Brunello di Montalcino

3 1 0
                                    

Jak tylko otworzyłam oczy słońce oślepiło mnie swoimi promieniami przelatującymi przez zasłony, dzień zapowiadał się pogodny i nic nie może mi go zepsuć. Wstałam z łóżka i po umyciu się, ubrałam długą białą letnią sukienkę w drobne zielone kwiatki, założyłam złotą delikatną bransoletkę i naszyjnik. Moje średniej długości ciemno brązowe włosy zostawiłam rozpuszczone, ubrałam białą czapkę i również białe adidasy. Zerknęłam raz jeszcze na ekran telefonu, by upewnić się, że Lucas nie dzwonił. Nic. Odetchnęłam głęboko i weszłam do samochodu, odpaliłam silnik i wyruszyłam w drogę do domu Charlotte. Z obrzeży Memphis do Little Rock są ponad 2 godziny jazdy, więc od razu puściłam radio. Kocham czerwcową pogodę, świeci słońce jest rześko, przyjemnie, nie za gorąco... Idealnie.

Byłam już prawie na miejscu, zatrzymałam się w kawiarni, zamówiłam dwie kawy - iced latte dla Lotty i zwykłą czarną z lodem dla mnie. Wzięłam je, zapłaciłam i pokonałam ostatni odcinek drogi. Zaparkowałam auto na poboczu, podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła mi znajoma kobieta w podeszłym wieku, która od razu mnie rozpoznała i mocno przytuliła.
- Scarlett! Jak ja cię dawno nie widziałam kochanie! Przypuszczam, że przyjechałaś do mojej córki - przywitała się ciepło.
- Tak, to ja, dzień dobry, miło panią znowu widzieć. Charlotte jest w domu? Chciałabym z nią porozmawiać.
- Tak, tak, wchodź. Napijesz się czegoś? - otworzyła drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam piękny salon, żyrandol na suficie, skórzane kanapy, kominek i cegły na ścianach. Pod stolikiem rozciągał się ogromny miękki dywan, a pokój zdobiły różnego rodzaju rośliny.
- Nie, dziękuję, kupiłam po drodze kawę - powiedziałam pokazując dwa duże kubki.
- Charlotte! - kobieta zawołała swoją córkę.
- Już schodzę! Kto przyjechał? - rodzicielka dziewczyny nie zdążyła odpowiedzieć, bo ta zeszła schodami na parter trzymając za rękę małego rocznego chłopca. W tedy nie miałam już wątpliwości czyje to dziecko. Byli z Mikiem jak dwie krople wody, identyczni.
- Scar? - zapytała zdziwiona. Kobieta wzięła chłopca na ręce i poszła do kuchni, zostawiając nas same.
- Cześć... Kupe lat, co? Pięknie ci w kręconych włosach - skomplementowałam wygląd dziewczyny, bo na prawdę ładnie wyglądała. Miała na sobie jeansowe krótkie ogrodniczki, a pod spodem żółtą koszulkę z krótkim rękawem. Uśmiechnęła się, ale mam wrażenie jakby nie wiedziała po co przyjechałam
- Możemy pogadać? Proszę. - poprosiłam.
- Jasne, to chodź może do mnie. - wskazała ręką schody, więc poszłyśmy do góry. Weszłyśmy do pokoju na samym końcu korytarza. Na środku było duże łóżko z granatową narzutą, ściany były białe, przez dwa duże okna do pokoju wpadało światło. Po prawej stronie stało dziecięce łóżeczko z czerwoną kołderką i poduszką, wszędzie były porozrzucane zabawki i pluszaki, na stoliku nocnym stała butelka z mlekiem i smoczek.
- Chciałam wam powiedzieć o dziecku, ale bałam się, że zrobię tylko większe zamieszanie, Mike... Mike brał, ja sama bym sobie nie poradziła, a wiesz jak moi rodzice reagują jak tylko go widzą. Było mi strasznie ciężko, prawie co noc płakałam i chciałam zadzwonić do Mike'a, albo do ciebie. Na początku myślałam, że wyjadę, usunę ciążę i jakby nigdy nic wrócę, ale zaczęłam się przywiązywać do tego dziecka i było tylko coraz gorzej... - wyznała dziewczyna, po jej policzkach zaczęły spływać łzy - przepraszam...- przytuliła się do mnie, co odwzajemniłam. Trwałyśmy w uścisku przez dłuższą chwilę, próbowałam ją uspokoić, ale Charlotte jest bardzo wrażliwą osobą i ciągle miała wyrzuty sumienia, że mogła zrobić coś inaczej. lepiej.
- Nie płacz już, proszę. Przyjechałam tu, bo wczoraj gadałam z Mikiem i zaufaj mi, że jemu też jest strasznie ciężko bez ciebie, tym bardziej teraz jak dowiedział się, że macie dziecko. Przykro mu, że nie mógł być z tobą w gorszych momentach, przy porodzie, że cała odpowiedzialność spadła na ciebie i nie miał ci jak pomóc.
- Na prawdę? Co u niego w ogóle? - zapytała wycierając twarz z łez.
- Myślę, że powinnaś do niego pojechać i sama go o to zapytać. Tęskni za tobą.
- No nie wiem... Nie jest zły?
- Bardziej zmartwiony. Obiecał ci kiedyś, że nie będzie brał, więc przestał, ma swój warsztat, jakoś mu nawet idzie. Jakbyś jeszcze do niego wróciła, to byłby najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a uwierz mi, że po tym wszystkim na to zasługuje.
Dziewczyna westchnęła, wstała i otworzyła szafę.
- Tylko w co ja się ubiorę? - uśmiech samoistnie pojawił się na mojej twarzy. Wybrałam z przyjaciółką krótką zwiewną jasnoniebieską sukienkę i na to ładny kobiecy biały sweterek. Kobieta przyniosła do nas małego chłopca, a Lotta wzięła się za ubieranie go.
- Jak ma na imię? - skierowałam głos do dziewczyny patrząc na małą kopię jego ojca.
- Ayrton. - zaniemówiłam. Zerkałam raz na niego, raz na nią i wiedziałam, że cały czas kocha Mike'a, miałam pewność, że przez cały ten czas o nim myślała. Ayrton Senna to największy idol i wzorzec Mike'a. Uważany za najlepszego kierowcę formuły 1, trzykrotny mistrz świata, podczas swojego niedługiego życia osiągnął ogromne sukcesy, dzięki wkładaniu w swoje marzenia całego serca i ogromnego poświęcenia.
- Gdyby Mike miał wybierać imię, to też by je wybrał - powiedziałam pocieszająco.

Włożyłyśmy fotelik malucha do mojego samochodu, usiadłyśmy z przodu i ruszyłyśmy w drogę. Podczas podróży nadrobiłyśmy małą część straconego czasu, opowiedziałam przyjaciółce co u nas w Memphis, kto gdzie pracuje i jak sobie radzi, nawet starczyło czasu na ploteczki i rozmowę o przystojnym blondynie. Kiedy byłyśmy już blisko, zauważyłam, że ręce Charlotte się trzęsą, a ona sama nie jest pewna tego, co robi. Poklepałam ją pocieszająco po ramieniu
-Będzie dobrze, co może pójść nie tak? - zadałam pytanie retoryczne i chwilę później wjechałam na plac warsztatu Mike'a. Wyszłyśmy z auta, a ja wzięłam się za wyciąganie Ayrton'a z fotelika.
- Idź do niego. - powiedziałam rozkazującym tonem. Wiem, że ta dwójka się nawzajem kocha, tylko potrzebują kogoś kto im to powie. Dziewczyna powoli i nerwowo skierowała się w stronę wejścia do garażu, zobaczyłam jak Mike wychodzi i wyjmuje zapalniczkę z kieszeni w celu odpalenia papierosa, kiedy jednak podnosi głowę i widzi swoją ukochaną wszystko co trzyma w dłoniach natychmiast ląduje na betonie. Patrzą sobie prosto w oczy, jakby ujrzeli anioła. Charlotte pod wpływem emocji rzuca się chłopakowi w ramiona a ten szczelnie ją ściska i podnosi lekko do góry
-Przepraszam - słyszę szept przyjaciółki - kocham cię, tak bardzo, przepraszam Mike.
Chłopak nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa wtula się w szyję szatynki i obdarowuje ją czułym pocałunkiem trzymając ręce na jej szyi i kciukami delikatnie dotykając jej rozpalonych policzków. Wyjęłam chłopczyka z samochodu i zaniosłam go na rękach do wciąż tulącej się do siebie pary.
- Michaelu przedstawiam ci twojego syna, Ayrtona - po wypowiedzeniu tych słów przez Lottę, Mike totalnie zmiękł i łzy wzruszenia spłynęły po jego policzkach, od razu wziął chłopca na ręce i go przytulił, wpatrywał się w niego jak w najdroższy i najpiękniejszy skarb na świecie. Był nim, był jego małym skarbem.

Zaprosiliśmy jeszcze Lando, Briana i kilku innych znajomych i zrobiliśmy grilla, na dobry początek nowego etapu życia i najlepsze rozpoczęcie wakacji oraz letniego sezonu. Jako profesjonalny sommelier, czułam się odpowiedzialna za istnienie alkoholu na tym wydarzeniu, więc podjechałam do domu po jeden z najlepszych trunków jakie posiadam - Brunello di Montalcino. Ma legendarne głęboko czerwone zabarwienie, powstaje z winogron Sangiovese, które rosną w najcieplejszym i najsuchszym regionie Toskanii. Nie chcieliśmy się upić, ze względu na Charlotte - nie może pić, bo karmi dziecko piersią, więc nalaliśmy sobie po jednym kieliszku, aby dotrzymać tradycji.

Ja, jako najbardziej odpowiedzialna osoba w towarzystwie, odwiozłam zjaraną część towarzystwa do domu, reszta pojechała swoimi autami, zostałam tylko ja, Mike i Charlotte, Ayrton już spał w samochodzie, bo tam było najciszej. Pomogłam parze posprzątać i już miałam się zbierać, kiedy podszedł do mnie brunet i mnie bardzo mocno przytulił.
- Dziękuję.
- Wiesz, że nie masz za co, też mi jej strasznie brakowało. Tylko nie spierdol tego, bo więcej się tak wysilać nie będę - zaśmiał się i na pożegnanie ucałował mnie w policzek.
- Na razie. - rzuciłam na odchodne i z uśmiechem wróciłam do domu. Załączyłam serial i przymknęłam na chwilę oczy.

***

Włoska winoroślWhere stories live. Discover now