Elizabeth
Szczerze? Wciągnął mnie ten film. Zapomniałam nawet jaki jest dzisiaj dzień lub ogólnie jaka jest godzina. Nagle usłyszałam huknięcie. Jakby szkło. Przestraszyłam się. Co to do cholery było? Przecież byłam sama w domu. Ktoś się włamał? Jeszcze oglądałam horror przed chwilą. Żart jakiś. Teraz to ja czułam się właśnie jak w jakimś horrorze. Tragedia. Usłyszałam hałas z kuchni, więc się tam udałam. Oczywiście powoli i tak, żeby nikt mnie nie zobaczył. No halo? Mógł mnie ktoś przecież w każdej chwili zabić. Spojrzałam szybko na zegarek. Była 19. BYŁA 19! BOŻE ŚWIĘTY. Miałam przecież w tym czasie jak nie będzie moich rodziców posprzątać, a oni mieli wrócić dokładnie za pół godziny. Jak ja nic w tyle nie zrobię.
Żałosne Liz.
HALO NIE ZAPOMINAJMY O TYM ŻE KTOŚ JEST W MOIM DOMU! I KTOŚ MOŻE MNIE ZABIĆ.
Znowu zamieniałam się w szpiega. Ledwo się poruszyłam, a znowu doszedł do moich uszu dźwięk rozbijanego szkła. Weszłam do kuchni i spojrzałam na osobę, która stała przede mną. Ja tą osobę wiedziałam, ale ona mnie nie. To był Louis. Ten słodki i piękny stalker, który jest nienormalny ale nadal słodki. To ten sam gościu, co dał mi bluzę.
-Co ty robisz w moim domu?!-zapytałam się, dosłownie krzycząc. Byłam zdziwiona, zła i nie wiedziałam czego on chciał.
-Chciałem cię nastraszyć.- powiedział niewzruszony, a następnie znowu rozbił szkło o ziemię.
-Po co to robisz? Będę miała problemy przez ciebie! Jesteś nienormalny! Jak się dostałeś do mojego domu? Co ty robisz w ogóle? Żartujesz sobie ze mnie?
-Na które pytanie mam najpierw odpowiedzieć?
-Co robisz w moim domu?
-No tak wyszło że sobie wszedłem-powiedział z przesłodzonym uśmiechem.-Jestem bardzo słodki wiesz? Nawet zjadłem ci żelki.
Japierdole.
-Boże, ty jesteś jakiś pierdolnięty. Masz to posprzątać, rozumiesz?
-Nie będziesz mi rozkazywać, mamo.
Wdech i wydech.
Spokojnie Liz, policz do dziesięciu i może będzie git.
Jeden..
Dwa...
Trzy...
Pięć...
Kurwa nawet liczyć nie umiem. Za trudna matma. Oczywiście, mam dobre oceny z matematyki ale w takich momentach łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i nawet do 10 nie umiem policzyć. Nie wiem dlaczego tak jest okej? Po prostu. Nienawidzę tego.
-Jaka kurwa „mamo"?
-No po prostu, mamo.
-Japierdole. Wkurwiasz mnie już. Przestraszyłeś mnie. Czułam się jak w horrorze.
-No ja to tam bym chciał się tak czuć. Kocham horrory.
Uuu. On kocha horrory. Jednak nas coś łączy. Dobra, nie Liz. Cicho bądź. Nie myśl tak nawet. Nie. Po prostu nie.
-Weź-powiedziałam i przewróciłam oczami.
I nagle usłyszałam dźwięk klucza. O mój boże. Rodzice wrócili a Louis nadal tu jest. O nie. Będą problemy. Przez chwilę nie wiedziałam co mam robić. To działo się szybko.
-Boże.. Idź szybko do mojego pokoju na górę szybko. Pierwszy na przeciwko schodów. I bądź cicho.
-Jasne-przewrócił oczami ale jednak się uśmiechnął.
Spojrzałam na podłogę. Kurwa. Tyle porozbijanych talerzów. Matko. Tata będzie kazał mi to sprzątać. Jak sprzątaczka. Jak zawsze. Świetnie.
-Wróciliśmy!-od razu na ten głos się spięłam. Nienawidziałam głosu swoich rodziców a szczególnie ojca. Źle mi się kojarzył. Bardzo. Z wszystkim co najgorsze. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest.
Bałam się konsekwencji. Bałam się tego co może nastąpić zaraz. Nie byłam jeszcze na to gotowa. Nie teraz. Rodzice od razu wparowali do kuchni. Spojrzeli się na talerze a potem na mnie. Matka po tym poszła do pokoju a ojciec nadal został w kuchni. Wiedziałam już co mnie czeka. Bardzo tego nie chciałam, ale stwierdzałam że muszę być silna. Żeby nie wrócić zapłakana do pokoju, w którym jest chłopak. Nadal nie rozumiem po co to zrobił. Przez niego to ja mam kłopoty.
-Na kolana.
-A-Ale dlaczego?
-Czemu te talerze są zbite? Wiesz ile one kosztowały?Jesteś porażką Elizabeth. Serio nawet jak jesteś sama w domu to nie potrafisz dopilnować żeby był porządek? Naprawdę?
Jesteś porażką Elizabeth. Jesteś porażką Elizabeth. Jesteś porażką Elizabeth. Jesteś porażką Elizabeth. Jesteś porażką Elizabeth.
-Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. To się już nie powtórzy.
-No oczywiście, że się nie powtórzy. Jak się powtórzy to będzie jeszcze gorzej. Wiesz jak to działa. Nie jesteś już małą dziewczynką Elizabeth.
-Wiem.
-No chyba nie wiesz bo nadal stoisz. Nie mam całego dnia.
-Przepraszam.
Ojciec usiadł na fotelu a ja przed nim. Siedziałam na kolanach, a tym razem tata bił mnie pasem po plecach. To też w chuj bolało. Bił mnie po piszczelach, rękach lub plecach. Tak mniej więcej.
Uderzył mnie. Raz...Drugi...Trzeci...Czwarty...Piąty...Szósty...Siódmy...Ósmy...Dziewiąty...Dziesiąty. Koniec. Wreszcie. Ale jeszcze druga kara przecież.
Zbieranie szkła. Tata znowu pociągnął mnie za włosy do góry żebym mogła wstać bo sama nie dawałam rady, a następnie rzucił mnie na szkło. Kurwa. Znowu. Szkło mi się wbiło dosyć mocno w kolana. Nigdy mnie aż tak to nie bolało. Miałam dość. Chociaż może się wydawać że ta kara nie jest aż taka zła to jest tragiczna. To strasznie bolało. Pozbierałam szkło, ale nie mogłam wstać. Byłam za słaba. Ciężko mi było już oddychać. Nie wiem dlaczego. Na podłodze było mnóstwo krwi. W kolanach nadal miałam szkło. Nie mogłam go wyjąć. To za bardzo bolało. Nie dawałam rady już. Chciałam wstać. Byłam za słaba.
Dawaj Elizabeth. Dasz radę. Louis ciągle na ciebie czeka.
Ledwo wstałam po czym znowu się przewróciłam. Walnęłam głową o podłogę. Miałam mroczki przed oczami i nie mogłam oddychać. Krew jeszcze bardziej wypływała z moich ran na nogach, ponieważ jeszcze bardziej wbiło się to szkło. Leżałam na podłodze. Nie mogłam oddychać. Chciałabym zasnąć i się już nie obudzić. Może wtedy nie odczuwałabym tego bólu? Chciałabym, żeby tak było.
CZYTASZ
stay with me forever
RomanceHistoria opowiada o młodej dziewczynie, która miała na imię Elizabeth Baker I przyjaciółkę Nicole Morris, które musiały grać idealne rodziny i z którą znała się przez całe życie. Pewnego razu poszły razem na imprezę do klubu. W klubie podeszła do ja...