władza ma cudowny smak

24 3 2
                                    

Przebrałam się w sensowniejsze ciuchy niż piżama i poszłam jej otworzyć.

-No wreszcie- powiedziała z wyrzutem .- Czekam pod drzwiami już równe siedem minut. Wyobrażasz sobie? Siedem minut!!

- No dobra...., sorry,heheh musiałam się przebrać. - tak bardzo śmiałam się z jej miny ,że ledwo układałam zdania.
Jej, no powiedzmy niezbyt ładny na tę chwilę wyraz twarzy kontrastował z pięknymi, jasno brązowymi włosami. Zawsze zazdrościłam przyjaciółce tych długich i prostych włosów ponieważ sama musiałam użerać się z kręconymi.

- To co robimy?.- zapytałam.
- Nie wiem, myślałam o tym żeby pójść na strzelnicę.
- Super, tylko ta w moim domu jest za mała....- zgodziłam się.
-No raczej- powiedziała, patrząc się na mnie jakby zobaczyła kosmitę. - Po za tym już postanowiłam ,że idziemy do siedziby - dodała Lara.

Pokrecilam głową.
- Nie wiem, czy nas wpuszczą.

Nie chciałam sobie robić kłopotów zwłaszcza że za niedługo organizowali imprezę. A po zatym nigdy nie byłam sama w siedzibie, z samą matką byłam w sumie też mało razy.
- Ciebie by nie wpuścili?!! - prychnęła- Przecież jesteś córka samej Elizabeth amstrong.

Cisza.

- Przepraszam.- powiedziała cicho moja przyjaciółka- Ja .... Ja .... Nie chciałam żeby to tak wyszło.... Wiem że nie masz najlepiej.
- Okej .- starałam się uśmiechnąć ale chyba mi nie wychodziło.- Nic się nie stało.
-Naprawde nie chciałam.
- Mówię że jest okej!!- zabrzmialam trochę chamsko ale nie przejmowałam się tym zbytnio.
- No to co, idziemy na tą strzelnicę ?- widać było , że dziewczyna za wszelką cenę próbowała zmienić temat.
- Jasne
Wcale nie takie jasne - pomyślałam.

Przez całą drogę rozmyślałam nad słowami Lary. Było mi źle że tak zareagowałam ale nic nie mogłam na to poradzić. Mojej matki praktycznie nigdy nie było w domu, zawsze miała jakąś podróż ,,służbową" lub coś w tym stylu. Tak więc moim wychowaniem zajmowali się w większości służące i prywatni nauczyciele. Lara dobrze o tym wiedział bo przynajmniej raz w tygodniu zwierzakami się jej ze swojego jakże fantastycznego życia.

Szłyśmy chodnikiem w stronę wysokiego, szklanego budynku. Wieżowiec był chyba sto- piętrowy, miał kształt kwadratu ale w niektórych miejscach były takie jakby wgłębienie na ogromne balkony z krwisto, czerwonymi sofami. Otaczało go wysokie na trzy metry ogrodzenie zakończone drutem kolczastym. Muszę przyznać że onieśmielał widokiem.
Dopiero gdy zbliżyliśmy się do bramy zauważyłam, że przy bramie stoi trzech ludzi uzbrojonych w .... O boże !!!!!! Dwaj mężczyźni i jedna kobieta trzymali w ręku potężne karabiny.
Wiem, że właśnie idziemy na strzelnicę i nie powinnam się bać broni ale te karabiny były naprawdę ogromne.
Poinformowałam Larę o moim odkryciu lecz ta, zamiast się przerazić zachwyciła się bronią. Ja jej chyba nie rozumiem.
- No popatrz !!- krzyknęła .- To są chyba M16A1- ekscytowała się jakieś małe dziecko.
- Wybacz, ale nie do końca rozumiem o co ci chodzi- powiedziałam, zniesmaczona swoją wiedzą na temat broni palnej.
- Ohh, to takie karabiny maszynowe które zostały udoskonalone, bo pierwotnie były M16 ale były bardzo bruczne ponieważ ( bla,bla,bla)- i po co ja to mówiłam teraz gada jak jakaś, jebana encyklopedia.
- Stop! - przerwałam jej.- I jak ma nam to niby pomóc dostac się do środka hę?
- No.. nie wiem - przyznała.
Podeszliśmy pod bramę na tyle blisko że ci goście nas zauważyli.

- Stać!- krzyknął mężczyzna po prawej stronie.
- macie karty?- zapytała kobieta.

Przyglądała się nam dobre dwie minuty. Jej spojrzenie było przenikliwe i bezlitośnie, jakby miala nas zabić bez zmrużenia oka, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Według mnie miała. Około trzydziestu lat. Na sobie miala czarne spodnie spadochronowe i przylegającą do ciała, zieloną ,koszulkę. Czarne włosy spięła w wysoki koński ogon. Mężczyźni mieli również dobrane czarne stroje. Wyglądali jak zupełne dwa przeciwieństwa, jeden był całkiem młody, na oko miałby osiemnaście a co najwyżej dwadzieścia lat. Miał duże niebieskie oczy, a blond grzywka opadała mu na czoło. Był zdecydowanie za młody jak na tak nielegalną pracę.
Drugi natomiast miał około czterdziestu lat, kolor jego włosów ciężko było określić, ale chyba były brązowe, były przystrzyżone tuż przy głowie. Facet miał całą twarz pokrytą w bliznach. Wzdrygnęłam się na ich widok, jego buzia przypominała posiekaną kapustę. Ciekawe skąd je miał.
- Halo!!!- głos strażniczki wyrwał mnie z zadumy- Pytałam czy macie karty!?
-Nie, nie mamy- popatrzyłam na swoją przyjaciółkę z nadzieją że mi pomoże, jednak ta wciąż wpatrywała się w broń.- Przyszłyśmy tu na strzelnicę.
Mężczyzna pokrecil glową z niedowierzaniem po czym parsknąl głośno śmiechem.
- Dziecko to nie jest miejsce dla takich małych dziewczynek...
-Nie jestem mała.- krzyknełam z oburzeniem.- I wiem co to za miejsce.- dodałam szeptem.
- W takim razie co ty tutaj robisz?- zapytała kobieta.
- No mówiłam przecież że idę na strzelnicę z przyjaciółką - powiedziałam zirytowana.- Mam powiedzieć mojej mamie, że nie chcecie mnie wpuścić?
- Czyli komu- dopytywała kobieta.
- Elizabeth Amstrong.
-

Samotna. Ale Czy Na Zawsze ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz