rozbawiona usiadłam na fotelu pod oknem, a Mela szybko zeskoczyła z blatu biurka i zajęła miejsce na obrotowym krześle obok mnie. 

- A więc? Co się szykuje? - zapytałam. Carlos momentalnie spoważniał i usiadł prosto. Oj, poważny Carlos nie zwiastuje nic dobrego. 

- Słuchajcie... Ja wiem, że to absurdalne, ale... - zrobił przerwę - Musimy złapać Chase'a.Zapadła chwila ciszy. 

- Carlos?... - Mela położyła delikatnie rękę na jego nodze. 

- Próbujemy złapać tego dupka już od dawna - zauważyłam - Co tym razem? 

- Mam dokładne namiary jego położenia - chłopak zaczął grzebać w laptopie. - Spójrz. Francja, Paryż, hotel de Crillon. 

- Mamy jechać do Francji? W dodatku do najdroższego hotelu w Paryżu?! - Karmela wytrzeszczyła oczy na blondyna. Chłopak nie spiesznie przytaknął. Oparłam się o oparcie fotela i wciągnęłam głośno powietrze. Dlaczego ten dupek akurat poleciał do Francji? Zamknęłam oczy. 

- Carmen, ja wiem, że nie przepadasz za Francją, ale to jest ważne - Carlos spojrzał na mnie z troską.

- Ja nie nie przepadam za Francją, ja jej nienawidzę! - wybuchłam i gwałtownie wstałam. - Nigdzie nie jade! 

Szybkim krokiem opuściłam gabinet i skierowałam się do mojego apartamentowego pokoju, znajdującego się na samej górze budynku. Od razu położyłam się na łóżku, nie zdejmując nawet moich glanów. Twarz zatopiłam w puchowej poduszce i zaczełam płakać. 

Już dłużej nie mogłam wstrzymywać łez. Francja to był znienawidzony przeze mnie kraj, przez to co tam przeżyłam. I ilekroć ktoś wspominał o Francji miałam ochotę go udusić. A to wszystko przez pewne zdarzenie, które miało miejsce 3 lata temu.

Byłam z mamą we Francji pod koniec wakacji, taki babski wypad. Miałam wtedy 18 lat. Pojechałyśmy na 4 dni, a 3 dnia stała się ta tragedia. Zaczęło się od tego, że na lotnisku poznałam bardzo miłego chłopaka - Magnusa Ramiréz. 


Był o 3 lata ode mnie starszy. Zaprzyjaźniłam się z nim, a mama cieszyła się, że w końcu poznałam jakiegoś chłopaka. To było TYLKO małe zauroczenie, ale wtedy byłam zaślepiona miłością. A więc tego owego 3 dnia naszego pobytu we Francji, ja mama i Magnus jedliśmy razem kolację w naszym hotelowym pokoju. I wtedy nagle Magnus zaczął wypominać mojej mamie, że go okłamała i zdradziła. 

Nic z tego nie rozumiałam dopóki chłopak nie wyciągnął pistoletu, który skierował w stronę mojej mamy. Następnie strzelił. Moja mama padła nie żywa, a ja wrzeszczałam w niebogłosy. W tamtej chwili przepełniał mnie ogromny gniew na tego debila i mordercę. Lecz to nie były ostatnie wrażenia tamtego dnia, ponieważ później Magnus mnie uprowadził.

Pamiętam jak później obudziłam się cała drżąca na zimnej podłodze. Jak Magnus przyszedł do mnie z Francessą i wtedy dowiedziałam się o jej zdradzie. A najgorsze było to jak zostawili mnie samą w płonącym budynku. I gdyby nie Carlos już dawno była bym martwa. To właśnie jemu zawdzięczam to, że żyje. Z takimi wspomnieniami nie łatwo dobrze myśleć o kraju, w którym to wszystko miało miejsce. 


Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.


*********************************
Udawałam, że nie słyszę. 

- Carmen?... - Carlos wszedł do pokoju i usiadł na łóżku obok mnie. - Wiem, że nie śpisz. 

Powoli podniosłam głowę, ale nie patrzyłam na chłopaka. Blondyn położył się i mnie przytulił. 

- Carmen, ja wiem, że cały czas to pamiętasz, ale nie możesz cały czas żyć wspomnieniami, bo to cię kiedyś zgubi. Zmieniłaś się, wiesz? Nie jesteś już malutką, bezbronną Carmen tylko odważną, silną i twardą Carmen Emily Blunt, tak? 

Kiwnęłam delikatnie głową.

- Ale ja... Ja się boję. Co jak Magnus będzie z nim? - otarłam łzę z policzka. 


- To zrobisz im porządne pranie mózgu, poza tym Karmela będzie z tobą. Ja muszę zostać. 

- Jak to nie jedziesz? - podniosłam się na równe nogi. 

- Mam dużo pracy papierkowej, przepraszam... - powiedział. 

- Carlos... - wyszeptałam. - Nie rób mi tego... 

- Dasz radę, jesteś dzielna Car - szepnął i pocałował mnie w czoło. - A teraz do roboty! Pakuj walizeczkę, jutro o 8.12 wylatujecie! - złapał mój warkocz i mi go rozpuścił. Moje kasztanowe włosy opadły mi na ramiona.

Westchnęłam cicho i zrobiłam z włosów szybkiego koka. 


- Kocham cię, braciszku! - powiedziałam wtulając się w Carlosa, był dla mnie jak brat. 

- Ja ciebie też, siostrzyczko... - powiedział po czym dodał - Ale bardziej kocham Melę! 

- A idź mi! - rzuciłam w niego poduszką, a ten roześmiany podniósł ręce w geście kapitulacji. 

- Dobra, dobra. Kocham was obie tak samo. Ide już, pa. - pożegnał się i wyszedł z pokoju. Klepnęłam się w czoło i szybko wystukałam wiadomość. 

Ja: Zrób coś z McKally, ja nie mam siły. 

Po chwili nadeszła odpowiedź: 

Carl: Tak jest, wasza wysokość! ;p Uśmiechnęłam się i niechętnie zabrałam się za pakowanie walizki.

_____________________

Hey!

Egipcjanka_xoxo



Carmen BluntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz