Część 2

154 36 20
                                    


Z nastaniem świtu ustała burza i przestało padać. W lesie zrobiło się cicho i pachnąco. Jeszcze tylko zwiewna mgła niczym zaplątana wstążka otulała pnie drzew i parowała ku niebieskiemu niebu. Słońce już radośnie puszczało oko zwiastując wszystkim nowy i piękny dzień. Las budził się do życia, a w gospodarstwie...

Pulchniutki kocur Puchowy, po niezbyt obfitym śniadanku wybrał się na spacer do pobliskiego lasu. Pogoda tego dnia była przepiękna. Na niebie ani jednej chmurki, a złociste słoneczko psotnie łaskotało Puchowego po jego rudoburym, tłustym ciałku. Był w bardzo dobrym humorze, zresztą rzadko kiedy miewał gorsze dni. Szedł powoli, delektując się urokami przedwiośnia, stąpając raz to na jedną, to na drugą łapkę, jakby podskakując w rytm tańczących wokół niego małych, zwinnych pszczółek. Rozmyślał sobie jakby to było móc być, chociaż przez chwilkę taką małą, zgrabną i pracowitą pszczółką. Rozmyślał i rozmyślał, aż doszedł do wspaniałego dla siebie wniosku.

-Dzisiaj jest taki cudownie słoneczny, jak na tę porę roku dzionek, idealny wręcz na wygrzewanie futerka i słodkie leniuchowanie – zamruczał radośnie.

A kocur bardzo uwielbiał to słodkie zajęcie, zwłaszcza na „Łysej Polanie" porośniętej tylko gdzie nie gdzie mchem, która znajdowała się w samym sercu lasu, nieopodal opuszczonej leśniczówki.

Puchowy wszedł do lasu bardzo powoli, delektując się jego wspaniałym zapachem. Zdziwił się tylko, że las jest taki spokojny, taki cichy, jakby uciął sobie drzemkę. Kocur mimo wszystko bardzo dobrze rozumiał takie zachowanie. Sam często uprawiał ten „rodzaj sportu" twierdząc przy tym, że dobrze mu to robi na mięśnie, zwłaszcza brzuszka. I tak sobie rozmyślał brnąc coraz dalej w głąb lasu.

Nagle z drzewa zeskoczyła jego leśna przyjaciółka wiewiórka Rudawka.

- Cześć Puchowy! Jak zwykle idziesz sobie poleniuchować na swojej ulubionej, lekko pokrytej mchem „Łysej Polanie"? – zapytała.

- A i owszem – z radością odparł kocur podkręcając wąsa.

- Nie możesz! – krzyknęła, po czym szybko zasłoniła łapkami pyszczek i szepnęła – nie możesz...

Zanim jednak zdążyła wytłumaczyć kocurowi swoje dziwne zachowanie, przyjaciele usłyszeli głośny szelest, który dobiegał od strony „Łysej Polany". Kocur i wiewiórka zerknęli na siebie. Nagle z zarośli wyskoczyła sarna Stokrota. Była bardzo zdenerwowana, a że z natury jest płocha nie było się czemu dziwić.

Wielkie oczy, nastroszone uszy i duże odbijające słoneczne promienie białe lustro na zadzie. Widać było, że jest bardzo spłoszona.

- Stokrota! Co się stało? – zapytały chórem zwierzęta.

- Nie wiem!? – krzyknęła sarna. - Mówię wam jak mi „stokrotki miłe". I nie chcę wiedzieć – dodała po chwili łapiąc oddech. - Ale coś dziwnego czai się na polanie, a raczej – ściszyła głos do szeptu, tak że przyjaciele musieli nastawić dobrze uszu – w leśniczówce. Naprawdę niczego w nocy nie słyszałaś Rudawko? – sarna bezpośrednio zwróciła się do wiewiórki.

- Stokrota! Daruj sobie te wygłupy. Może i słyszałam jakieś odgłosy, ale była ulewa, spadały szyszki. To wszystko – z lekkim niepokojem w głosie odpowiedziała Rudawka.

- Właśnie! Lało jak z cebra...i te błyskawice...– dodał kocur.


Sarna całkowicie zignorowała słowa pocieszenia Puchowego, po czym wybałuszyła na wiewiórkę wielkie oczy i pisnęła cienkim głosem:

ZwierzyniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz