Chardonnay

6 1 0
                                    

Obudził mnie śpiew ptaków, zerknęłam na wyświetlacz telefonu, skasowałam wszystkie wyskakujące jedno po drugim powiadomienia i odłożyłam urządzenie. Wstałam, zabrałam ze sobą kieliszek i resztę chardonnay w butelce. Zeszłam schodami na dół do kuchni i zaczęłam robić śniadanie, do pracy mam na 12:00, więc nie muszę się spieszyć. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności i zjedzeniu kanapek wyszłam z domu i od razu zadzwoniłam do znajomego mechanika, kiedy zobaczyłam wgniecenie w blasze mojego samochodu
- Czego dusza pragnie? - usłyszałam znajomy, ale niespokojny głos
-Hej, mogłabym podjechać na chwilę? Jakiś dupek wrypał mi się wczoraj w tylną blachę, chciałam żebyś to obejrzał i mi powiedział ile będzie kosztować naprawa.
-Jasne, wpadaj, jestem do późna dzisiaj na warsztacie, także jak ci pasuje
- Dzięki, super jesteś, zaraz będę- rozłączyłam się i od razu pojechałam do miejsca pracy chłopaka.

Na wjeździe stało kilka aut, więc stanęłam na ostatnim wolnym miejscu przy samym garażu, zza bramy wyłoniła się wysoka sylwetka bruneta. Miał zmartwioną twarz, wory pod oczami i stał zupełnie bez życia patrząc w oddalony kilkanaście metrów od niego mój samochód.
- Mike? Coś się stało? - zapytałam z troską i podeszłam bliżej
- Nie, nie, nic takiego - odchrząknął 
- Na pewno? Przecież widzę, że coś jest nie tak - przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on objął mnie swoim ramieniem. Chodziliśmy razem do szkoły, nawet przez jakiś czas byliśmy razem, ale to nie było nic poważnego, więc ta relacja szybko zamieniła się w przyjaźń.
- Charlotte ma syna, nawet nie wiedziałem, że była w ciąży - łza spłynęła mu po brudnym ze smaru policzku. Byli z Lottą długo razem, oświadczył się jej, mieli wziąć ślub, ale ona z dnia na dzień zerwała z nim kontakt i nawet nie powiedziała czemu. Chłopakowi ciężko było się podnieść, ale z pomocą wielu ludzi udało mu się stanąć na nogi. Lubiłam Charlottę, wydawała się bardzo w porządku, miałyśmy dużo wspólnych zainteresowań, nie wiem dlaczego tak zareagowała na ciąże, nie widziałam jej od prawie roku, prawdopodobnie wyjechała do rodziców do Little Rock.
- Jak to? To dlatego zerwała ze wszystkimi znajomość? 
- Nie wiem... Byłem wczoraj na mieście kupić kilka części i widziałem ją z małym dzieckiem. Jak mnie zobaczyła to od razu się odwróciła i poszła w innym kierunku. Byłem tak oszołomiony tym wszystkim, że nawet za nią nie poszedłem - zakrył spuszczoną w dół twarz ręką i usiadł na krawężniku, a ja zrobiłam to samo.
-Na pewno jej było ciężko, może nie chciała cię tym wszystkim obciążać ze względu na twoje wcześniejsze problemy.
-Przecież obiecywałem jej! Przysięgałem, że przestanę ćpać! Przestałem! I co!? - wykrzyczał drżącym głosem
-Jeżeli chcesz to mogę z nią pogadać, może uda mi się dostać jej adres 
- Nie. To bez sensu... I tak do mnie nie wróci, a nawet jeżeli będzie chciała, to nie wiem czy ja do niej coś jeszcze czuję. Chciałbym tylko wiedzieć czy to moje dziecko... Jak się nazywa - zauważyłam na jego twarzy cień uśmiechu, to widać na odległość, że Charlotte nie jest mu obojętna, nie była i nigdy nie będzie.
- Mike, masz 20 lat, swój własny warsztat, zarabiasz nie małe pieniądze, jesteś zajebistym kawałem gościa, czym ty się przejmujesz, co? Na pewno Lotta miała powód, żeby ci nie mówić, zaufaj jej, na pewno marzy o tym żeby wychować to dziecko z tobą - podniosłam się energicznie i podałam rękę uśmiechniętemu brunetowi, on też wstał.
- To jak? zerkniesz na moje auto czy będziesz się dalej nad sobą użalał? Hm? 
- Jasne.  - zaczął się przyglądać tyłowi samochodu - Ja tutaj niewiele mogę, ale znam świetnego blacharza, który ci to elegancko zrobi niskim kosztem.
- Akurat o koszty się nie martwię, bo to nie idzie z mojej kieszeni.
- Kim jest ten nieszczęśnik, co?
- Lucas... jakiś tam, nie znam go, ale mam jego numer to zaraz do niego będę dzwonić i mu dam znać ile mi wisi.
- Myślę, że Brian weźmie za to jakieś 150 euro, bo trzeba jeszcze doliczyć lakierowanie.
- Dobra, to kiedy podjechać?
- Możesz je dzisiaj zostawić, zajmiemy się tym wieczorem, jutro będzie do odbioru. Mogę cię podrzucić do roboty
- Tak? Super by było, dzięki wielkie.
- Nie ma za co - powiedział i poczochrał moje włosy.
- Układałam je pół godziny pojebie! - zaśmiał się, wyjął kluczyki i skierował się do swojego Nissana Skyline'a, co ja też uczyniłam.
- Możesz podjechać jeszcze na chwilkę do mnie? Muszę wziąć parę rzeczy.
- Oczywiście, nawet jest po drodze. - powiedział i szybko wyjechał z bramy zanim się zamknęła.

- Lando! Dobrze, że jesteś! Pamiętasz może gdzie mieszkają rodzice Charlotty? - powiedziałam wparowując zdyszana na zaplecze kasyna.
- Której Charlotty? Tej od Mike'a? - zapytał unosząc prawą brew do góry
- Tak, jak dobrze pamiętam byłeś u jej rodziców w Little Rock kiedyś 
- No byłem ale to było dobre parę lat temu... Czemu pytasz? - wziął szklankę i napełnił ją szkocką wódką
- Pijesz w pracy?
- Na trzeźwo tutaj nie wytrzymam. Nie odbiegaj od tematu.
- Pamiętasz jak zerwała z wszystkimi kontakt? Okazało się, że była w ciąży, urodziła i ma małego synka. Mike za nią strasznie tęskni, a teraz to już w ogóle szaleje. Chcę z nią pogadać.
- Ciekawe... - wypił jasną ciecz i lekko się skrzywił - nie znam dokładnego adresu, ale może znajdę ten dom na jakimś zdjęciu, pamiętam mniej więcej jak tam się jechało.
- Dzięki. A i jeszcze jedno, mógłbyś mnie odwieźć do domu jak skończymy? Zostawiłam auto u Mike'a, bo mam wgniecioną tylną blachę do naprawy.
- Tak, ale pogadaj z Brownem o mojej podwyżce. Nie mogę dłużej robić za takie grosze!
-Kiedyś z nim pogadam, jak tylko przytrafi się okazja.
- No ja myślę! Trzymam cię za słowo, bo jak nie... zawszę mogę cię wywieźć zamiast do domu, to do jakiegoś lasu, gdzie chodzi masa gwałcicieli...zabójców...złodziei... - ostatnie słowa wypowiadał coraz ciszej chcąc stworzyć tajemniczy ponury klimat, co mu się nie udało, więc oboje ryknęliśmy śmiechem.

Dzień w pracy minął bardzo szybko, ledwie obsłużyłam kilkanaście osób, napełniłam kilkadziesiąt kieliszków winem i mój telefon zaczął wibrować, powiadamiając mnie o zakończeniu dzisiejszej pracy. Lando zawiózł mnie pod sam dom, po drodze zdążyłam mu opowiedzieć o wczorajszym zdarzeniu i zyskałam dokładny adres Charlotty, do której mam zamiar udać się jutro z samego rana.

Usiadłam na wysokim krześle barowym przy wyspie kuchennej i nalałam sobie resztę chardonnay. Załączyłam telefon i zadzwoniłam na zapisany numer Lucasa.
- Słucham? - usłyszałam niski głos i przeszły mnie ciarki. 
- 150 euro. 
- Ah to ty, cały dzień czekałem i myślałem... Myślałem, że może chciałabyś gdzieś ze mną pójść? Na drinka? - Nie ukrywam, zaskoczył mnie, ale co mam do stracenia? Oczywiście, że nic.
- Akurat alkoholu na tym etapie mojego życia jest zdecydowanie za dużo, wymyśl coś bardziej kreatywnego.
- Może...- usłyszałam w telefonie dzwonek do drzwi. Ktoś do niego przyszedł
- Wiesz co oddzwonię później. -
- To do zob- połączenie się urwało, więc nie zdążyłam dokończyć mojej wypowiedzi. Odłożyłam telefon, napełniłam kieliszek słomkową cieczą i poszłam załączyć serial. Jak dobrze, że jutro nie muszę iść do pracy! 
Obejrzałam jeden odcinek, potem drugi, cały czas gdzieś w głębi serca czekałam aż Lucas zadzwoni, ale tak się nie stało. Przerwałam oglądanie i poszłam pod gorący prysznic. Kiedy strumienie wody spływały po całym moim ciele zastanawiałam się co jutro powiedzieć Charlotte. Bałam się, że może to nie dziecko Mike'a, może jest z kimś innym, kogo kocha, może nie chce wracać do przeszłości i żyje tym co jest tu i teraz, może każdego ranka budzi się obok miłości swojego życia, którą nie jest wysoki brunet o ciemnych oczach. Natłok złych myśli spowodował ból głowy, więc wyszłam spod prysznica, osuszyłam się, szybko wykonałam wieczorną rutynę i pobiegłam owinięta białym szlafrokiem do sypialni. Ubrałam koszulę nocną i starając się nie myśleć już o niczym położyłam się do łóżka. Przez moje myśli ostatni raz przemknął obraz blondyna i jego pięknych dużych błękitnych oczu.

***

Włoska winoroślWhere stories live. Discover now