Nie mogąc wytrzymać stałego napięcia i życia w niewiedzy, postanowiłam sama zadzwonić do Lucasa. Wybrałam numer i nacisnęłam szarą słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Hej, to ja, miałeś wczoraj zadzwonić. - zauważyłam.
- Cześć, przepraszam, byłem bardzo zajęty, wyślesz mi swój numer konta? Przeleje ci te pieniądze. - był inny, bardziej...stanowczy? Mówił zupełnie bez emocji, nie tego oczekiwałam.
- Um... Tak... To znaczy, chciałeś gdzieś ze mną wyjść i pomyślałam, że przy okazji mi oddasz. - Niepotrzebnie sobie narobiłam nadziei, pewnie ma dziewczynę, a wczorajsza rozmowa była tylko chwilą słabości i nie miała mieć nigdy miejsca.
- Tak! Tak, tylko teraz mam strasznie dużo na głowie i w najbliższym czasie nie dam rady - wyczułam nutkę niepokoju.
- Wszystko w porządku?
- Nie. Nie twój interes. - rzucił oschle. Coraz bardziej zaczyna mnie do niego ciągnąć jakaś siła, której nawet jakbym chciała, nie dam rady odepchnąć.
- Co się stało? Przyjechać do ciebie? Pomóc ci? - spróbowałam go do siebie przekonać.
- Dlaczego to robisz? - zapytał już nieco łagodniej.
- Co robię?
- Martwisz się o mnie. - zastygłam. Przez chwilę zastanawiałam się co mu odpowiedzieć, żeby go do siebie nie zrazić, a z drugiej strony, żeby nie pomyślał, że oszalałam na jego punkcie.
- Może tak już mam, martwię się o różnych ludzi, których spotkałam raz w życiu i pewnie nigdy więcej się z nimi nie zobaczę. Po prostu wiem, że ciężko jest sobie radzić z problemami samemu.
- Nie chcę cię wciągać w moje pojebane życie. Tyle.
- Okej, jak wolisz, twoja sprawa.
- Tak. Dobra wiesz co daj mi swój adres, jestem akurat na trasie to ci podrzucę te pieniądze i zamkniemy temat.
- Southaven Road, 772*, wiesz gdzie to?
- Dojadę. - rozłączył się. Poszłam do pokoju i przejrzałam się w lustrze, nie wyglądam tragicznie. Poprawiłam delikatny makijaż i spięłam włosy w kucyk, przejechałam ręką po sukience i postanowiłam się ubrać w piżamę, przecież nie będę się stroić dla jakiegoś dupka. Prawda? Ubrałam dłuższą szeroką koszulę i włożyłam na stopy ciepłe beżowe kapcie. Nie mam pojęcia ile będę musiała czekać na chłopaka, więc po prostu zacznę coś robić. Wyjęłam grubą teczkę z zapisami, zamówieniami, umowami i innymi nudnymi papierami. Zaczęłam wypełniać kartkę z wykazem zamówień wina i innych alkoholi do firmy. Prawie skończyłam papierkową robotę, kiedy po całym domu rozległ się głos dzwonka do drzwi. Wstałam ociężale i skierowałam się w stronę, z której dochodziły odgłosy, prawie dotarłam, ale dzwonek zdążył zadzwonić jeszcze raz.
- No idę no! - krzyknęłam zirytowana. Otwarłam drzwi i zobaczyłam chłopaka w czapce i okularach przeciwsłonecznych
- Na dekiel ci jebie? Jest ciemno, nie ma słońca, okulary przeciwsłoneczne chronią przed słońcem- zaczęłam tłumaczyć jak dziecku. Blondyn jakby nigdy nic wparował do mojego domu
- Ile? 150, nie? - zapytał i dał mi pieniądze do ręki. Zauważyłam krew na jego prawej dłoni, więc zanim zdążył się ulotnić, złapałam go za rękę i zamknęłam drzwi. Patrząc się ciągle na jego twarz sięgnęłam po okulary, ale chłopak skutecznie mi w tym przeszkodził.
- Co się stało? - powiedziałam cicho. Wiedziałam, że coś tu nie gra.
- Nic, otwórz.
- Jakie nic, jak na dłoniach masz pełno krwi!?
- Na prawdę, daj mi wyjść, nie chcę zrobić ci krzywdy - mówi ciągle spokojnym tonem.
- Dlaczego miałbyś? - ciągnę.
- Bo mnie wyprowadzasz z równowagi. - zamilkł na chwilę - i strasznie gorąco wyglądasz z tą szminką i odsłoniętymi udami. - zawstydziłam się i spuściłam głowę w dół. Dotarło do mnie, że przecież dalej nie wiem co się stało.
- Nie zmieniaj tematu, po co ci te okulary? - westchnął głęboko i zaciskając szczękę zdjął okulary. Miał podbite oko, zaschniętą krew nad brwią i sińce na pół twarzy. Z jego wargi sączyła się ciemnoczerwona ciecz. Rozchyliłam lekko usta nie wiedząc co powiedzieć. Skierowałam dłoń w stronę jego twarzy i dotknęłam jego policzka na co się wzdrygnął.
- Co się stało? Ktoś cię pobił?
- Nie. Sam się pobiłem - powiedział natychmiast, a jego kąciki ust się podniosły, co musiało wywołać u niego ból, bo zmrużył oczy. Zrobiło mi się go strasznie szkoda, więc zaproponowałam pomoc.
- Chodź, zmyje ci to. - złapałam go za rękę i delikatnie pociągnęłam w kierunku kuchni.
- Spieszę się. - zasygnalizował.
- Nie obchodzi mnie to. - stanowczo zaprotestowałam i wskazałam krzesło barowe które przysunęłam bliżej zlewu. Chłopak usiadł, a ja spokojnym krokiem udałam się po apteczkę i ręcznik. Namoczyłam go w ciepłej wodzie i zaczęłam przemywać twarz blondyna. Odłożyłam materiał i wyjęłam z apteczki wodę utlenioną, z zamiarem zdezynfekowania ran.
- O nie nie! Odejdź z tym! - zeskoczył z krzesła jak poparzony i stanął jakieś 5 metrów ode mnie.
- Co jest? Chodź, przecież nie zrobię ci krzywdy.
- Nie, proszę - powiedział załamującym się głosem, a ja zmiękłam.
- Taki duży chłopiec, a boi się wody utlenionej? - zrobiłam minę smutnego dziecka i wiedząc, że stanął w miejscu bez ucieczki powoli zaczęłam się do niego zbliżać
- Proszę cię, nie przesadzaj, zrobię to szybko, obiecuje - przekonywałam go dalej. Kiedy byłam wystarczająco blisko, chciał zacząć uciekać ale już nie miał gdzie, więc zaczął się szarpać.
- Lucas! Uspokój się! Nie chcę ci tego wlać do oka - powiedziałam łagodnym tonem. Chłopak po chwili namysłu westchnął, złapał mnie w pasie i posadził na blacie, po czym przysunął się do mnie, położył swoje dłonie na moich udach i zamknął oczy.
- Tylko szybko, proszę. - ucieszyłam się, że zdobyłam jego zaufanie. Przyłożyłam nawilżony czysty ręcznik pod ranę i pokropiłam ją wodą utlenioną. Mogłam dokładnie zobaczyć jak zaciskają się jego kości i uwydatniają się ostre rysy twarzy. Z bólu zacisnął dłonie na moich udach z taką siłą, że odruchowo chciałam je zabrać z mojej skóry, ale gdy tylko dotknęłam zimnych rąk chłopaka sam je zabrał.
- Przepraszam. - chrząknął cicho.
- Nic się nie stało. - rana już prawie była oczyszczona, przetarłam ją jeszcze raz wodą i dokładnie obejrzałam. - Dzielny chłopczyk! Będzie trzeba to zszyć, inaczej się nie zagoi...
- Czyli trzeba jechać do szpitala...? - zapytał zmartwiony.
- Skończyłam kurs z czerwonej taktyki jak byłam młodsza, więc teoretycznie mogłabym ci to zszyć, chyba, że wolisz żeby ci to zrobiła jakaś praktykantka w szpitalu.
- Przekonałaś mnie - otworzył powoli swoje piękne niebieskie oczy i dotknął swoją dłonią mojej twarzy zahaczając kciukiem o wargę. - Wiesz, że jesteś piękna? - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dziękuję. Poczekaj przyniosę ci coś, może przynajmniej usiedzisz na miejscu bez wyrywania się. - zeskoczyłam z blatu i poszłam do garażu.
- Wolisz słodkie czy wytrawne!? - krzyknęłam. W odpowiedzi dostałam tylko cudowny męski śmiech. Wzięłam słodkie, bo czemu nie, zgasiłam światło i wróciłam do blondyna.
- Portugalskie Porto z nutami ciemnych owoców i akcentami kakao oraz herbaty. Podobno wino leczy rany. - Zagryzłam dolną wargę i sięgnęłam po kieliszki. Nalałam ciemnej cieczy do obu naczyń, jedno podałam chłopakowi wyższemu ode mnie o prawie głowę, a drugie wzięłam ja i zanurzyłam się w gorzkawym smaku napoju.
- A to nie od ciebie słyszałem, że w twoim życiu jest już za dużo alkoholu? - zaśmiał się i wziął dwa łyki.
- Ode mnie, ode mnie. Pracuje w kasynie w centrum Memphis jako sommelier, dopasowuje wino do preferencji klienta, sprzedaje je, reklamuje i takie tam.
- Hmm... Nie myślałaś żeby wyjechać do Włoch?
- Bardzo bym chciała, ale na razie muszę coś zaoszczędzić, żeby nie jechać z pustymi rękami.
- Ile już masz?
- Za mało. - ucięłam. - Od dziecka marzę, żeby tam zamieszkać, mieć swoją winnicę, piękny dom z czerwonej cegły na środku niczego. Żeby nikt ani nic mnie nie obchodziło i mi nie przeszkadzało. Chciałabym wstawać rano i w spokoju pić kawę rozkoszując się widokiem pięknych dolin i gór Toskanii. - zjechałam po ścianie i usiadłam na ziemi, co zrobił też mój towarzysz. - A o czym ty marzysz? - upiłam kolejny łyk trunku. Blondyn przez chwilę milczał.
- Sam chciałbym wiedzieć. Czasami mam wrażenie, jakby w moim życiu nie było miejsca na marzenia. Codziennie wstaję i kiedy próbuję zrobić cokolwiek, żeby codzienność stała się lepsza, dostaje kubłem zimnej wody. Chyba już dawno się poddałem, nie mam dobrej motywacji żeby walczyć o swoją przyszłość.
- Fakt, że nie jesteś tam, gdzie chcesz być, powinien być wystarczającą motywacją - wypiłam resztę wina i oparłam głowę na jego ramieniu. Siedzieliśmy w ciszy, ale nie tej niezręcznej, krępującej, w której nikt nie chce się znaleźć. W tej intymnej ciszy, pełnej zrozumienia i wsparcia, z której nikt nie chcę wyjść. Lucas położył głowę na mojej, przez co od razu zachciało mi się spać.
- Zszyję ci to szybko i będzie po sprawie, chodź. - Już chciałam wstać ale niebieskooki trzymał mnie za rękę, zaczął marudzić i się stawiać, więc bez dłuższego zastanowienia obróciłam się w jego stronę i wbiłam się w jego ciepłe od procentów usta. Objęłam dłońmi jego posiniaczoną twarz i muskałam jego wargi, co on odwzajemnił. Złapał zimnymi dłońmi moją szyje i jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął. Dawno nie czułam się tak dobrze. W objęciach Lucasa świat nabierał różowych barw. Oderwał się ode mnie i wydusił:
- Wyjedźmy razem. Gdzieś daleko, do Włoch. Proszę. Kupię ci piękną dużą winnicę i dom, pobierzemy się i będziemy mieć małe bombelki biegające po zroszonej trawie w ogrodzie. - Złączył nasze usta ponownie w długim i powolnym pocałunku, a ja uśmiechałam się do siebie przez słowa chłopaka. Nasz pocałunek przeradzał się w coraz to gorętszą walkę, jego dłonie zjechały na moje nogi, a chwilę później uniosły się wślizgując się pod moją koszulę. Rozpalony blondyn szybko zdjął koszulkę, a ja ujrzałam jego dobrze zbudowany, posiniaczony tors. W mgnieniu oka przerwałam naszą grę wstępną co spotkało się z rozgoryczeniem Lucasa. Kątem oka widziałam jak przewraca oczami, przejeżdża językiem po zębach i spogląda w sufit. Miałam wyrzuty sumienia, że zakończyłam tą cudowną chwilę, ale nie mogłam znieść wizji jego posiniaczonego ciała.
- Przepraszam... Ja po prostu... Po prostu nie potrafię na to patrzeć.
- Jasne. Sama zaczęłaś i sama skończyłaś, nie liczysz się w ogóle ze mną i moimi uczuciami, bawisz się mną jak każda. Właśnie dlatego nie chciałem ciebie wciągać do mojego życia. Nic nie rozumiesz. - Wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia, ale postanowiłam tak szybko nie odpuszczać i pobiegłam za nim.
- To mi wytłumacz! - chwyciłam go za rękę i patrzyłam mu prosto w oczy - Proszę. Chcę zrozumieć. - kiwnął głową z dezaprobatą. - Nie idź... - prosiłam dalej. Nie chcę go stracić, a wiem, że jak teraz wyjdzie, to szybko go nie zobaczę, nie zapytam jak się czuje, czy wszystko się ładnie zagoiło. Moje oczy zrobiły się szkliste. - Przepraszam no.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało, po prostu nie potrafię żyć w jakichkolwiek relacjach z innymi ludźmi. Wychowywałem się sam, zawsze musiałem radzić sobie sam, z wszystkimi problemami i pięknymi chwilami zostawałem sam. Nawet nie miałem z kim się tym wszystkim podzielić. Postanowiłem zacząć trenować boks i teraz jest on całym moim życiem, nie mam nic innego, po prostu bije się z innymi, to wszystko na co mnie stać.
- Nauczę cię, nauczę cię żyć z ludźmi - uśmiechnęłam się. - Dlaczego mi po prostu nie powiedziałeś, że jesteś bokserem?
- Bo to nie są ślady po trudnym treningu. Wiele osób marzy, aby mnie zabić, nie chciałem żebyś była przeze mnie w niebezpieczeństwie. - tłumaczył, a ja starałam się jak najwięcej zrozumieć.
- Już za późno, przecież nie możesz mnie teraz zostawić bez ochrony. - próbowałam zagrać na jego psychice. Uśmiechnął się, to dobry znak.
- Zrobiłabyś to dla mnie?
- Co?
- Zostałabyś moją dziewczyną? - moje usta ułożyły się w szerokim uśmiechu, a policzki pokryły się czerwienią.
- Oczywiście. - ponownie usłyszałam piękny śmiech chłopaka, który złożył na moich ustach krótki pocałunek i otworzył drzwi wyjściowe.
- Lucas.
- Hm?
- Pojedziesz z tą brwią do szpitala? Proszę. Zrób to dla mnie. - jego szczęka zacisnęła się, wziął głęboki wdech i patrzył mi w oczy.
- Pojadę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - Raz jeszcze ucałował mnie w policzek - Kocham cię Scarlett. Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Za bardzo się do ciebie przez te dwa dni zdążyłam przywiązać.Wsiadł do czarnego mustanga i odjechał. Ja jeszcze chwilę gapiłam się bez celu w puste miejsce na poboczu i weszłam do środka. Posprzątałam i ujrzałam okulary przeciwsłoneczne chłopaka, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Wzięłam je do ręki i poszłam z nimi do sypialni. Położyłam je na długiej białej komodzie i przygotowałam się do spania. Wsunęłam się pod ciepłą kołdrę i bardzo szybko zasnęłam.
*adres przypadkowy
***
YOU ARE READING
Włoska winorośl
RomanceScarlett Smith - zwyczajna dziewczyna, miłośniczka dobrego wina, kieruje się tylko marzeniami i sercem, rzadziej rozsądkiem. Pewnego dnia spotyka chłopaka, który nieźle namiesza w jej poukładanym i stabilnym nudnym życiu.