Rozdział 4

108 11 0
                                    

Sonia

,,Zamknij oczy i przenieś swoją duszę w inne miejsce. Bezpieczniejsze."

Ktoś otwiera bagażnik, a palące słońce razi moje źrenice. Osłaniam ręką oczy, kuląc się jeszcze bardziej, gdy zauważam nad sobą mężczyznę, który mnie dotykał. Gardło ścisnęło mi się w supeł i chociaż chcę coś powiedzieć, z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.

– Nie martw się – pochyla się nade mną i głaszcze po moich włosach. Zsuwa dłoń na moją rękę, a później na brzuch. – Za niedługo będziesz umiała wszystko. Jedne potrzebują szkolenia dłużej, inne wyłamują się po kilku dniach. – Otaczam się ramionami, kiedy chce dotknąć moich piersi. Mężczyzna zatrzymuje dłoń, po czym syczy do mnie przez zaciśnięte ze wściekłości zęby: – Tego też się nauczysz. Będziesz wiedziała, co jest dla ciebie dobre.

Po moim policzku spływa łza, a facet bez ostrzeżenia chwyta mnie za włosy i unosi. Szybko zmuszam ciało, aby ze mną współpracowało, by zminimalizować ból. Brutalnie wyrzuca mnie z bagażnika, a nim zdołam dotknąć ciałem podłoża, czuję na sobie mocne kopnięcie.

– Proszę – kwilę, zwijając się w pół.

– Och, dam ci wszystko co przyjemne, cukiereczku – śmieje się złowieszczo, po czym wykonuje kolejne kopnięcie. Obrywam w nogę, a krzyk omal nie rozrywa mojego gardła. – Będę cię tak kopał, aż wreszcie wstaniesz.

Po tych słowach szybko unoszę się na drżących rękach. Kiedy klęczę na czworaka, od spodu brzucha czuję kolejne kopnięcie.

– Szybciej! – jego rechot sprawia, że do ust podchodzi mi żółć. Wymiotuję pod siebie, ale jego to kompletnie nie rusza, i sprawia mi ból po raz kolejny.

– Teraz pójdziesz się umyć. Lidia! – przerywa na moment kopniaki, by kogoś zawołać. Wykorzystuję ten czas i od razu resztkami sił podnoszę się do pozycji stojącej.

Zaciskam zęby z bólu, który promieniuje wzdłuż całego mojego ciała. Ledwo stoję na nogach. Powieki mam ciężkie, a głowa pulsuje tak mocno, że omal nie eksploduje. Mężczyzna popycha mnie do przodu, a ja stawiam niepewne kroki. Czuję się jak źrebak, który dopiero co się narodził, a już każą mu brać udział w wyścigach. Kiedy na schodach przed niewielkim domem pojawia się kobieta z obfitym biustem, omal nie wzdycham z radości.

– Proszę pani! – ledwie udaje mi się krzyknąć, ponieważ gardło mam tak wyschnięte, że mam wrażenie, iż przeszywa je milion igieł. – Proszę mi pomóc! Oni mnie porwali!

Wyrywam się do przodu, by chwycić kobietę za ręce i błagać o pomoc, ale nie mam sił i upadam przed nią na kolana. Chwytam się jej łydek jak ostatniej deski ratunku.

Dzięki Bogu! Jeszcze nie wszystko stracone!

– Och, urocza! – zachwyt, który słyszę w głosie kobiety daje mi do myślenia. Unoszę na nią spojrzenie, a ona kuca przede mną. – Będziesz tak rozchwytywana, że zbijemy na tobie kupę szmalu! – sunie dłonią po moim policzku mokrym od łez, a ja się wzdrygam. Odsuwam się od niej, jakby nagle zaczęła parzyć.

– Nie uciekaj! – Nagłe uderzenie w tył głowy przypomina mi o tym, że trafiłam w sam środek piekła. – Wstawaj! Upadać na kolana będziesz przed nami później. – Rechot mężczyzn przyprawia mnie o mdłości.

Jeden z nich chwyta mnie pod pachami i gwałtownie podnosi. Łkam bezgłośnie, kiedy ciągną moje bezwładne od strachu ciało do domu. Nie wiem, jaką drogę pokonujemy.

Dziesięć metrów?

Schody?

Czy może wrzucili mnie do pokoju za rogiem?

ZRODZONA Z ZEMSTY - PREMIERA (LADA MOMENT)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz