Rozdział 12

1.1K 42 111
                                    

Strasznie nie chciałam iść do szkoły, próbowałam udawać chorą bym mogła zostać ale nic to nie dało. Zgodziłam się w końcu gdy Shane powiedział że pogada z nauczycielką na mój temat.

Byłam pewna, że to coś da. Jak zwykle wsiadłam do sportowego samochodu mojego brata. On z uśmiechem puścił jakąś polską i dość żenującą piosenkę, mimo to uznałam to za całkiem urocze.

Droga do szkoły minęła nam w naprawdę przyjemniej atmosferze

- A właśnie młoda, we wtorki i czwartki będziesz musiała na mnie zaczekać bo chodzę na boks, dziś mamy pierwszy trening- odezwał się w połowie drogi- Szermierka jest w środy i piątki, wtedy ja na Ciebie zaczekam

- W porządku, będę mogła czekać w bibliotece?- zapytałam i dodałam niepewnie- Albo chociaż czasami przyjść popatrzeć?

Shane zaśmiał się cicho

- Będziesz mogła czekać w bibliotece, a co do tego czy będziesz mogła wpaść na trening to zależy od tego jak mi będzie szło- uśmiechnął się szeroko patrząc na mnie w lusterku. Uśmiechnęłam się rozbawiona.

Dojechaliśmy do szkoły chwilę przed dzwonkiem. Westchnęłam cicho i wysiadłam

- Nie przejmuj się ani tą geografią ani moim cudownym bliźniakiem- Powiedział łagodnie z uśmiechem. Zamknął samochód- Do zobaczenia później!- rzucił po czym jak zwykle zniknął w tłumie identycznie ubranych osób.

Dzień strasznie mi się dłużył, nie chciałam tu być, jedynie Roxane potrafiła sprawić, że czasem się uśmiechnęłam. Po lekcjach, usiadłam w jakimś odległym kącie biblioteki, między starymi książkami do których chyba nikt nie zajrzał od przynajmniej stu lat. Z jakąś muzyką na słuchawkach zagłębiałam się w jakieś notatki, w pewnym momencie moją uwagę przykuł jakiś chłopak, który zatrzymał przy jakiś ogromnych zakurzonych woluminach, chyba z łacińskiej gramatyki. Obserwowałam go przez chwilę dyskretnie, potem jednak z powrotem skupiłam się na swoich notatkach.

Chłopak który plątał się niedaleko był podobnego wzrostu do mnie, miał jasne blond włosy i był szczupły. Pewnie już bym o nim zapomniała gdyby nie podszedł i nie oparł się dłońmi o stolik, wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.

- Alex Monet, czyż nie?- uśmiechnął się nonszalancko- Jazon... To znaczy Jason- podał mi dłoń a drugą nerwowo potarł kark.

Ja nie podałam mu jednak ręki, nie miałam ochoty na kolejną pogawędkę o płci przeciwnej. Westchnęłam ciężko

- Czego chcesz?- zapytałam obojętnym tonem

- Słyszałem, że jesteś dobra z biologii- zaczął patrząc mi w oczy, teraz dostrzegłam jak przenikliwie niebieskie są jego tęczówki. Wzdrygnęłam się lekko - No a ja biologii nie ogarniam i myślałem że może mogłabyś mi dać jakieś korepetycje?

- Nie- powiedziałam twardo- Jak moi bracia się dowiedzą...

- Nie dowiedzą się- przerwał mi i usiadł naprzeciw mnie

- Nie przerywaj mi, nie lubię tego- prychnęłam- Jeżeli się dowiedzą, a na pewno się dowiedzą zapewne skończysz martwy, ja możliwe że też- zamknęłam zaszyty i już miałam odejść ale chłopak złapał mnie za rękę

- Proszę cię, naprawdę mi zależy na tym byś mi pomogła- jęknął błagalnie

- Nie będę w stanie ci pomóc, nie jestem wystarczająco dobra z angielskiego i sama ledwo co rozumiem- mruknęłam z nadzieją, że się odczepi jednak przyniosło to odwrotny skutek

- To ja mogę ci pomóc z angielskim! No i zawsze można korzystać z translatora- uśmiechnął się szeroko

- Nie dasz mi spokoju póki się nie zgodzę?- chłopak energicznie pokiwał głową a jego jasne włosy opadły mu na twarz. Westchnęłam cicho- W każdy wtorek i czwartek tutaj po lekcjach, pasuje?

- Jak najbardziej! Dziękuje!- uśmiechnął się szeroko i poszedł, wyglądało na to że mieliśmy zacząć innego dnia.

Całkowicie odeszła mi ochota na powtarzanie notatek więc jedynie włożyłam słuchawkę i zaczęłam cicho nucić ulubioną piosenkę zatracając się we wspomnieniach związanych z nią.

Nasze lekcje trwały ok trzech tygodni. Jason okazał się naprawdę spoko i o dziwo mocno pomógł mi z angieleskim, a i ja dużo bardziej zrozumiałam Biologię kiedy musiałam tłumaczyć ją komuś innemu. Dodatkowo, polubiłam spotkania z nim, czułam przy nim jakiś niewytłumaczalny spokój, nie zdążyłam się dotąd poważnie zakolegować z Moną i Audrei. A miło było mieć kogoś poza Roxane, którą teraz polubiłam chyba jeszcze bardziej niż wcześniej. W końcu teraz obie byłyśmy starsze, zmieniłyśmy się i pod względem charakteru i wyglądu, na co zaczęłam trochę wbrew sobie zwracać większą uwagę. Lubiłam obserwować jej piękny lśniący uśmiech, jakąś niewymuszoną postawę ciała, i mięśnie które odznaczały się delikatnie pod mundurkiem. Łapałam się na tym, że zerkam na jej usta i wyobrażam sobie jak by to było ją pocałować, a to prowadziło mnie do poważnego zastanowienia, bo przecież byłam hetero. Chyba. Tymczasem przy Jasonie, nie musiałam się tym przejmować, był dla mnie jedynie kolegą, pozwalał mi nie przejmować się rozterkami, na temat własnej orientacji, oraz moimi braćmi.

Jason poszedł 10 minut przed tym jak Shane kończył trening. Miałam czas by zebrać swoje notatki i przejść spacerkiem pod szatnię. Stałam oparta o ścianę czekając na brata. Co prawda ogarnięcie się po treningu zajmowało mu przynajmniej 20 minut ale bezpieczniej czułam się czekając tam niż w szkolnej bibliotece.

Gdy Shane wyszedł z szatni i obdarzył mnie uśmiechem

- No co tam młoda?- zapytał targając mi włosy- Nie nudzi ci się czekanie tu 20 minut na mnie?

- Ani trochę- prychnęłam układając na nowo włosy. Odwet nie miał sensu gdy jego włosy żyły własnym życiem

- Chodź do samochodu, umieram z głodu muszę się ogarnąć- jęknął męczennicko

- Ogarnąć?- uniosłam brwi zdziwiona, Shane nigdy się nie ogarniał do zwykłego obiadu a jedynie na jakieś specjalne okazje

- A bo ja ci nie powiedziałem! Na obiad z dziewczyną idę i muszę się jakoś prezentować- uśmiechnął się i ruszyliśmy do samochodu.

Droga do domu jak zwykle minęła nam w atmosferze żartów i wygłupów. Wysiadłam pierwsza i poszłam do domu.

Shane minął mnie w drzwiach i potargał mi włosy, poszedł do siebie do pokoju. Ja ruszyłam w stronę kuchni jednak zatrzymałam się niedaleko wejścia słysząc głosy, jeden na pewno należał do Williama ale drugi... Nie byłam w stanie go rozpoznać ale oba były męskie

- Will, no proszę... Tyle się nie widzieliśmy- mruknął nieznajomy

- James, doskonale wiesz, że nie powinieneś tu przychodzić- Głos Willa był smutny ale i wypełniony troską- Nie chcę by ktoś się o nas dowiedział, to naprawdę zły moment

A więc nieznajomy miał na imię James i... Był chłopakiem Willa

- Nie chcę się już dłużej ukrywać Wilczku... Proszę cię

- James, teraz jest to zbyt niebezpieczne... - westchnął cicho a ja postanowiłam wejść do kuchni.

James był o głowę niższy od Willa, miał długie, czarne włosy i szare oczy. Dało się dostrzec bliznę pod prawym okiem i na ustach. W uszach miał złote kolczyki, ubrany był w czarną koszulę i jasne jeansy.

Speszyłam się lekko gdy wzrok ich obu padł na mnie

- Em... Przepraszam że przeszkadzam- potarłam nerwowo kark

- Oh Alex już jesteście?- Will spojrzał na zegar- Faktycznie, straciłem poczucie czasu- zaśmiał się nerwowo

James uśmiechnął się do mnie, podszedł i wyciągnął rękę w moją stronę

- James Ross, najlepszy przyjaciel Willa- przedstawił się, dość niepewnie uścisnęłam mu dłoń

- Alex Monet- przedstawiłam się i zerknęłam na brata, wyglądał na zakłopotanego- Will, możemy porozmawiać w cztery oczy?- zapytałam łagodnie na co mimo wszystko się spiął.

Skinął lekko głową i poprosił swojego "przyjaciela" by poszedł do jego pokoju. Gdy zostaliśmy sami stwierdziłam że teraz ja odbędę poważną rozmowę z moim starszym bratem.

Nowa Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz