Rozdział 4

411 26 11
                                    

Kolejnego dnia obudziłem się wypoczęty i ze zdziwieniem stwierdziłem, że nic mnie nie boli. Może jednak te kapłańskie sztuczki mają jakiś sens. Boleśnie przekonałem się o tym w środę. Po kolejnym wyczerpującym treningu bolał mnie każdy najmniejszy centymetr ciała. Zakwasy były potworne. Miałem dziwne wrażenie, że brak zajęć kapłańskich we wtorek jakoś się do tego przyczynił. Klnąc z bólu, udałem się na wieczorne zajęcia w świątyni. Było to otwarte spotkanie poświęcone żywiołowi ognia. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że przyszła Tatiana i większość nowicjuszy z mojej grupy.

Kolejnego dnia prawie zaspałem. Bolał mnie każdy mięsień ciała. Dzień zaczynałem niestety od dwugodzinnych zajęć sportowych. Poszedłem nawet do trenera i zaczęłam się wykręcać niedyspozycją. W sensie gorączka, okres, cokolwiek... Alfa wyśmiał mnie, mówiąc, że nie jestem w zwykłej szkole i żebym wziął się w garść. Jeżeli ma mi to pomóc to może mi dać jedynie dożywotnie przyzwolenie na przeklinanie na jego zajęciach. Czy on naprawdę myśli, że jego pozwolenie coś zmieni? A tak zmieniło! Teraz już jawnie i głośno wyrażałem się też o ćwiczeniach i jego osobie.

Rytuał ognia przyniósł też inne zmiany. Czy pomógł mi w zajęciach u Cole'a? Nie. Od tego czasu nie zrobiłem żadnych postępów. Wykładowca nie omieszkał za każdym razem mi tego wypomnieć. Gnida jedna, naprawdę obrał sobie mnie za kozła ofiarnego. Jedyną zmianą było to, że alfy z mojej grupy zaczęły przezywać mnie kapłaneczką. Zresztą nie pałałem jakąś sympatią do żadnego żywiołaka ognia. Ani alfy, ani omegi. Tak samo, jak oni do mnie.

Czas wolny spędzałem głównie z Anną i Karen. Ta pierwsza po sytuacji na parkingu była przez kilka dni przygnębiona. Po tygodniu jej przeszło i nadal zachwycała się Harrym. Jednak tym razem na odległość.

Z Tatianą spędzałem mało czasu. Jej rola sprowadzała się do cichego stróża. Większość czasu spędzała na różnych zajęciach sportowych. Podejrzewałem jednak, że spotyka się z kimś.

Do Harry’ego Stylesa nie zbliżałem się w ogóle. Co prawda widywałem go jedynie na stołówce. Zawsze w towarzystwie tej samej dziewczyny lub tego wysokiego chłopaka władającego żywiołem powietrza. Widać było, że Styles nie przepada za nikim innym, jak ta dwójka.

Z dnia na dzień coraz bardziej tęskniłem też za Miami. Codziennie rozmawiałem z matką. Ta cieszyła się na wycieczkę do Europy z Carlem. Jej szczęście bardzo mnie radowało. Wprawiało też w smutny nastrój. Były wakacje, a ja nie mogłem spotkać się ze starymi znajomymi ani odwiedzić ojca. Odkąd ma nową żonę i wyjechał do Nowego Yorku. Zawsze spędzałem jeden miesiąc na Brooklynie. Tęskniłem za Abby. Zniósłbym nawet jej fanatyczne uwielbienie do Harry’ego.

Najbardziej dokuczało mi siedzenie w zamknięciu. W weekendy nawet Tatiana wychodziła na miasto. A ja co? Kisiłem się tutaj. Miałem do wyboru spędzenie czasu w internecie, zajęcia sportowe, siedzenie w świątyni lub spotykanie się z Anną, która też była uziemiona. Oczywiście wybrałem ostatnią opcję. Z czasem dziewczyna dostała miano mojej BFF. Mimo że nasze charaktery były całkowitymi przeciwnościami, to świetnie dogadywaliśmy się bez słów.

Tak minęły pierwsze dwa tygodnie. Nim się obejrzałem, przeszedł 5 lipca. Każdego piątego dnia miesiąca kapłanki odprawiały specjalny zamknięty rytuał na cześć pięciu żywiołów. Ava i Ewa mówiły o tym od kilku dni. Rozumiecie tę ironię? Dwie kapłani nazywające się Ava i Ewa.

Była środa. Zajęcia zaczynałem dwiema godzinami zajęć sportowych. Karin miała rację. Po dwóch tygodniach przyzwyczaiłem się do poziomu panującego w Akademii. Co nie zmienia faktu, że nie przepadałem za zajęciami. Miałem przynajmniej okazję wyładować się na nich. Dostałem przecież pozwolenie na używanie wulgarnych słów bez ograniczeń.

Żywiołaki ~ABO~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz