Prolog

609 31 5
                                    




Wyciągnięto mnie z pokoju hotelowego i założono mi czarny worek na twarz. Krzyczałam, kopałam oraz wykręcałam w każdą stronę swoje ciało. Podjęłam walkę, mimo że ona była z góry przegrana. Straciłam całkowite poczucie orientacji. Nie wiedziałam, gdzie mnie wywiozą. Jedyne co udało mi się odgadnąć to, że jechałam w jakimś samochodzie, bo we wszystkie strony trzęsło. Aż w końcu nagle ktoś przyłożył mi coś do twarzy, a ja odleciałam.

Kiedy się przebudziłam w dalszym ciągu na twarzy miałam worek. Siedziałam na krześle, a ręce oraz nogi miałam związane. Nie wiedziałam, gdzie się znajduje, ale byłam świadoma, że chwilę umrę. Łzy leciały mi po policzkach, a ja zapominałam, jak się oddycha. Nie potrafiłam się uspokoić. Moje skamlanie odbijało się echem dookoła. Odnosiłam wrażenie, że oprócz mnie to nikogo tu nie ma. Co jakiś czas słyszałam spadające krople na beton oraz dźwięk żarówki jarzeniowej, która przypominała latającą muchę.

Przecież byłam za młoda na śmierć. Nie przeżyłam nawet dobrze życia. Nie zdążyłam skończyć studiów, nie wyjechałam z przyjaciółka na podróż dookoła świata. Nie zrobiłam nic, oprócz przespania się z psychopatą. Gdybym tylko wiedziała, gdybym mogła cofnąć czas to wszystko zrobiłabym inaczej.

Ale już nie mogłam nic zrobić, nie mogłam nic powiedzieć, bo wiedziałam, że nie wyjdę stąd żywa. Jeszcze niczego nie byłam tak pewna w życiu jak tego, że będę martwa. A na dodatek miałam zginąć z rąk samego szefa japońskiej mafii.

Pewnie podrzucą moje zwłoki do jakiegoś śmietnika i będę tam gniły. Nikt mnie nigdy nie znajdzie, a moi przyjaciele nawet nie będą widzieć co się ze mną stało. Umrę za młodo nie zaznając nawet w pełni życia.

Nagle usłyszałam kroki kilku osób i cała się spięłam jeszcze bardziej. Strach opanował całe moje ciało, czułam dreszcze oraz bijące serce, które chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.

- Zdejmijcie to. – rozkazał zachrypnięty głos.

Poczułam jak ktoś do mnie podszedł, a następnie jednym ruchem zdjął worek z mojej twarzy. Potrzebowałam chwili, aby mój wzrok się wyostrzył, a gdy tak się stało wtedy zobaczyłam jego. Dużo starszego mężczyznę w idealnie skrojonym garniturze, który stał przede mną z bronią w ręku. Przełknęłam ślinę, a kolejna fala łez zalała moją twarz. Spuściłam głowę i czekałam. Czekałam na ten śmiertelny strzał.

- Ja Cię nie zabije moje droga. – usłyszałam znów ten okropny głos. – Mój syn to zrobi. – dodał.

I wtedy pojawił się on. Stanął obok swojego ojca, wyjął broń za paska i przeładował ją. A następnie wycelował wprost we mnie. Tym razem nie spuściłam głowy, patrzyłam się w jego oczy, mimo to, że obraz rozmazywał mi się przez łzy.

- Ile można czekać! – krzyknął. – Pociągnij za spust, bo nie mamy czasu. – rozkazał jego ojciec. 

Był lojalny wobec swojej rodzinie, a w Yakuzie to było najważniejsze.

- Wybacz mi. – wyszeptał niemal niesłyszalnie.

Zamknęłam powieki. Wzięłam głęboki oddech. Ostatnia łza spłynęła. Padał strzał.


***

Hej, mam nadzieje, że prolog się spodobał, a jeśli tak to zostawcie coś po sobie. Na dniach zostanie wrzucony pierwszy rozdział.
Buziaki <3

Nasze GrzechyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz