Rozdział 5

3 0 0
                                    

Analizowanie jego słów i przebiegu dzisiejszej nocy zajęło mi zaledwie kilka sekund. Nagły telefon, pilna sprawa, zniknięcie chłopaka na cały ten czas, a do tego tajemnicza postać w masce. Zaczęłam się obwiniać, że wcześniej się nie zorientowałam. Na domiar złego jeszcze to dziwne zachowanie Camilli i Lucasa. Wszystkie kropki łączyły w całość.

Spojrzałam na chłopaka, który patrzył na mnie zniecierpliwiony, jakby czekał na moją reakcję, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony nie znam Cruza za dobrze, więc nie wiem czego się mogę po nim spodziewać, a z drugiej takie wyścigi do niego całkiem pasują.

- Więc... chłopak w masce to ty? – zapytałam banalnie, na co najpierw tylko się uśmiechnął.

Widziałam, że jest z siebie dumny, dlatego byłam tym bardziej zdezorientowana, dlaczego to ukrywa. Dziwiła mnie również jego nagła zmiana postawy. Jeszcze kilka chwil temu był na mnie wściekły i czułam, że chciałby zrobić mi krzywdę, a teraz stoi tu przede mną z aroganckim i pewnym siebie uśmiechem jak gdyby nigdy nic.

- To ja – dodał po chwili.

- A to znaczy, że obser...

- Obserwowałem cię cały ten czas – dokończył za mnie.

Zimny dreszcz podekscytowania przeszył moje ciało. Miałam tak wiele pytań, a milczałam. Nie jestem przyzwyczajona do sytuacji, w której brakuje mi słów. To nie zdarza się często.

- Zauważyłem, że ty również na mnie patrzyłaś – dodał ciszej niskim, zachrypniętym głosem i odpalił papierosa.

Patrzył na mnie z góry i upajał się moim zawstydzeniem. Nie dało się ukryć, że czułam się zdominowana przez tego chłopaka, choć bardzo chciałam, żeby tego nie zauważył. Z zaciekawieniem czekałam, aż powie mi o sobie coś więcej. Coś co pozwoli mi spojrzeć na niego inaczej.

Alexander powoli zaciągał się nikotyną i lustrując spojrzeniem moją twarz, wydmuchiwał z ust dym raz za razem w zwolnionym tempie, jakby prowadził w swojej głowie rozważania. Wyglądał jak posąg, idealny posąg greckiego myśliciela.

Nagle jego błękitne oczy zalśniły, co nie wróżyło nic dobrego.

- Wiesz, zastanawia mnie jedna rzecz... – dodał w końcu.

- Co konkretnie? – szepnęłam cicho, chociaż byliśmy całkiem sami pośrodku niczego. Patrzyłam na niego jak zafascynowana w oczekiwaniu na to, co powie.

- Wcześniej nie wiedziałaś, że chłopak w masce to ja, a i tak cały czas na mnie zerkałaś. Mam się czuć zazdrosny czy podziwiany, Evans?

- Wiedziałam, że masz wiele wad, ale nie sądziłam, że do tego zbioru dołączyła wada wzroku – wypaliłam w końcu, bo jego gierki zaczynały mnie irytować.

Byłam zła na siebie, że Cruz tak na mnie działa i postanowiłam go jeszcze bardziej do siebie zniechęcić. To jedyny sposób żeby dał mi spokój i wszystko wróciło do normy. – Biedactwo – dodałam z ironicznie smutną miną.

- W końcu wróciła dziewczyna, która mnie intryguje... - rzucił zadziornie.

Na jego słowa odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść przed siebie. Moje docinki miały go wkurzyć, a tymczasem efekt jest odwrotny. Przeszłam kilka metrów i ku mojego zdziwieniu nie słyszałam za sobą jego kroków. Z jednej strony mnie to cieszyło, że w końcu się poddał, a z drugiej umierałam ze strachu, bo szłam całkiem sama przez jakąś nieprzyjemną zarośniętą ścieżkę. Moja duma nie pozwoliła mi jednak odpuścić. Nie w tym momencie.

Kiedy po raz kolejny potknęłam się o jakieś gałęzie, spojrzałam w dół dostrzegłam, że rozwiązała mi się sznurówka. Przeklęłam w myśli ale schyliłam się, żeby ją zawiązać. Po krótkiej chwili usłyszałam jakiś szelest dochodzący zza krzaków obok mnie. W pierwszym momencie znieruchomiałam, ale po chwili mój mózg próbował sobie wytłumaczyć, że to na pewno ten idiota robi sobie żarty.

Destiny (nowa wersja)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz