ROZDZIAŁ 2

38 4 9
                                    

Wyłączyłam budzik w telefonie, który zadzwonił równo o siódmej. Przymknęłam oczy i westchnęłam dotykając bosymi stopami zimnych paneli w moim pokoju. Tej nocy przespałam dokładnie piętnaście minut. Jakby ostatnia wizyta u Rawen nie dała mi wystarczająco popalić, ten idiota dorzucił swoje trzy grosze.

Zadzwoń jutro, mam dla Ciebie zaproszenie na rodzinne spotkanie.

Matheo Brown.

Ostatni raz widzieliśmy się rok temu, na pogrzebie mojego brata. Od tamtej pory słuch po nim zaginął. Dzwoniłam do niego codziennie, przez miesiąc. Za każdym razem głucha cisza. Numer jest niedostępny. Znaliśmy się od piaskownicy, przyjaźnił się z moim bratem przez tyle lat i myślałam, że po tym wszystkim.. po prostu zaszył się gdzieś na jakiś czas, chciał przeżyć żałobę na swój własny sposób. Rozumiałabym to. Ale on całkowicie opuścił miasto. Dopiero od jego babci dowiedziałam się, że razem z Danielą, swoją dziewczyną, wyjechał do jej rodziny. Do Teksasu.

A teraz po roku zaprasza mnie na jebane rodzinne spotkanie? My już nie jesteśmy rodziną.

Wyjęłam z szafy czarne, materiałowe spodnie i tego samego koloru top, po czym skierowałam się do łazienki. Odkręciłam zimną wodę i delikatnie przemyłam twarz, żeby opuchlizna chociaż trochę zmalała. Spojrzałam na siebie w lustrze i przymknęłam oczy. Dlaczego chciał spotkać się ze mną akurat teraz? Dlaczego on tu wrócił? To będzie błąd. Zadzwonię do niego i powiem, że nie mam czasu. Rawen stanowczo kazała mi odciąć się od tamtego świata i od ludzi, którzy brali w tym wszystkim udział, dla mojego dobra. Miałam skupić się na teraźniejszości i dążyć ku lepszemu. Nic dobrego nie wyniknie z takiego spotkania. Zresztą, zdecydowałam już, że nigdzie nie idę gdzieś pomiędzy trzecią, a czwartą w nocy.

Zrobiłam lekki makijaż, podkreślając jedynie rzęsy i brwi. Nałożyłam trochę korektora pod oczy i przypudrowałam twarz maskując oznaki zmęczenia. Rozczesałam swoje ciemne włosy i związałam je w wysokiego kucyka, wyciągając kilka pasm przy twarzy. Nie chciałam się stroić, ale po szkole czeka mnie obiad z ciocią.

No tak, sto lat Naomi. Dzisiaj kończysz 18 lat.

Szybko założyłam przygotowane ubrania i narzuciłam na ramie torbę, która leżała obok drzwi. Odpisałam na wiadomość od Any, w której poinformowała mnie, że za 10 minut będzie pod moim domem i ruszyłam w stronę kuchni.

- Wszystkiego najlepszego! - usłyszałam krzyk, przez co prawie upuściłam telefon na podłogę. Kate stała przy stole z talerzykiem, na którym leżał lekko przypalony tost z serem.

- Ale mnie przestraszyłaś.. - mruknęłam z lekkim uśmiechem i przyjęłam śniadanie. - Dziękuję. Teraz oficjalnie możesz wykopać mnie z domu, bez żadnych konsekwencji. - zażartowałam.

- Nie gadaj głupot. - upomniała mnie. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę. - powiedziała podekscytowana i kiwnęła głową w kierunku zapalonej świeczki, która wbita była w moje śniadanie.

Czego ja mogę sobie życzyć? Sobie nie życzę niczego.

Zdmuchnęłam świeczkę, na co ciocia zaklaskała i postawiła na stole termos kawą.

- Zrobiłam Ci kawę do szkoły, zjedz tosta, wyszedł mi całkiem dobry. - powiedziała z dumą i zgarnęła z krzesła torbę z laptopem. - Będę po Ciebie o czternastej. Pojedziemy na cmentarz i na obiad o Carves. Miłego dnia w szkole. - cmoknęła mnie w przelocie w policzek i wybiegła z domu.

- Miłego dnia w pracy. - rzuciłam w pustą przestrzeń i ugryzłam kawałek tosta, który faktycznie nie był taki zły. W drugą rękę złapałam termos z kawą i również wyszłam z domu. Zauważyłam czarną mazdę Any, która stała już zaparkowana na podjeździe.

WSCHÓD KSIĘŻYCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz