Rok 1746, gdzieś w Anglii.
-----------------------------------------------*POV: bezimienny Szkot*
Siedzieliśmy w starej, podziurawionej szopie. Z dachu przeciekało, woda powolnie skapywała na mój nos. Tępo wpatrywałem się w zniszczone przez czas deski, pełniące rolę dachu.
Usłyszałem kolejny strzał na zewnątrz. Kolejny człowiek padł bez życia. Kolejna dusza trafiła do nieba. Uczyniłem znak krzyża i oderwałem wzrok od dachu, spoglądając na innych "zdrajców" siedzących tu razem ze mną. Wszyscy byliśmy brudni z licznymi ranami jeszcze z pola walki.
Kilka miesięcy temu braliśmy udział w Bitwie pod Culloden. Walki tam były straszne, pozostawiły piętno na psychice każdego z nas. Wiele razy widziałem śmierć, ale to co działo się tam... jest nie do opisania. To była po prostu rzeź. Kilka tygodni, może miesiąc- nie jestem pewien- po bitwie znaleźli nas Anglicy, uznali za zdrajców korony i wydali wyrok śmierci. Teraz odbywała się egzekucja.
- Kto chce następny? - zapytał angielski żołnierz wchodząc do szopy.
- Ja - odezwał się lekko zachrypnięty, męski głos po drugiej stronie pomieszczenia. Mężczyzna wstał, z niemałym trudem przez ogromną ranę na nodze i podszedł do Anglika siedzącego przy stole nieopodal drzwi, o ile można tak nazwać kilka rozwalonych desek sterczących przy wyjściu.
- Nazwisko. - powiedział szorstko do Szkota i przyszykował pióro by je zapisać. Gdy zapytany udzielił odpowiedzi, został wyprowadzony.
Gdzieś głęboko we mnie czułem nieopisany strach, przerażenie, rozpacz. Za kilka minut miałem zginąć. I to nie jak bohater, na polu walki, walcząc o wolność. Odejdę z tego świata jako zdrajca zabity z ręki kata.
Strzał. Znak krzyża.
Te dwie czynności powtarzały się od jakiegoś czasu. Kilkunastu minut? Godziny? Kilku godzin? Nie miałem pojęcia ile już tak siedzę, czekając na śmierć, wiedziałem tylko, że z każdą sekundą nieubłagalnie się ona zbliżała i nie mogłem nic z tym zrobić. Nie okazywałem emocji, nikt tego nie robił. Nie widziałem w tym sensu, straciłem nadzieje.
Ludzie siedzący tu ze mną zgłaszali się do odstrzału, bo albo pogodzili się już ze śmiercią, zrozumieli że to ich koniec lub nie mogli wytrzymać napięcia, które panowało w tej cholernej stodole.
- Kto chce? - zapytał Anglik.
- Ja - powiedziałem zaskakując sam siebie. Nie chciałem tego. Nie chciałem śmierci, bałem się jej. Chciałem jedynie uciec od tego wszystkiego, od poczucia winy, bólu, smrodu... tego chciałem najbardziej na świecie. Niestety jedyną rzeczą, która mogła spełnić moje ostatnie pragnienie była śmierć.
Wstałem, podszedłem do Anglika, podałem nazwisko, wyprowadzono mnie na zewnątrz. Stanąłem przy zakrwawionym słupie, który wskazał mi żołnierz.
Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki oddech świeżego powietrza pachnącego słońcem, kwiatami i krwią. Było nienaturalnie cicho, nie słychać było żadnej rozmowy, nawet oddechu, żadnego ptaka. Po raz ostatni w życiu uśmiechnąłem się, będąc na skraju utraty zmysłów.
To koniec- pomyślałem.
Broń została przeładowana, gotowa do oddania strzału. Wymierzona we mnie.
Strzał.
------------------------------------------
Bitwa na Culloden – starcie zbrojne pomiędzy , wspieranymi przez wojska francuskie, a wojskami , panującego króla z dynastii hanowerskiej, które miało miejsce 16 kwietnia 1746 roku na błotnistym stoku w pobliżu w Szkocji. Zakończyła się zwycięstwem wojsk królewskich.
Powyższa informacja jest niestety bardzo okrojona, ale nie każdego to interesuje więc nie chce tego pisać na darmo, jeśli kogoś zaciekawił ten temat to sporo informacji można znaleźć w internecie.
Na pomysł na taki rozdział wpadłam oglądając serial "Outlander" (jest na Netflixie), zachęcam do obejrzenia (lub przeczytania). Mam nadzieję, że taka opowieść z wątkiem historycznym się wam spodobała:)
Do napisania.
Arrivederci<3