Rozdział 3

89 10 1
                                    

Sonia

lat 16

,,Chciałam być człowiekiem. Stałam się kartą przetargową."

– Penelope, proszę! – jęczę żałośnie, próbując usadzić młodszą siostrę. Kątem oka spoglądam na pozostałą czwórkę rodzeństwa, na tle których mocno się wyróżniam. Mój ojciec był niemcem, który zakochał się w mojej matce. Odziedziczyłam po nim urodę. Dlatego tak bardzo widać w naszym domu kontrast moich blond włosów i jasnych oczu, na tle ciemnej karnacji mojego rodzeństwa. Dostałam nawet imię po jego babce. Kiedy byłam mała, ojciec zachorował i zmarł. Matka poznała kolejnego mężczyznę, z którym ma pozostałe dzieci, ale on po narodzinach Penelope zwyczajnie stoczył się i podpadł lokalnym gangsterom, którzy go sprzątnęli.

Havier, Jane, Saul oraz Rick bawią się spokojnie w kącie kamieniami.

Pewnie znów wymyślili jakąś grę, by móc zabić czas. W związku z tym, że nie stać nas nawet na głupią maskotkę, dzieciaki muszą same wymyślać przeróżne zabawy z tego, co mają dostępnego pod ręką.

Rozglądam się po chacie, która przecieka podczas deszczu. Matka wychowuje nas sama, odkąd ojciec dzieciaków zginął. Po jego śmierci ledwo wiąże koniec z końcem. Staram się jej pomóc jak najlepiej potrafię, z racji tego, że jestem najstarsza, ale jakoś marnie mi to wychodzi.

Oprócz niewielkiej kuchni, na której drewniane drzwiczki ledwie trzymają się zawiasów na szafkach, czy dwóch stołków przy stole i kamiennego pieca, nie mamy nic więcej. Wraz z dzieciakami śpimy na starych kocach na podłodze, a mama z Penelope z racji tego, że jest najmłodsza, zajmuje jedyne w pokoju łóżko.

Pokój też mamy jeden.

– Zaraz przyjdzie mama, a wtedy jej powiem, jaka byłaś niegrzeczna – grożę jej palcem, ale jedyne o czym myślę to o tym, by matce udało się przynieść coś do jedzenia. Mój brzuch na samą myśl zaczyna burczeć.

Nagle drzwi się otwierają. Po chwili w progu staje mama z reklamówkami wypełnionymi po brzegi. Oczy świecą mi się na sam widok wspaniałości, które omal nie wyskoczą z torby. Owoce, ryż, mogłabym przysiąc, że widzę masło orzechowe.

Jak udało jej się zdobyć takie jedzenie? Przecież nas na to nie stać.

Sięgam do toreb, by pomóc jej z ciężarem, a ona oddaje je bez słowa sprzeciwu. Kiedy dzieciaki zauważają, co zaczynam wypakowywać na stół, piszczą z radości.

Jeszcze nigdy nie było tutaj tak bogato.

– Mamo... – uśmiecham się, a słowa więzną mi w gardle ze wzruszenia.

– Będę miała także na naprawę dachu i niewielkie łóżka dla twojego rodzeństwa – informuje mnie unikając mojego wzroku.

– To... cudownie, prawda? – pytam podejrzliwie, podchodząc bliżej niej. Nie podoba mi się jej dziwna reakcja. Powinna się cieszyć.

– Jesteś dobrym dzieckiem, Soniu.

– Dziękuję? – nie jestem pewna, co powiedzieć. Mama nigdy nie chwytała się tego typu czułości. – A skąd masz na to wszystko pieniądze?

Matka odwraca się i zawiesza na mnie swoje zmęczone spojrzenie.

– To nie ja za to zapłacę – jej dolna warga drży, a mnie strach ściska serce.

– A kto? – pytam cicho, chwytając ją za ręce. – Kto za to zapłaci!? – unoszę się, a głosy rodzeństwa milkną. Potrząsam matką jak szmacianą lalką.

– Ty.

Jedno słowo, które wyciska ze mnie życie.

Puszczam dłonie matki, jakby nagle zaczęła parzyć.

– Coś ty zrobiła? – szept omal mnie nie dławi. Łzy zbierają się w oczach, a serce krwawi boleśnie.

– Sprzedałam cię, dziecko. – Przykłada drżącą dłoń do ust. – Nie miałam wyjścia. Muszę mieć za co wykarmić twoje rodzeństwo.

– Zatem sprzedałaś moje ciało, zamiast swojego? – unoszę brwi z niedowierzaniem.

– Jesteś silna...

– Przestań. Skończ! – wrzeszczę, podchodząc do lichych drzwi. – Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna. Nie jestem twoim dzieckiem, zapamiętaj to sobie. Sama odchodzę, a ty radź sobie sama.

Łzy moczą policzki matki, a ja pociągam za klamkę. Kiedy tylko moja stopa dotyka ziemi po drugiej stronie drzwi, odbijam się od dwóch, męskich ciał. Zaczynam się szarpać, kiedy jeden z nich chwyta mnie za ramiona i unieruchamia w miejscu.

– Puść mnie! – wrzeszczę ile mam sił.

Drugi z nich pochyla się nade mną i lubieżnie przesuwa wzrokiem po moim ciele. Słone łzy obmywają moje policzki, a ja mam wrażenie, że umieram, kiedy facet chwyta mnie za pierś, wpychając swoją łapę pod moją bluzkę.

– Idealna. – Charczy, a mój wzrok ląduje na wybrzuszeniu w jego spodniach. Na plecach czuję, jak kutas drugiego z mężczyzn, który zaszedł mnie od tyłu dźga mnie nieprzerwanie. – Umowa stoi – dodaje, patrząc na kobietę, która miała być mi matką. – Zabieramy cię, cukiereczku. – Chwyta mój podbródek w dłonie, unieruchamiając mi głowę. – Już czas cię posmakować.

Krzyczę. Rozpacz rozdziera moje gardło, duszę, serce i ciało. Moje życie się skończyło, a zaczął koszmar. Mężczyźni wrzucają mnie do bagażnika, a zanim go zamkną, wołam w stronę domu, do tulącej w progu Penelope matki:

–Nie jesteś moją matką! Obyś się smażyła w piekle! Zemszczę się! Zobaczysz!

I wtedy bagażnik się zamyka, a ja zostaję pogrążona w totalnej ciemności.


ZRODZONA Z ZEMSTY - PREMIERA (LADA MOMENT)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz