Część 7

95 26 0
                                    

Pompon radośnie wskoczył na werandę i już zbliżał się do drzwi, kiedy nagle do jego uszu dotarły kąśliwe słowa pudla: - A ty co tu jeszcze robisz?

- Jak to co??? – odezwał się nieco zdezorientowany jamnik. - Jestem. Tu jest teraz tak samo mój dom jak i twój. A w nim moje posłanie – zebrał się na odwagę.

- A niech mnie koty gonią! – warknął ze złością pudel. - Twoje miejsce jest w tej zapchlonej stodole, razem z tym całym zwierzęcym majdanem. Nie będę już dłużej tolerował twojej obecności w domu. Możesz być pewny, że dobrze się o to postarałem.

Przestraszony jamnik patrzył na rozjuszonego pudla w osłupieniu. A on nie przestawał: - Ja tu jestem psem, jedynym psem domowy. Fora ze dwora!!!

I wystawił ostre jak szpilki zęby, po czym ugryzł jamnika w zad. Był bardzo wściekły, ale i bardzo pewny siebie. Pompon zawył z bólu po czym czmychnął susem w głąb domu.

Zaraz się zacznie jamniczku. Zaraz się zacznie. Zobaczysz tak szybko jak wleciałeś do mojego domu tak szybko z niego wylecisz – rozmyślał Pupil.

Minął kwadrans, a pudel czujnie nasłuchiwał pod drzwiami domu.

Dziwne – pomyślał. Jeszcze się nie zorientowali, że przyjęli pod swój dach szczocha-brudziocha. Cha, cha, cha! – zaśmiał się chytrze pod nosem pudel i czekał dalej.

- A co to? No jasna cholera! – krzyknęła zdenerwowana Katarzyna.

- Zaczęło się. Nareszcie, nareszcie – warknął Pupil z chytrym uśmiechem na pysku.

- Co się do diaska stało? – zapytał Józek, który akurat przysiadł na stołku w kuchni. Dopiero co wyprowadził zwierzaki na pastwiska i oporządził.

- Co się stało? Co się stało? Jak nie widzisz to może poczujesz – wybuchnęła gospodyni. - Ten nowy nabytek nie tylko zlał się w sieni to jeszcze narobił.

Pupil cały w skowronkach tarzał się ze śmiechu na werandzie. Czekał tylko na rozwój wypadków. W końcu nie do końca był przekonany, czy jego plan pozbycia się pieska z domu wypali.

- No nie! Józek! Tu też! To samo. Ja tego nie wytrzymam. Przy samej szafie!

- Dobra, dobra – spokojnie odrzekł gospodarz. - To pierwsza jego noc na nowym miejscu, może był wystraszony.

- A może znaczył teren – dodała uszczypliwie Katarzyna.

- No, daj spokój nie dąsaj się już tak. Zobaczymy jutro – próbował udobruchać żonę Józef.

- Oj, chyba nie! Chyba nie jutro! – wrzasnęła tym razem złowrogo gospodyni.

- Nie? To co tym razem? – łagodnie zapytał gospodarz za wszelką cenę próbując uniknąć z żoną kłótni.

- Jest tu od wczoraj, był grzeczny i nader spokojny, tak? – spokojniejszym tonem zaczęła gospodyni.

- Tak – odpowiedział .

- Ty mi tak nie przytakuj, tylko rusz te swoje cztery litery ze stołka i przyjdź do mnie do sypialni.

Gospodarz wstał bardzo niechętnie, ale nie chciał dolewać oliwy do ognia, aby bardziej nie zdenerwować żony i czym prędzej udał się do pokoju.

- No, co tam Kaśka? – zapytał w drzwiach.

- Mówiłam, że był taki milutki, spokojniutki....

- Właśnie!

- No to popatrz. - Skierowała rękę w stronę szafy i okna. - Ja naprawdę nie wiem kiedy on to zrobił, ale musiał to zrobić rano, kiedy byliśmy zajęci pracą w gospodarstwie.

ZwierzyniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz